Niesamowicie pracowita, uczynna i przesympatyczna dziewczyna. Dzielnie znosi wszelkie przeciwności losu. Wpierw dotyka ją osobista tragedia – traci matkę. Po jej śmierci dziedziczy cały majątek dziadka, radcy tajnego, który przepisał wszystko wpierw na swoją córkę, aby później mogli przejąć wszystko jej potomkowie. Nadal ma ojca, jednak w gruncie rzeczy niewiele go obchodzi. Pozostaje więc w domu ze swoją babką, Marią, ukochanym wujaszkiem Wanią oraz nianią Maryną. Tam dorasta i ciężko pracuje, aby wspólnie z Iwanem móc nie tylko utrzymać gospodarstwo, ale również posyłać pieniądze swemu ojcu, który był niegdyś profesorem na uczelni, dopóki mu zdrowie na to pozwalało. Z tego względu sama niejednokrotnie nie dojadała, żeby tylko sprzedać na targu więcej warzyw. W przeciwieństwie jednak do Iwana nie buntuje się przeciw ojcu, wciąż pozostaje dla niego tak samo dobra i pomocna, jest na każde jego zawołanie. Sonia strasznie dba o gości, zawsze proponuje im herbatę albo coś do zjedzenia, jest więc solidną gospodynią. Z każdym potrafi znaleźć wspólny język, porozmawiać na przeróżne tematy. Fascynuje ją doktor Astrow, jak się jednak okazuje później – niezupełnie bezinteresownie. Od sześciu bowiem lat, odkąd go tylko widuje w domu (bo jest ich częstym gościem) jest w nim zakochana na zabój. Za każdym więc razem próbuje się do niego jakoś zbliżyć. Zdaje sobie sprawę z tego, że jest brzydka, ale wierzy, że swe niedoskonałości w wyglądzie zewnętrznym może nadrobić błyskotliwością, inteligencją, szczerością i pracowitością. Godzi się nawet ze swoją macochą, z którą nie rozmawiała od czasu, gdy wyszła za mąż za jej ojca, wcześniej nie miały nawet wiele kontaktu ze sobą, gdyż Sonia mieszkała gdzieś indziej. Po tym pojednaniu Sonia postanawia zapytać Helenę, czy uważa, że jest ona brzydka. Macocha odpowiada, że ma piękne włosy, co Sonia słusznie odbiera jako potwierdzenie swej brzydoty, gdyż tylko takim dziewczynom mówi się komplementy na temat jej oczu bądź włosów, nie zaś na temat całokształtu. Niemniej jednak zwierza się Helenie ze swego uczucia do Astrowa. Ta postanawia pomóc ulżyć jej w cierpieniu i „rozpoznać teren”, tzn. sprawdzić, czy lekarz byłby nią w ogóle zainteresowany. Kiedy okazuje się, że nie, Sonia popada w rozpacz, jednak w przeciwieństwie do swego wujka (który również został odrzucony) nie chce sobie ukrócić żywota, postanawia oddać się pracy, jako czyniła to również wcześniej. Wie natomiast, że odtąd nie będzie żyć już złudnymi nadziejami, jako że prawda wyszła na jaw i nie ma na co liczyć. W sytuacji kryzysowej jest największą podporą dla Iwana, swego ukochanego „wujaszka Wani” – szuka go, gdy po niecelnie oddanym strzale ucieka dokądś z domu, a później zabiera od niego morfinę, którą chciał się odurzyć. Przekonuje go: „Oddaj! Po co nas straszysz? Oddaj, wujaszku! Ja może jestem nie mniej od ciebie nieszczęśliwa, a przecież nie rozpaczam. Czekam cierpliwie i będę czekała, aż życie samo się skończy… pocierp i ty”. Jest to jakoby gest samodzielnego poddania się cierpieniu, dzięki któremu można doznać oczyszczenia za grzechy własne, jak i cudze. Sonia nie wie i nie dowie się prawdopodobnie nigdy, że Astrow nie odwzajemnia jej uczuć dlatego, że skierował je w stronę Heleny, którą wcześniej poprosiła, aby pomogła jej związać się z lekarzem. Nie wie tego, ponieważ Helena pozostała nieugięta i wolała wyjechać zawczasu, zamiast spowodować kolejną tragedię. Niewiadomo wszak, jak zareagowałaby na tę wiadomość Sonia: na powrót znienawidziła macochę, czy czułaby wdzięczność z tego powodu, że Helena nie posłuchała spadających na nią zewsząd głosów pokusy? Tego niestety czytelnik już nie jest w stanie wyczytać z treści dramatu, ponieważ ten urywa się w momencie, w którym tak naprawdę nic się należycie nie wyjaśnia, wszyscy są nadal nieszczęśliwi i pozbawieni jakiejkolwiek nadziei na poprawę.