Pożegnanie z Marią
Okupowana Warszawa, luty 1943. Tadeusz, główny bohater, pracuje w składzie materiałów budowlanych. Jest magazynierem. Mieszka w małym pokoiku przy siedzibie firmy. Wieczorem odbywa się u niego przyjęcie z okazji ślubu znajomych. Wśród gości jest Tomasz - dziennikarz i handlarz obrazów razem z żoną, Apoloniusz - zajmujący się poezją, Piotr oraz młoda Żydówka, uciekinierka z getta. Najważniejszym gościem Tadeusza jest Maria, jego narzeczona. Dziewczyna studiuje polonistykę na podziemnym uniwersytecie, bohaterowie rozmawiają o miłości i poezji. Tadeusz wychodzi, by pomóc rozładować furmankę z meblami, która przyjechała do firmy. Maria żegna się z nim, idzie do pracy, zajmuje się rozwożeniem bimbru.
Furmanką przewieziono rzeczy doktorowej - Żydówki, której udało się wydostać z getta. Zostali tam jej córka i zięć. Tadeusz pomógł w rozładowaniu furmanki, ustalił też z woźnicą, że ten następnego dnia przewiezie trochę kradzionego wapna dla klienta.
Następnego dnia spadł śnieg. Tadeusz kazał wyjść swoim gościom, a potem otworzył bramę składu. Jego właścicielem jest inżynier robiący interesy z Niemcami i radzący sobie w okupacyjnej rzeczywistości. Mężczyzna jest zamożny, ale pomaga swoim pracownikom – na przykład przez trzy miesiące finansował studia Tadeusza. Pracownicy składu inżyniera, w tym sam główny bohater, dorabiają sobie na lewo, okradając właściciela i sprzedając materiały budowlane.
Kierownikiem składu jest Jan, który razem z Tadeuszem zajmuje się produkcją bimbru, rozwożonego później przez Marię. Kierownik zajmuje się także pośrednictwem w sprzedaży kosztowności, mebli czy mieszkań. Niedaleko składu mieści się szkoła, zamieniona na więzienie, gdzie przetrzymywani są ludzie, którzy mają trafić na roboty do Niemiec, a kawałek dalej niewielki sklep. Jego właściciel, dzięki układom z żandarmami i policjantami, pośredniczy w wykupie więźniów, przeznaczonych do wysyłki. Wykupieni więźniowie wypuszczani są nocą przez okna szkoły.
W kantorku firmy kierownik rozmawia z doktorową, znają się jeszcze sprzed wojny. Mężczyzna pracował u niej, kiedy była właścicielką dużej firmy budowlanej i przewozowej. Mężczyzna darzy ją wielkim szacunkiem, to ona wprowadziła go w świat interesów. Doktorowa martwi się, że jej córka, po ucieczce z getta, nie będzie mogła znaleźć składu, mieszczącego się w niewielkiej uliczce.
W kantorze pracuje także urzędniczka, inżynier zatrudnił ją, by pilnowała pracowników, którzy go okradali. Kierownik mówi Tadeuszowi, że Maria wróci dziś później, bo w całym mieście są łapanki. Tadeusz martwi się, że inżynier zwolni go z pracy za złodziejstwo. Urzędniczka opowiada im, że córka doktorowej nie może opuścić getta – kobieta dowiedziała się tego, dzwoniąc do córki.
Tadeusz zaczyna się zajmować powielaniem swoich wierszy, używa do tego powielacza. Chowa też wysuszone okładki sporządzone przez Apoloniusza. Doktorowa decyduje się na powrót do getta – woźnica pakuje na furmankę jej dobytek. Do składu przyjeżdża ciężarówka z cementem, pracownicy rozładowują ją, Tadeusz ukradkiem kupuje kilka worków, by odsprzedać je później z zyskiem.
Wieczorem Tadeusz z kierownikiem wychodzą na ulicę. Widzą sznur niemieckich ciężarówek. Na jednej z nich, wśród innych aresztowanych, jest Maria. Po pewnym czasie Tadeusz dowiaduje się, że narzeczona trafiła do obozu koncentracyjnego, gdzie została zagazowana i przerobiona na mydło.
Dzień na Harmenzach
Tadek pracuje w gospodarstwie rolnym w Harmenzach. Zajmuje się konserwacją torów kolejki wąskotorowej. Pewnego dnia, wyposażony w klucz francuski dokręcał złączenia na torach. Był upalny dzień, Tadeusz chłodził się trzymanym kluczem, stukał nim również rytmicznie w tory. Obok niego pracowali Żydzi z Grecji. Do Tadka przyszła pani Haneczka, oferując mu posiłek (czasem przenosiła Tadeuszowi kradzioną żywność). Bohater podziękował za ofertę, powiedział, że miał dla Haneczki dwa mydła, ale ktoś mu je ukradł. Kobieta pokazała dwie kostki mydła, jakie dostała od Iwana. Tadeusz rozpoznał, że to właśnie mydło, które mu skradziono. Haneczka poprosiła go, by dał Iwanowi kawałek słoniny. Po jej odejściu greccy Żydzi wypominali mu, że nie przyjął żywności, przy okazji skorzystali by także oni. Jeden z nich, Beker, opowiadał o tym, jak był nadzorcą w żydowskim obozie pod Poznaniem i wieszał ludzi za kradzież jedzenia. Postąpił tak również ze swoim synem. Drugi syn kazał go zabić. Tadek wystraszył Bekera, opowiadając mu, że odbędzie się wybiórka (selekcja słabszych, którzy trafią do gazu).
