Na Chłodnej 24 przebywał niezbyt długo – następnego dnia już stawił się we własnym domu, na Chłodnej 40, gdzie zastał matkę oraz Żydówkę Stefę, do której zwracał się per Babu Stefu. Do niedawna była ona ich sublokatorką, gdyż doskonale potrafiła maskować swoje żydowskie pochodzenie, do czasu, aż dozorczyni odkryła prawdę i zapytała się o to wprost matce Mirona. Tym razem jednak przybyła do swoich przyjaciół, szukając schronienia, gdyż dosłownie przed chwilą uwolniona została przez powstańców z jadącej więźniarki (ponieważ ktoś podrzucił jej wcześniej żydowską opaskę do torby i wówczas prawda wyszła na jaw).
Stefa podawała się za nieżyjącą Polkę, Zofię Romanowską (papiery na to nazwisko załatwił jej ojciec Mirona, Zenon Białoszewski, który był w AK i parę lat temu rozszedł się z żoną i zamieszkał ze swoją kochanką, Zochą, przy ulicy Chmielnej 32 na Śródmieściu). Później sytuacja zmusiła bohatera i jego dwie towarzyszki do schronienia się na niższych piętrach, aż wreszcie do zejścia do piwnicy. Już 2 sierpnia zaczęło się konkretne organizowanie pracy. Nawoływano do wielu różnych robót, w tym przy noszeniu rannych. Zgłaszał się do nich również sam Miron. Później główny bohater szukał swoich znajomych i tak zaszedł ponownie do Ireny, która już, podobnie jak wszyscy inni, znajdowała się w podziemnych korytarzach. Idąc od niej, nie mógł powrócić na Chłodną 40, aby oddać klucze swojej matce, gdyż teren ten już znajdował się w rękach Niemców.
I tak, 7 sierpnia, 22-letni Białoszewski, wraz z wieloma innymi ludźmi przedostał się na Starówkę. Na Rybakach odnalazł w schronie swego serdecznego przyjaciela, Swena, wraz z jego narzeczoną Celiną, matką oraz ciotką Uff. i kuzynem Zbyszkiem. Tam zaczął się zupełnie nowy rozdział w prywatnej „mironowej” historii powstania. Zawsze osiedlanie się zaczynano od zorganizowania prowizorycznej kuchni z kilku cegieł, a ponadto podejmowało się wyprawy po wodę oraz pożywienie. Początkowo można było jeszcze swobodnie poruszać się na zewnątrz budynków, jednak szybko zostało to uniemożliwione przez nasilające się naloty. Wówczas każde wyjście stawało się nie lada ryzykownym wyczynem.
15 sierpnia odbyło się w piwnicy uroczyste, świąteczne nabożeństwo, z udziałem cywilów, jak również powstańców. Z powodu kolejnych poważnych ataków na dom na Rybakach cała „rodzina” zmuszona była poszukać sobie nowego lokum. Początkowo wybór padł na kościół Sakramentek, jednak tam brakowało już miejsca. I tak towarzysze Mirona dostali się do piwnicy dawnej Izby Rzemieślniczej przy ulicy Miodowej 14. Najpierw było tam zupełnie pusto (przy wejściu do schronu znajdowała się tylko jedna kobieta w samym podkoszulku, opatrująca rany pewnemu mężczyźnie), woda lała się strumieniami, więc można było swobodnie prać ubrania oraz myć się. Z czasem jednak tej wody zaczęło spływać coraz mniej, toteż skończyły się owe zabiegi kosmetyczne. Po wodę trzeba było wychodzić dalej – do miejsc, gdzie akurat pękła uszkodzona od pocisków rura lub gdzie wynaleziono jakąś starą, zapomnianą studnię.
