Jest to wiersz – rozważanie nad sensem polskich powstań – zrywów narodowościowych. Ludzie nie lubią rewolucji, przemian daleko idących, są i tacy, którzy się ich boją, przestrzegają przed nimi, nazywają wręcz zdradą. Jest on więc kierowany do wszystkich tych, którzy nie są przekonani co do zbawczego celu i roli tego rodzaju wystąpień. Najprawdopodobniej tekst jest dedykowany Zygmuntowi Krasińskiemu, który należał właśnie do wyznawców tego typu poglądu.
Autor rozpoczyna swój utwór słowami : Co nam zdrady! Jakby potępiał tego rodzaju podejście do rewolucji. Następnie przenosi nas do Warszawy na Stary Rynek. To właśnie tutaj będzie miała miejsce rewolucja. Jednakże autor ukazuje ją jak wizję apokaliptyczną:
Więc
lada dzień, a nędza sprężyny dociśnie:
To naprzód tam
na rynku para oczu błyśnie
I spojrzy w Świętojańską na
przestrzał ulicę -
A potem się poruszą matki-kamienice,
A
za kamienicami przez niebios otchłanie
Przyjdzie zorza północna
i nad miastem stanie;
A za zorzą wiatr dziwne miotający
blaski
Porwie te wszystkie zemsty i te wszystkie wrzaski,
Wicher
jakiś z aniołów rozigrany Pańskich,
Oderwany jak
skrzydło z widzeń Świętojańskich,
Przezroczysty jak brylant,
a jak ogień złoty,
Który porwie te zemsty, te światła,
te grzmoty,
Zwinie i nimi ciemną ulicę zalęże,
Jako brąz
w niej zakipi, zaświśnie jak węże
I naprze tak, że będzie
trzęsąca się cała,
Jako wół sycylijski na miasto
ryczała.
Sama walka jaka będzie miała miejsce to walka między dobrem a złem, między jasną a ciemną mocą:
A
miasto co? - Słuchając z wyciągniętą szyją
Powie: że tam
się ciemni aniołowie biją,
Że tam szatan ogniste przywoławszy
moce
Koń swój brązowy ciska i piorun gruchoce,
Że
jako Machabeusz pod zwalonym słoniem
Tak szewcy pod piorunem
padają i koniem
Zgruchotani...