Po całym polu w gospodarstwie biegły szyny, prowadząc do dołu, gdzie palono ludzkie ciała, do krematorium oraz stawu, gdzie wrzucano kości. Tam gdzie krzyżowały się tor, znajdowała się ciężka płyta służąca do przestawiania kierunku jazdy. Pewnego dnia więźniom nakazano ją przenieść. Mimo że nie mieli sił, kapo bił ich tak długo, aż dźwignęli ciężar i przestawili płytę. Tadeusz otrzymał rozkaz przygotowania czterech noszy dla zwłok. Zbliżała się pora obiadu. Więźniowie robili wszystko, by przed wybiórką wyglądać jak najlepiej – opatrywali rany, masowali mięśnie. Tadeusz pracował przy przekopywaniu wilgotnej ziemi w wale. Pilnujący go esesman spytał o godzinę, kiedy bohater mu odpowiadał, Niemiec zauważył zegarek Tadka i chciał go odkupić. Kiedy bohater nie zgodził się, esesman rzucił zegarek na ziemię i odszedł. Tadek podniósł go i zaczął gwizdać międzynarodówkę. Nadszedł kapo i ostrzegł bohatera, że za gwizdanie tej melodii esesman zabiłby go. Nadzorca więźniów nakazał im powrót na obiad. Droga powrotna biegła obok dworku, bawiła się przed nim córka właściciela majątku. Więźniowie dotarli do kotłów z zupą, każde komando miało swoje pojemniki, podpisane kredą. Tadek i jego grupa dotarła tam jako pierwsza, dlatego więźniowie zmienili oznaczenie, by zabrać większy kocioł.
Potem Tadek poszedł do grupy Iwana. Zastał go z jednym z greckich Żydów, który chował do torby gęś, prawdopodobnie ukradzioną z folwarku. Tadek dał Iwanowi słoninę od pani Haneczki i podziękował za mydło. Iwan tłumaczył, że mydło kupił od Żyda. Tadek nie dał się przekonać, zagroził, że odpłaci Iwanowi.
Tadek ponownie pracował przy rowie z mętną wodą. Badał dno łopatą. Obserwujący to post – esesman wartownik – chciał odkupić od niego buty. Oferował w zamian chleb dla greckich Żydów. Tadek odmówił, Niemiec zaczął go zachęcać do przekroczenia rowu, co groziło śmiercią, bo za próbę ucieczki esesman mógł zastrzelić bohatera. Tadek nie udał się podpuścić, post był wściekły. Obok bohatera pracował inny więzień, Janek. Podszedł do niego dowódca warty i wymierzył silny cios w głowę. Była to kara za to, że Janek nie zdjął czapki i nie stanął na baczność. Do Tadka przybiegł chłopiec usługujący kapo, przynosząc mu jedzenie. Bohater wzgardził zupą, twierdząc, że inni kradną gęsi i smażą je w obozie. Chłopiec natychmiast doniósł o tym kapo.
Nadeszła pora obiadu, porcje zupy rozdzielał kapo, większe nalewając więźniom silniejszym i lepiej pracującym. Mniejsze porcje trafiały do słabszych. Tadek pełnił funkcję pomocnika kapo, więc przysługiwały mu dwie pełne miski z ziemniakami i mięsem. Ale Tadek oddał obie porcje – jedną Bekerowi, drugą Andrzejowi, który obiecał mu przynieść jabłek. W czasie obiadu z jednym z esesmanów rozmawiał Żyd Rubin. Niedaleko odpoczywało komando kobiece, jedna z dziewcząt klęczała z rękami wyciągniętymi nad głową, w których trzymała belkę. Była to kara za schadzkę w polu kukurydzy. Tadka wezwał kapo i ukarał za oddanie zupy – jutro miał nie dostać obiadu.
Janek uczył maszerować dwóch greckich Żydów. Kiedy mylili się, kapo okładał ich kijem. Tadeusz wracał do pracy, mijając więźniów, na ich pytanie co słychać, mówił o zajęciu Kijowa. Usłyszał to esesman, który chciał od Tadka kupić zegarek i oskarżył go o rozsiewanie politycznych plotek. Na próżno bohater tłumaczył, że mówił o kijach, którymi okładano Żydów na drodze. Esesman chciał spisać numer obozowy Tadka. Kiedy odszedł, bohatera dogonił Rubin, ostrzegając, że czekają go kłopoty. Tadek dał mu zegarek, by załagodził sprawę z esesmanem.
Niemiec, właściciel majątku Harmenzach, kazał Andrzejowi zabić musztrowanych Żydów. Andrzej wykonał polecenie, uśmiercając więźniów ciosami kija.
Niemcy zarządzili zbiórkę. Była dopiero piętnasta, dość wczesna pora na zakończenie pracy, co oznaczało, że na pewno odbędzie się wybiórka ludzi przeznaczonych do gazu. W czasie zbiórki znaleziono u Greka kradzioną gęś. Esesman miał go już zastrzelić, kiedy z szeregu wystąpił Iwan i przyznał się do kradzieży. Niemiec zbił go pejczem po twarzy. Po powrocie do obozu dokonano wybiórki, do zagazowania przeznaczono Bekera. Żyd poprosił Tadka, by przed śmiercią pozwolił mu się najeść. Tadek spełnił prośbę.
U nas w Auschwitzu...
Opowiadanie ma formę listów Tadeusza, więzionego w Oświęcimiu, do Marii, przebywającej w Brzezince. Listów jest dziewięć.
Tadeusz informuje Marię, że uczestniczy w kursie sanitarnym, który pozwoli mu zostać flegerem. Bohater uczy się udzielania pierwszej pomocy, zwalczania bakterii i zasad sterylizacji. Tadeusz pisze, że miał wiele problemów z przekazaniem listu, wreszcie zgodził się jeden z kolegów. Bohater wspomina też o prośbie jednego z pacjentów, przedwojennego bogacza, który chciał, by nie chowano go we wspólnej mogile.
Tadeusz opisuje Marii życie w Oświęcimiu. Więźniowie chwalą obóz, twierdząc, że jako jedyny ma wybrukowane chodniki, murowane budynki, trzypiętrowe prycze i podłogi wylane betonem. O wiele gorzej wyglądał obóz w Birkenau, drewniane baraki stały w błocie. Tadeusz pisze, że mieszka w lepszych warunkach niż kiedyś, ma czystą pościel, świeże ubranie. Bohater informuje też, iż w obozie więźniowie wiedzą wszystko o sobie. Tadeusz pisze ukochanej, że za nią tęskni i wierzy, że mimo obozowych warunków nie utraciła pogody ducha.