I tak, 1 września, matka Swena ogłosiła koniec zapasów żywności. Z tego względu należało ją jakoś zdobyć. Na mieście Miron i Swen spotkali swego znajomego, Henia, który pracował jako sanitariusz i który zaproponował im możliwość przejścia kanałem do Śródmieścia. Warunkiem było przeniesienieciężko rannego mężczyzny tak, aby nikt się nie zorientował, że krwawi (gdyż nie wolno było wprowadzać do kanałów osób z obrażeniami na ciele, ponieważ groziło to zakażeniem). Miron i Swen zgodzili się natychmiast, zabrali ze sobą jeszcze kuzyna Swena, Zbyszka. Pożegnanie z resztą rodziny było niezwykle czułe.
I tak po pięciu godzinach przeprawy przez ciemne korytarze przyjaciele znaleźli się w zupełnie nowej dzielnicy, gdzie natychmiast udali się do mieszkania ojca Mirona, na Chmielną 32. Byli niezwykle zszokowani tym, że ludzie nadal mogą mieszkać na piętrze, a nie muszą chować się po piwnicach. U ojca, Zochy, Haliny i Stachy chłopcy zostali nakarmieni do syta, umyci i przebrani w nowe rzeczy.
Przez kilka dni pogrążyli się w zupełnym letargu, aż i tu zrobiło się niebezpiecznie. Należało przenieść się w bardziej „pewne” miejsce. Najpierw na kwaterę na rogu Chmielnej i Zgody, a później przez Aleje Jerozolimskie na ulicę Nowogrodzką, do mieszkania znajomego ojca Mirona, pana Mieczysława Michalskiego. Stąd trzeba się było przenieść na Wilczą 21 – najpierw do mieszkania na parterze po pani Rybkowskiej, która sama ze strachu zeszła już do piwnicy, a następnie znowuż do schronów. Na sam koniec trzeba się było przenieść pod sześciopiętrową kamienicę Kleina o bardzo mocnej, stabilnej konstrukcji, na Wilczą 23.
2 października nastąpiła kapitulacja całej stolicy po tym, jak zaczęły upadać po kolei wszystkie jej dzielnice (Śródmieście na samym końcu). Dzień później główny bohater wraz ze swoimi towarzyszami (bez Swena, z którym nie mógł się odnaleźć już później) stawili się do wywózki do przejściowego obozu w Pruszkowie. Wcześniej jednak zakopali wszystkie ważne dokumenty w piwnicy na Wilczej (po wojnie po nie wrócili). W Pruszkowie odbyła się kolejna selekcja – i tak 6 października wszyscy wsiedli w pociąg wiozący ludność do obozu pracy w Rzeszy, do Lammsdorf (obecnie: Łambinowice na Dolnym Śląsku). Tu pieniądz ponownie zyskał na wartości, gdyż dzięki niemu można było nabyć ukradkiem u ludzi z zewnątrz niektóre potrzebne produkty, np. masło (tak robiła właśnie Halina z Zochą). Wcześniej, w powstańczej Warszawie, pieniądz był „nic nie wartym śmieciem”, gdyż i tak nie można było za niego nic kupić. Kwitł zatem handel wymienny. Tu, w Lammsdorf, Polacy zetknęli się z jeńcami różnych innych narodowości. Trzymali się jednak razem i dbali o krzewienie kultury – zorganizowali sobie wieczór poezji oraz koncert skrzypcowy Wieniawskiego.
9 października Miron oraz jego ojciec dobrowolnie zgłosili się na wyjazd do Opola, do pracy w charakterze pomocników murarza. W ten sposób musieli rozstać się i pożegnać ze Stachą, Zochą oraz Haliną, gdyż tej ostatniej zamarzył się Wiedeń, a pozostałe nie chciały jej zostawiać samej. Nie była to zatem łatwa decyzja, którą pan Zenon przez jeszcze wiele dni musiał „odchorować”. Po miesiącu pracy w Opolu ojciec wraz z synem uciekli do Częstochowy, gdzie spotkali Swena oraz jego matkę. Stolicę autor zobaczył ponownie w lutym 1945 roku.