Utwór jest wyrazem smutku i tęsknoty za bliską, kochaną osobą - matką poety. Wiersz składa się z ośmiu czterowersowych strof, które wyraźnie dzielą się na dwie części ze względu na budowę świata przedstawionego.
Pierwsza dotyczy adresatki. Podmiot liryczny ukazuje swój bliski związek z nią. Podkreśla, jak wiele wie o jej życiu: „Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta;// Wiem, o jakiej godzinie wraca bólu fala,/ Wiem, jaka ci rozmowa ludzi łzę wyciska”. Mówi o gorącej miłości, którą czuł do matki, o tym, że była jego powiernicą i wskazywała mu w życiu drogę: „Tyś mi widna jak gwiazda, co się tam zapala”.
Szalejąc wręcz z tęsknoty, poeta próbuje przynajmniej przywołać obraz bliskiej osoby: „Znając twój dom - i drzewa ogrodu, i kwiaty,/ Wiem, gdzie malować myślą twe oczy i postać”. Jednak wizja ta jest jakby zamglona, co spowodowane jest ogromną odległością i upływającym czasem.
Tu rozpoczyna się druga część tekstu. W tym momencie podmiot liryczny przestaje opisywać samą postać matki, skupiając się na tym, by z kolei móc pomóc jej wyobraźni. Przejmuje za nią trud kreowania krajobrazu: „Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć (…)/ Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić i położyć/Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem”. Zaczyna sam tworzyć świat, jakby chcąc ułatwić kobiecie psychiczne połączenie się z synem za pomocą uświadomienia jej, w jakim miejscu się znajduje. Mówi o jeziorze znajdującym się u podnóża gór, nad którym co wieczór zapalają się światła w oknach, stając się dla poety pewnym rodzajem gwiazd. Tłumaczy jej, że żeby znaleźć się przy nim, musi ona „niebo zwalić i położyć/ Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem.// Potem jezioro z niebem dzielić na połowę,/ W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem”.
Wspomina też, że wybrał na niebie jedną z gwiazd i polecił jej matkę pod opiekę. Rodzicielka nie ma co prawda pojęcia, która to z nich, teraz jednak wie, że w pewien sposób może „dostrzec” syna i poczuć jego miłość.
Wiersz ma wymowę pesymistyczną. Nie ma możliwości, by ukochane osoby połączyły się i znów były razem („nigdy, nigdzie połączyć nie mamy”). Zdają sobie z tego sprawę, ale choć „zamilkną na chwilę (…) znów się wołają”. Jedyne, co im pozostało, to wymiana listów, tych „białych gołębi smutku”.
Pierwsza dotyczy adresatki. Podmiot liryczny ukazuje swój bliski związek z nią. Podkreśla, jak wiele wie o jej życiu: „Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta;// Wiem, o jakiej godzinie wraca bólu fala,/ Wiem, jaka ci rozmowa ludzi łzę wyciska”. Mówi o gorącej miłości, którą czuł do matki, o tym, że była jego powiernicą i wskazywała mu w życiu drogę: „Tyś mi widna jak gwiazda, co się tam zapala”.
Szalejąc wręcz z tęsknoty, poeta próbuje przynajmniej przywołać obraz bliskiej osoby: „Znając twój dom - i drzewa ogrodu, i kwiaty,/ Wiem, gdzie malować myślą twe oczy i postać”. Jednak wizja ta jest jakby zamglona, co spowodowane jest ogromną odległością i upływającym czasem.
Tu rozpoczyna się druga część tekstu. W tym momencie podmiot liryczny przestaje opisywać samą postać matki, skupiając się na tym, by z kolei móc pomóc jej wyobraźni. Przejmuje za nią trud kreowania krajobrazu: „Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć (…)/ Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić i położyć/Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem”. Zaczyna sam tworzyć świat, jakby chcąc ułatwić kobiecie psychiczne połączenie się z synem za pomocą uświadomienia jej, w jakim miejscu się znajduje. Mówi o jeziorze znajdującym się u podnóża gór, nad którym co wieczór zapalają się światła w oknach, stając się dla poety pewnym rodzajem gwiazd. Tłumaczy jej, że żeby znaleźć się przy nim, musi ona „niebo zwalić i położyć/ Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem.// Potem jezioro z niebem dzielić na połowę,/ W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem”.
Wspomina też, że wybrał na niebie jedną z gwiazd i polecił jej matkę pod opiekę. Rodzicielka nie ma co prawda pojęcia, która to z nich, teraz jednak wie, że w pewien sposób może „dostrzec” syna i poczuć jego miłość.
Wiersz ma wymowę pesymistyczną. Nie ma możliwości, by ukochane osoby połączyły się i znów były razem („nigdy, nigdzie połączyć nie mamy”). Zdają sobie z tego sprawę, ale choć „zamilkną na chwilę (…) znów się wołają”. Jedyne, co im pozostało, to wymiana listów, tych „białych gołębi smutku”.