Bohater informuje narzeczoną o przeciągających się kursach sanitarnych, o sali muzycznej, gdzie co tydzień odbywały się koncerty, bibliotece z książkami oraz obozowym domu publicznym – piętnaście kobiet świadczyło tam usługi lekarzom ze szpitala, kapo czy więźniom, dostającym przepustki za dobrą pracę.
Tadeusz zastanawia się nad obozową rzeczywistością, dlaczego tysiące ludzi daje się terroryzować garstce uzbrojonych osób. Bohater zauważa, iż ludzie z zewnątrz sądzą, że w Oświęcimiu są idealne warunki – przekonały ich pozory, takie jak bokserskie mecze, koncerty, trawniki zasiane wzdłuż ogrodzenia i baraków, czy świeża pościel. Do obozu przybywa nowy transport kobiet. Wita je orkiestra i tysiące więźniów – mężczyzn. Kobiety wiedziały, że czekają je komory gazowe. Wzywały pomocy, ale nikt im nie pomógł.
Tadeusz relacjonuje kolejne zajęcia z kursu sanitarnego oraz obowiązkową gimnastykę dla więźniów – odbywającą się co drugi dzień i trwającą godzinę. Polega ona na robieniu setek przysiadów, czołganiu się, skokach, zwisach na słupku. Bohater wspomina czasy wolności, gdy mieszkał w jednym pokoju z Marią. Przypuszcza, że przy życiu trzyma go nadzieja, że kiedyś koszmar obozu skończy się.
Tadeusz wspomina drogę z więzienia na Pawiaku do obozu, próby ucieczki przerażonych ludzi, ścisk, brak powietrza, ciała uduszonych w wagonie. Przyjaciel bohatera, Staszek, wspomina pewnego Żyda z Mławy, zajmującego się kierowaniem ludzi do gazu. Zaprowadził tam nawet swojego ojca, który przyjechał jednym z transportów, ponieważ nie chciał narazić się Niemcom. Potem wyjął z ubrania zabitego rodzinną fotografię. Inny kolega Tadka opowiada o obozie w Mauthausen – w czasie Wigilii obok choinki powieszono na szubienicy dwóch uciekinierów.
Tadeusz porównuje życie więźniów do życia niewolników z czasów starożytnych. Bohater zauważa, że nie ma żadnej różnicy – obaj nic nie mogą mieć, są oznakowani, ciężko pracują. Tadek martwi się, jaka pamięć pozostanie po więźniach, jeśli zwyciężą Niemcy. Optymistycznie stwierdza, że najważniejsze są uczucia, jakie łączą go z Marią.
Tadeusz znajduje stałego posłańca, który nosi jego listy do Marii. Jeden z więźniów, Hiszpan, zapragnął wziąć ślub z Francuzką, z którą miał dziecko. Władze zgodziły się na ceremonię, sprowadzono kobietę razem z dzieckiem, pan młody ubrał się odświętnie, grała orkiestra, a ceremonię sfotografowano. Potem Francuzkę odesłano do ojczyzny. Wszyscy więźniowie byli pod wrażeniem ceremonii. Tadeusz informuje Marię o dobiegających końca kursach sanitarnych oraz o listach z domu. Bliscy twierdzą, że wydany został tomik jego wierszy. Bohater snuje plany wspólnego życia z ukochaną, opisuje też szczegóły swego aresztowania.
Tadek opisuje wysiłki, jakie podejmuje, by przekazywać listy do Marii. Pisze o odwszawianiu obozu oraz powrót komanda, zajmującego się paleniem zwłok.
Ludzie, którzy szli
Opis ludzi, którzy przyjechali do obozu transportem bydlęcych wagonów i szli do krematorium. Autora fascynuje ten miarowy, jednostajny pochód, odbywający się bez protestu i szmerów. Tadek obserwuje idących z boiska, które ze współwięźniami wybudował niedaleko krematoriów. Jeden transport przywoził około trzech tysięcy ludzi. Rzadko ktokolwiek ocalał (wtedy trafiał do obozu).
Tadek nie pracuje już w szpitalu, ale w obozie roboczym, przy wykańczaniu odcinka C. Powstają tam baraki dla kobiet, pewnego dnia przywieziono ich tam trzydzieści tysięcy i zakwaterowano w niewykończonych jeszcze budynkach. Kobiety przebrano w kolorowe sukienki, dlatego obóz przezwano Perskim Rynkiem. W dzień musiały opuścić baraki z powodu prac budowlanych. Przeznaczone dla nich kołdry, koce i naczynia, jakie przynoszono do magazynu esesmana, rozkradali więźniowie. Kobiet pilnowały Słowaczki, przebywające w obozie od paru lat. Była wśród nich Mirka. Poprosiła Tadka o pomoc dla jej chorego dziecka, które ukrywała. Bohater odpowiedział wzruszeniem ramion, nie wyraził współczucia.
Jedna z blokowych w złości powiedziała więźniarkom, że ich bliskich i dzieci, jakie przywieziono razem z nimi, zagazowano, a dym, unoszący się nad dachami, pochodzi ze spalanych ciał.
Drogą do krematorium nieustannie szli ludzie. Po rozebraniu się wchodzili do krematorium. Ciała usuwało żydowskie komando. Następnie je palono. Kiedy po zagazowaniu przybywał spóźniony transport, Niemcom nie opłacało się uruchamiać krematorium, ludzi wrzucano żywcem do płonących dołów. Niektórych zabijano strzałem w głowę. Tak stało się z małą dziewczynką, która nie chciała opuścić swej matki. Esesman zabił ją.
Pod koniec lata przestały przyjeżdżać pociągi, coraz mniej ludzi szło do krematorium. Na wschodzie Polski przesuwała się ofensywa radziecka, wybuchło Powstanie Warszawskie. Transporty z więźniami zaczęto przewozić na zachód. Członkowie Sonderkommanda uciekli, złapano ich i rozstrzelano.
Proszę państwa do gazu
W obozie trwa akcja odwszawiania. Więźniowie chodzą nago, ich ubrania wrzucono do basenów, wypełnionych rozpuszczonym w wodzie gazem, cyklonem. Do dezynfekcji zabrano także materace i sienniki. Od kilku dni przestały przyjeżdżać transporty do krematorium.
Tadeusz z kolegami dostaje paczki żywnościowe z domu. Wspólnie żywią się zapasami. Bohater dzieli się żywnością z dwójką więźniów francuskich, należących do grupy zwanej Kanadą. Więźniowie ci byli zatrudnieni przy rozładunkach ludzi, zabierając im odzież i jedzenie, dlatego stali wyżej w hierarchii obozowej, nigdy nie chodzili głodni. Jeden z Francuzów wziął Tadka do pracy, bo część grupy wysłano do pracy na Harmenzach, niemieckim majątku. Więźniowie przeszli na rampę, esesmani podzielili ich na grupy. Przyjechali podoficerowie SS. Potem przybył transport. Ludzie stłoczeni w wagonach krzyczeli z przerażenia i prosili o wodę. Jeden z esesmanów ostrzelał wagony z automatu, wtedy wrzawa ucichła. Wagony zostały otwarte. Wcześniej podoficer uprzedził więźniów, że jeśli któryś z nich ukradnie kosztowności z transportu, zostanie rozstrzelany.
Ludzie zaczęli wysiadać z wagonów. Więźniowie brali ich bagaż i składali go obok wagonów. Ubrania umieszczano na kolejnej stercie. Przybyłych nie informowano o losie, jaki ich czeka. Silniejszych i młodych kierowano do jednej grupy, mającej iść do obozu. Innych ładowano na samochody, wiozące ich do krematorium. Karetka Czerwonego Krzyża dowoziła tam gaz. Esesman znaczył w notesie liczbę odjeżdżających aut – szesnaście kresek to około tysiąca ludzi, do jednego auta mieściło się sześćdziesiąt osób. Więźniowie wypruwali złoto i kosztowności, zaszyte w ubraniach, potem wrzucali je do teczek esesmanów, układali buty w sterty. Znajdowali też żywność i alkohol, który wypijali. Potem więźniowie uprzątają puste wagony. Wynoszą ciała dzieci, uduszonych i leżących w odchodach. Nikt nie chciał się przyznać do dzieci. Kiedy esesman zaczął grozić bronią, starsza kobieta wzięła ciała niemowląt. Komendantka obozu kobiecego wybrała młode i ładne kobiety, po obcięciu włosów i przebraniu w obozowe ubrania, miały szanse przeżyć w obozie.
Nadjechał kolejny transport, praca zaczęła się od nowa. I tak w kółko, transporty przyjeżdżały przez cały dzień. Tadeusz opisuje chwilę grozy – chwycił za rękę trupa. Jego dłoń zacisnęła się wokół jego ręki. Wyrwał ją z krzykiem i uciekł.
Wielogodzinna praca pozbawiła Tadeusza ludzkich uczuć, podobnie jak pity w upale spirytus. Odpoczął chwilę na torach, marząc o powrocie do obozu. Esesmani wrzucali złoto do beczek po kawie, które potem wysyłane były do Niemiec. Po rozładowaniu ostatniego transportu podliczono wszystkie kreski. W sumie tego dnia wyładowano piętnaście tysięcy ludzi. Więźniowie wracali do obozu, zabierając żywność, ubrania i inne rzeczy zebrane z transportów. Tadeusz stwierdza, że z zebranych rzeczy obóz będzie żył przez kilka dni, część z nich zostanie sprzedana poza Oświęcimiem i wymieniona na inne towary. Po powrocie do baraków z krematoriów wciąż unosił się dym z palonych ciał.
Śmierć powstańca
Tadek pracuje z Romkiem przy kopaniu rowów pod rury wodociągowe. Przebywają w obozie w Niemczech, założonym przed dwoma miesiącami. W tym czasie z głodu i chorób zmarło około trzech tysięcy ludzi. Tadek na zmianę z Romkiem kradną buraki z pól rolników z Wirtembergii. Inni zabierają owoce z ogrodów i sadów. Kraść warzywa jest trudniej, trzeba przedostać się na dalsze pole. Tadek minął więźniów, pracujących za zakrętem, byli to jeńcy z Powstania Warszawskiego. Jeden z nich poprosił o przyniesienie buraka. Bohater odmówił. Zakradł się na pole i przyniósł dwa buraki. Ponownie odmówił, kiedy wracając, więźniowie poprosili go o oddanie jednego buraka.
Po powrocie Romek kroił buraki, by mogli je wspólnie zjeść. Romek zaczął opowiadać o tym, jak z kolegą zakradli się do pewnej wioski i weszli do chałupy sołtysa i jego żony. Chcieli zabrać sołtysa na przesłuchanie, ale jego żona obudziła się i zaalarmowała męża. Musieli uciekać, kradnąc kiełbasę. Rozmowę podsłuchiwał więzień – powstaniec, który czatował w ich rowie. Mężczyzna poprosił o kawałek buraka. Dostał go w zamian za odrobinę chleba. Tadek poradził mu, by nie objadał się gwałtownie. Widząc jego stan podejrzewał, że może rychło umrzeć. Po pewnym czasie niemiecki majster krzyknął na Tadka, że jakiś człowiek leży na ziemi i zwija się z bólu. Okazało się, że był to powstaniec. Bohater był pewien, że mężczyzna nie przeżyje do wieczora.