Utwór jest wyrazem smutku i tęsknoty za bliską, kochaną osobą - matką poety. Wiersz składa się z ośmiu czterowersowych strof, które wyraźnie dzielą się na dwie części ze względu na budowę świata przedstawionego.
Pierwsza dotyczy adresatki. Podmiot liryczny ukazuje swój bliski związek z nią. Podkreśla, jak wiele wie o jej życiu: „Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta;// Wiem, o jakiej godzinie wraca bólu fala,/ Wiem, jaka ci rozmowa ludzi łzę wyciska”. Mówi o gorącej miłości, którą czuł do matki, o tym, że była jego powiernicą i wskazywała mu w życiu drogę: „Tyś mi widna jak gwiazda, co się tam zapala”.
Szalejąc wręcz z tęsknoty, poeta próbuje przynajmniej przywołać obraz bliskiej osoby: „Znając twój dom - i drzewa ogrodu, i kwiaty,/ Wiem, gdzie malować myślą twe oczy i postać”. Jednak wizja ta jest jakby zamglona, co spowodowane jest ogromną odległością i upływającym czasem.
Tu rozpoczyna się druga część tekstu. W tym momencie podmiot liryczny przestaje opisywać samą postać matki, skupiając się na tym, by z kolei móc pomóc jej wyobraźni. Przejmuje za nią trud kreowania krajobrazu: „Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć (…)/ Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić i położyć/Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem”. Zaczyna sam tworzyć świat, jakby chcąc ułatwić kobiecie psychiczne połączenie się z synem za pomocą uświadomienia jej, w jakim miejscu się znajduje. Mówi o jeziorze znajdującym się u podnóża gór, nad którym co wieczór zapalają się światła w oknach, stając się dla poety pewnym rodzajem gwiazd. Tłumaczy jej, że żeby znaleźć się przy nim, musi ona „niebo zwalić i położyć/ Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem.// Potem jezioro z niebem dzielić na połowę,/ W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem”.
Wspomina też, że wybrał na niebie jedną z gwiazd i polecił jej matkę pod opiekę. Rodzicielka nie ma co prawda pojęcia, która to z nich, teraz jednak wie, że w pewien sposób może „dostrzec” syna i poczuć jego miłość.
Wiersz ma wymowę pesymistyczną. Nie ma możliwości, by ukochane osoby połączyły się i znów były razem („nigdy, nigdzie połączyć nie mamy”). Zdają sobie z tego sprawę, ale choć „zamilkną na chwilę (…) znów się wołają”. Jedyne, co im pozostało, to wymiana listów, tych „białych gołębi smutku”.
Pierwsza dotyczy adresatki. Podmiot liryczny ukazuje swój bliski związek z nią. Podkreśla, jak wiele wie o jej życiu: „Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta;// Wiem, o jakiej godzinie wraca bólu fala,/ Wiem, jaka ci rozmowa ludzi łzę wyciska”. Mówi o gorącej miłości, którą czuł do matki, o tym, że była jego powiernicą i wskazywała mu w życiu drogę: „Tyś mi widna jak gwiazda, co się tam zapala”.
Szalejąc wręcz z tęsknoty, poeta próbuje przynajmniej przywołać obraz bliskiej osoby: „Znając twój dom - i drzewa ogrodu, i kwiaty,/ Wiem, gdzie malować myślą twe oczy i postać”. Jednak wizja ta jest jakby zamglona, co spowodowane jest ogromną odległością i upływającym czasem.
Tu rozpoczyna się druga część tekstu. W tym momencie podmiot liryczny przestaje opisywać samą postać matki, skupiając się na tym, by z kolei móc pomóc jej wyobraźni. Przejmuje za nią trud kreowania krajobrazu: „Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć (…)/ Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić i położyć/Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem”. Zaczyna sam tworzyć świat, jakby chcąc ułatwić kobiecie psychiczne połączenie się z synem za pomocą uświadomienia jej, w jakim miejscu się znajduje. Mówi o jeziorze znajdującym się u podnóża gór, nad którym co wieczór zapalają się światła w oknach, stając się dla poety pewnym rodzajem gwiazd. Tłumaczy jej, że żeby znaleźć się przy nim, musi ona „niebo zwalić i położyć/ Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem.// Potem jezioro z niebem dzielić na połowę,/ W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem”.
Wspomina też, że wybrał na niebie jedną z gwiazd i polecił jej matkę pod opiekę. Rodzicielka nie ma co prawda pojęcia, która to z nich, teraz jednak wie, że w pewien sposób może „dostrzec” syna i poczuć jego miłość.
Wiersz ma wymowę pesymistyczną. Nie ma możliwości, by ukochane osoby połączyły się i znów były razem („nigdy, nigdzie połączyć nie mamy”). Zdają sobie z tego sprawę, ale choć „zamilkną na chwilę (…) znów się wołają”. Jedyne, co im pozostało, to wymiana listów, tych „białych gołębi smutku”.