Tadek wrócił do Romka, kolega opowiedział mu, że wczoraj sprzedał Żydom buraka, dostał w zamian kawałek chleba. Pożywił się także zupą, którą dostał za odniesienie kotłów do kuchni. Niemiecki majster, który nagradzał za dobrą pracę, rzucił obu mężczyznom pakunek ze skórkami od chleba.
Okupowana Warszawa, luty 1943. Tadeusz, główny bohater, pracuje w składzie materiałów budowlanych. Jest magazynierem. Mieszka w małym pokoiku przy siedzibie firmy. Wieczorem odbywa się u niego przyjęcie z okazji ślubu znajomych. Wśród gości jest Tomasz - dziennikarz i handlarz obrazów razem z żoną, Apoloniusz - zajmujący się poezją, Piotr oraz młoda Żydówka, uciekinierka z getta. Najważniejszym gościem Tadeusza jest Maria, jego narzeczona. Dziewczyna studiuje polonistykę na podziemnym uniwersytecie, bohaterowie rozmawiają o miłości i poezji. Tadeusz wychodzi, by pomóc rozładować furmankę z meblami, która przyjechała do firmy. Maria żegna się z nim, idzie do pracy, zajmuje się rozwożeniem bimbru.
Furmanką przewieziono rzeczy doktorowej - Żydówki, której udało się wydostać z getta. Zostali tam jej córka i zięć. Tadeusz pomógł w rozładowaniu furmanki, ustalił też z woźnicą, że ten następnego dnia przewiezie trochę kradzionego wapna dla klienta.
Następnego dnia spadł śnieg. Tadeusz kazał wyjść swoim gościom, a potem otworzył bramę składu. Jego właścicielem jest inżynier robiący interesy z Niemcami i radzący sobie w okupacyjnej rzeczywistości. Mężczyzna jest zamożny, ale pomaga swoim pracownikom – na przykład przez trzy miesiące finansował studia Tadeusza. Pracownicy składu inżyniera, w tym sam główny bohater, dorabiają sobie na lewo, okradając właściciela i sprzedając materiały budowlane.
Kierownikiem składu jest Jan, który razem z Tadeuszem zajmuje się produkcją bimbru, rozwożonego później przez Marię. Kierownik zajmuje się także pośrednictwem w sprzedaży kosztowności, mebli czy mieszkań. Niedaleko składu mieści się szkoła, zamieniona na więzienie, gdzie przetrzymywani są ludzie, którzy mają trafić na roboty do Niemiec, a kawałek dalej niewielki sklep. Jego właściciel, dzięki układom z żandarmami i policjantami, pośredniczy w wykupie więźniów, przeznaczonych do wysyłki. Wykupieni więźniowie wypuszczani są nocą przez okna szkoły.
W kantorku firmy kierownik rozmawia z doktorową, znają się jeszcze sprzed wojny. Mężczyzna pracował u niej, kiedy była właścicielką dużej firmy budowlanej i przewozowej. Mężczyzna darzy ją wielkim szacunkiem, to ona wprowadziła go w świat interesów. Doktorowa martwi się, że jej córka, po ucieczce z getta, nie będzie mogła znaleźć składu, mieszczącego się w niewielkiej uliczce.
W kantorze pracuje także urzędniczka, inżynier zatrudnił ją, by pilnowała pracowników, którzy go okradali. Kierownik mówi Tadeuszowi, że Maria wróci dziś później, bo w całym mieście są łapanki. Tadeusz martwi się, że inżynier zwolni go z pracy za złodziejstwo. Urzędniczka opowiada im, że córka doktorowej nie może opuścić getta – kobieta dowiedziała się tego, dzwoniąc do córki.
Tadeusz zaczyna się zajmować powielaniem swoich wierszy, używa do tego powielacza. Chowa też wysuszone okładki sporządzone przez Apoloniusza. Doktorowa decyduje się na powrót do getta – woźnica pakuje na furmankę jej dobytek. Do składu przyjeżdża ciężarówka z cementem, pracownicy rozładowują ją, Tadeusz ukradkiem kupuje kilka worków, by odsprzedać je później z zyskiem.
Wieczorem Tadeusz z kierownikiem wychodzą na ulicę. Widzą sznur niemieckich ciężarówek. Na jednej z nich, wśród innych aresztowanych, jest Maria. Po pewnym czasie Tadeusz dowiaduje się, że narzeczona trafiła do obozu koncentracyjnego, gdzie została zagazowana i przerobiona na mydło.
Dzień na Harmenzach
Tadek pracuje w gospodarstwie rolnym w Harmenzach. Zajmuje się konserwacją torów kolejki wąskotorowej. Pewnego dnia, wyposażony w klucz francuski dokręcał złączenia na torach. Był upalny dzień, Tadeusz chłodził się trzymanym kluczem, stukał nim również rytmicznie w tory. Obok niego pracowali Żydzi z Grecji. Do Tadka przyszła pani Haneczka, oferując mu posiłek (czasem przenosiła Tadeuszowi kradzioną żywność). Bohater podziękował za ofertę, powiedział, że miał dla Haneczki dwa mydła, ale ktoś mu je ukradł. Kobieta pokazała dwie kostki mydła, jakie dostała od Iwana. Tadeusz rozpoznał, że to właśnie mydło, które mu skradziono. Haneczka poprosiła go, by dał Iwanowi kawałek słoniny. Po jej odejściu greccy Żydzi wypominali mu, że nie przyjął żywności, przy okazji skorzystali by także oni. Jeden z nich, Beker, opowiadał o tym, jak był nadzorcą w żydowskim obozie pod Poznaniem i wieszał ludzi za kradzież jedzenia. Postąpił tak również ze swoim synem. Drugi syn kazał go zabić. Tadek wystraszył Bekera, opowiadając mu, że odbędzie się wybiórka (selekcja słabszych, którzy trafią do gazu).
Po całym polu w gospodarstwie biegły szyny, prowadząc do dołu, gdzie palono ludzkie ciała, do krematorium oraz stawu, gdzie wrzucano kości. Tam gdzie krzyżowały się tor, znajdowała się ciężka płyta służąca do przestawiania kierunku jazdy. Pewnego dnia więźniom nakazano ją przenieść. Mimo że nie mieli sił, kapo bił ich tak długo, aż dźwignęli ciężar i przestawili płytę. Tadeusz otrzymał rozkaz przygotowania czterech noszy dla zwłok. Zbliżała się pora obiadu. Więźniowie robili wszystko, by przed wybiórką wyglądać jak najlepiej – opatrywali rany, masowali mięśnie. Tadeusz pracował przy przekopywaniu wilgotnej ziemi w wale. Pilnujący go esesman spytał o godzinę, kiedy bohater mu odpowiadał, Niemiec zauważył zegarek Tadka i chciał go odkupić. Kiedy bohater nie zgodził się, esesman rzucił zegarek na ziemię i odszedł. Tadek podniósł go i zaczął gwizdać międzynarodówkę. Nadszedł kapo i ostrzegł bohatera, że za gwizdanie tej melodii esesman zabiłby go. Nadzorca więźniów nakazał im powrót na obiad. Droga powrotna biegła obok dworku, bawiła się przed nim córka właściciela majątku. Więźniowie dotarli do kotłów z zupą, każde komando miało swoje pojemniki, podpisane kredą. Tadek i jego grupa dotarła tam jako pierwsza, dlatego więźniowie zmienili oznaczenie, by zabrać większy kocioł.
Potem Tadek poszedł do grupy Iwana. Zastał go z jednym z greckich Żydów, który chował do torby gęś, prawdopodobnie ukradzioną z folwarku. Tadek dał Iwanowi słoninę od pani Haneczki i podziękował za mydło. Iwan tłumaczył, że mydło kupił od Żyda. Tadek nie dał się przekonać, zagroził, że odpłaci Iwanowi.
Tadek ponownie pracował przy rowie z mętną wodą. Badał dno łopatą. Obserwujący to post – esesman wartownik – chciał odkupić od niego buty. Oferował w zamian chleb dla greckich Żydów. Tadek odmówił, Niemiec zaczął go zachęcać do przekroczenia rowu, co groziło śmiercią, bo za próbę ucieczki esesman mógł zastrzelić bohatera. Tadek nie udał się podpuścić, post był wściekły. Obok bohatera pracował inny więzień, Janek. Podszedł do niego dowódca warty i wymierzył silny cios w głowę. Była to kara za to, że Janek nie zdjął czapki i nie stanął na baczność. Do Tadka przybiegł chłopiec usługujący kapo, przynosząc mu jedzenie. Bohater wzgardził zupą, twierdząc, że inni kradną gęsi i smażą je w obozie. Chłopiec natychmiast doniósł o tym kapo.
Nadeszła pora obiadu, porcje zupy rozdzielał kapo, większe nalewając więźniom silniejszym i lepiej pracującym. Mniejsze porcje trafiały do słabszych. Tadek pełnił funkcję pomocnika kapo, więc przysługiwały mu dwie pełne miski z ziemniakami i mięsem. Ale Tadek oddał obie porcje – jedną Bekerowi, drugą Andrzejowi, który obiecał mu przynieść jabłek. W czasie obiadu z jednym z esesmanów rozmawiał Żyd Rubin. Niedaleko odpoczywało komando kobiece, jedna z dziewcząt klęczała z rękami wyciągniętymi nad głową, w których trzymała belkę. Była to kara za schadzkę w polu kukurydzy. Tadka wezwał kapo i ukarał za oddanie zupy – jutro miał nie dostać obiadu.
Janek uczył maszerować dwóch greckich Żydów. Kiedy mylili się, kapo okładał ich kijem. Tadeusz wracał do pracy, mijając więźniów, na ich pytanie co słychać, mówił o zajęciu Kijowa. Usłyszał to esesman, który chciał od Tadka kupić zegarek i oskarżył go o rozsiewanie politycznych plotek. Na próżno bohater tłumaczył, że mówił o kijach, którymi okładano Żydów na drodze. Esesman chciał spisać numer obozowy Tadka. Kiedy odszedł, bohatera dogonił Rubin, ostrzegając, że czekają go kłopoty. Tadek dał mu zegarek, by załagodził sprawę z esesmanem.
Niemiec, właściciel majątku Harmenzach, kazał Andrzejowi zabić musztrowanych Żydów. Andrzej wykonał polecenie, uśmiercając więźniów ciosami kija.
Niemcy zarządzili zbiórkę. Była dopiero piętnasta, dość wczesna pora na zakończenie pracy, co oznaczało, że na pewno odbędzie się wybiórka ludzi przeznaczonych do gazu. W czasie zbiórki znaleziono u Greka kradzioną gęś. Esesman miał go już zastrzelić, kiedy z szeregu wystąpił Iwan i przyznał się do kradzieży. Niemiec zbił go pejczem po twarzy. Po powrocie do obozu dokonano wybiórki, do zagazowania przeznaczono Bekera. Żyd poprosił Tadka, by przed śmiercią pozwolił mu się najeść. Tadek spełnił prośbę.
U nas w Auschwitzu...
Opowiadanie ma formę listów Tadeusza, więzionego w Oświęcimiu, do Marii, przebywającej w Brzezince. Listów jest dziewięć.
Tadeusz informuje Marię, że uczestniczy w kursie sanitarnym, który pozwoli mu zostać flegerem. Bohater uczy się udzielania pierwszej pomocy, zwalczania bakterii i zasad sterylizacji. Tadeusz pisze, że miał wiele problemów z przekazaniem listu, wreszcie zgodził się jeden z kolegów. Bohater wspomina też o prośbie jednego z pacjentów, przedwojennego bogacza, który chciał, by nie chowano go we wspólnej mogile.
Tadeusz opisuje Marii życie w Oświęcimiu. Więźniowie chwalą obóz, twierdząc, że jako jedyny ma wybrukowane chodniki, murowane budynki, trzypiętrowe prycze i podłogi wylane betonem. O wiele gorzej wyglądał obóz w Birkenau, drewniane baraki stały w błocie. Tadeusz pisze, że mieszka w lepszych warunkach niż kiedyś, ma czystą pościel, świeże ubranie. Bohater informuje też, iż w obozie więźniowie wiedzą wszystko o sobie. Tadeusz pisze ukochanej, że za nią tęskni i wierzy, że mimo obozowych warunków nie utraciła pogody ducha.
Bohater informuje narzeczoną o przeciągających się kursach sanitarnych, o sali muzycznej, gdzie co tydzień odbywały się koncerty, bibliotece z książkami oraz obozowym domu publicznym – piętnaście kobiet świadczyło tam usługi lekarzom ze szpitala, kapo czy więźniom, dostającym przepustki za dobrą pracę.
Tadeusz zastanawia się nad obozową rzeczywistością, dlaczego tysiące ludzi daje się terroryzować garstce uzbrojonych osób. Bohater zauważa, iż ludzie z zewnątrz sądzą, że w Oświęcimiu są idealne warunki – przekonały ich pozory, takie jak bokserskie mecze, koncerty, trawniki zasiane wzdłuż ogrodzenia i baraków, czy świeża pościel. Do obozu przybywa nowy transport kobiet. Wita je orkiestra i tysiące więźniów – mężczyzn. Kobiety wiedziały, że czekają je komory gazowe. Wzywały pomocy, ale nikt im nie pomógł.
Tadeusz relacjonuje kolejne zajęcia z kursu sanitarnego oraz obowiązkową gimnastykę dla więźniów – odbywającą się co drugi dzień i trwającą godzinę. Polega ona na robieniu setek przysiadów, czołganiu się, skokach, zwisach na słupku. Bohater wspomina czasy wolności, gdy mieszkał w jednym pokoju z Marią. Przypuszcza, że przy życiu trzyma go nadzieja, że kiedyś koszmar obozu skończy się.
Tadeusz wspomina drogę z więzienia na Pawiaku do obozu, próby ucieczki przerażonych ludzi, ścisk, brak powietrza, ciała uduszonych w wagonie. Przyjaciel bohatera, Staszek, wspomina pewnego Żyda z Mławy, zajmującego się kierowaniem ludzi do gazu. Zaprowadził tam nawet swojego ojca, który przyjechał jednym z transportów, ponieważ nie chciał narazić się Niemcom. Potem wyjął z ubrania zabitego rodzinną fotografię. Inny kolega Tadka opowiada o obozie w Mauthausen – w czasie Wigilii obok choinki powieszono na szubienicy dwóch uciekinierów.
Tadeusz porównuje życie więźniów do życia niewolników z czasów starożytnych. Bohater zauważa, że nie ma żadnej różnicy – obaj nic nie mogą mieć, są oznakowani, ciężko pracują. Tadek martwi się, jaka pamięć pozostanie po więźniach, jeśli zwyciężą Niemcy. Optymistycznie stwierdza, że najważniejsze są uczucia, jakie łączą go z Marią.
Tadeusz znajduje stałego posłańca, który nosi jego listy do Marii. Jeden z więźniów, Hiszpan, zapragnął wziąć ślub z Francuzką, z którą miał dziecko. Władze zgodziły się na ceremonię, sprowadzono kobietę razem z dzieckiem, pan młody ubrał się odświętnie, grała orkiestra, a ceremonię sfotografowano. Potem Francuzkę odesłano do ojczyzny. Wszyscy więźniowie byli pod wrażeniem ceremonii. Tadeusz informuje Marię o dobiegających końca kursach sanitarnych oraz o listach z domu. Bliscy twierdzą, że wydany został tomik jego wierszy. Bohater snuje plany wspólnego życia z ukochaną, opisuje też szczegóły swego aresztowania.
Tadek opisuje wysiłki, jakie podejmuje, by przekazywać listy do Marii. Pisze o odwszawianiu obozu oraz powrót komanda, zajmującego się paleniem zwłok.
Ludzie, którzy szli
Opis ludzi, którzy przyjechali do obozu transportem bydlęcych wagonów i szli do krematorium. Autora fascynuje ten miarowy, jednostajny pochód, odbywający się bez protestu i szmerów. Tadek obserwuje idących z boiska, które ze współwięźniami wybudował niedaleko krematoriów. Jeden transport przywoził około trzech tysięcy ludzi. Rzadko ktokolwiek ocalał (wtedy trafiał do obozu).
Tadek nie pracuje już w szpitalu, ale w obozie roboczym, przy wykańczaniu odcinka C. Powstają tam baraki dla kobiet, pewnego dnia przywieziono ich tam trzydzieści tysięcy i zakwaterowano w niewykończonych jeszcze budynkach. Kobiety przebrano w kolorowe sukienki, dlatego obóz przezwano Perskim Rynkiem. W dzień musiały opuścić baraki z powodu prac budowlanych. Przeznaczone dla nich kołdry, koce i naczynia, jakie przynoszono do magazynu esesmana, rozkradali więźniowie. Kobiet pilnowały Słowaczki, przebywające w obozie od paru lat. Była wśród nich Mirka. Poprosiła Tadka o pomoc dla jej chorego dziecka, które ukrywała. Bohater odpowiedział wzruszeniem ramion, nie wyraził współczucia.
Jedna z blokowych w złości powiedziała więźniarkom, że ich bliskich i dzieci, jakie przywieziono razem z nimi, zagazowano, a dym, unoszący się nad dachami, pochodzi ze spalanych ciał.
Drogą do krematorium nieustannie szli ludzie. Po rozebraniu się wchodzili do krematorium. Ciała usuwało żydowskie komando. Następnie je palono. Kiedy po zagazowaniu przybywał spóźniony transport, Niemcom nie opłacało się uruchamiać krematorium, ludzi wrzucano żywcem do płonących dołów. Niektórych zabijano strzałem w głowę. Tak stało się z małą dziewczynką, która nie chciała opuścić swej matki. Esesman zabił ją.
Pod koniec lata przestały przyjeżdżać pociągi, coraz mniej ludzi szło do krematorium. Na wschodzie Polski przesuwała się ofensywa radziecka, wybuchło Powstanie Warszawskie. Transporty z więźniami zaczęto przewozić na zachód. Członkowie Sonderkommanda uciekli, złapano ich i rozstrzelano.
Proszę państwa do gazu
W obozie trwa akcja odwszawiania. Więźniowie chodzą nago, ich ubrania wrzucono do basenów, wypełnionych rozpuszczonym w wodzie gazem, cyklonem. Do dezynfekcji zabrano także materace i sienniki. Od kilku dni przestały przyjeżdżać transporty do krematorium.
Tadeusz z kolegami dostaje paczki żywnościowe z domu. Wspólnie żywią się zapasami. Bohater dzieli się żywnością z dwójką więźniów francuskich, należących do grupy zwanej Kanadą. Więźniowie ci byli zatrudnieni przy rozładunkach ludzi, zabierając im odzież i jedzenie, dlatego stali wyżej w hierarchii obozowej, nigdy nie chodzili głodni. Jeden z Francuzów wziął Tadka do pracy, bo część grupy wysłano do pracy na Harmenzach, niemieckim majątku. Więźniowie przeszli na rampę, esesmani podzielili ich na grupy. Przyjechali podoficerowie SS. Potem przybył transport. Ludzie stłoczeni w wagonach krzyczeli z przerażenia i prosili o wodę. Jeden z esesmanów ostrzelał wagony z automatu, wtedy wrzawa ucichła. Wagony zostały otwarte. Wcześniej podoficer uprzedził więźniów, że jeśli któryś z nich ukradnie kosztowności z transportu, zostanie rozstrzelany.
Ludzie zaczęli wysiadać z wagonów. Więźniowie brali ich bagaż i składali go obok wagonów. Ubrania umieszczano na kolejnej stercie. Przybyłych nie informowano o losie, jaki ich czeka. Silniejszych i młodych kierowano do jednej grupy, mającej iść do obozu. Innych ładowano na samochody, wiozące ich do krematorium. Karetka Czerwonego Krzyża dowoziła tam gaz. Esesman znaczył w notesie liczbę odjeżdżających aut – szesnaście kresek to około tysiąca ludzi, do jednego auta mieściło się sześćdziesiąt osób. Więźniowie wypruwali złoto i kosztowności, zaszyte w ubraniach, potem wrzucali je do teczek esesmanów, układali buty w sterty. Znajdowali też żywność i alkohol, który wypijali. Potem więźniowie uprzątają puste wagony. Wynoszą ciała dzieci, uduszonych i leżących w odchodach. Nikt nie chciał się przyznać do dzieci. Kiedy esesman zaczął grozić bronią, starsza kobieta wzięła ciała niemowląt. Komendantka obozu kobiecego wybrała młode i ładne kobiety, po obcięciu włosów i przebraniu w obozowe ubrania, miały szanse przeżyć w obozie.
Nadjechał kolejny transport, praca zaczęła się od nowa. I tak w kółko, transporty przyjeżdżały przez cały dzień. Tadeusz opisuje chwilę grozy – chwycił za rękę trupa. Jego dłoń zacisnęła się wokół jego ręki. Wyrwał ją z krzykiem i uciekł.
Wielogodzinna praca pozbawiła Tadeusza ludzkich uczuć, podobnie jak pity w upale spirytus. Odpoczął chwilę na torach, marząc o powrocie do obozu. Esesmani wrzucali złoto do beczek po kawie, które potem wysyłane były do Niemiec. Po rozładowaniu ostatniego transportu podliczono wszystkie kreski. W sumie tego dnia wyładowano piętnaście tysięcy ludzi. Więźniowie wracali do obozu, zabierając żywność, ubrania i inne rzeczy zebrane z transportów. Tadeusz stwierdza, że z zebranych rzeczy obóz będzie żył przez kilka dni, część z nich zostanie sprzedana poza Oświęcimiem i wymieniona na inne towary. Po powrocie do baraków z krematoriów wciąż unosił się dym z palonych ciał.
Śmierć powstańca
Tadek pracuje z Romkiem przy kopaniu rowów pod rury wodociągowe. Przebywają w obozie w Niemczech, założonym przed dwoma miesiącami. W tym czasie z głodu i chorób zmarło około trzech tysięcy ludzi. Tadek na zmianę z Romkiem kradną buraki z pól rolników z Wirtembergii. Inni zabierają owoce z ogrodów i sadów. Kraść warzywa jest trudniej, trzeba przedostać się na dalsze pole. Tadek minął więźniów, pracujących za zakrętem, byli to jeńcy z Powstania Warszawskiego. Jeden z nich poprosił o przyniesienie buraka. Bohater odmówił. Zakradł się na pole i przyniósł dwa buraki. Ponownie odmówił, kiedy wracając, więźniowie poprosili go o oddanie jednego buraka.
Po powrocie Romek kroił buraki, by mogli je wspólnie zjeść. Romek zaczął opowiadać o tym, jak z kolegą zakradli się do pewnej wioski i weszli do chałupy sołtysa i jego żony. Chcieli zabrać sołtysa na przesłuchanie, ale jego żona obudziła się i zaalarmowała męża. Musieli uciekać, kradnąc kiełbasę. Rozmowę podsłuchiwał więzień – powstaniec, który czatował w ich rowie. Mężczyzna poprosił o kawałek buraka. Dostał go w zamian za odrobinę chleba. Tadek poradził mu, by nie objadał się gwałtownie. Widząc jego stan podejrzewał, że może rychło umrzeć. Po pewnym czasie niemiecki majster krzyknął na Tadka, że jakiś człowiek leży na ziemi i zwija się z bólu. Okazało się, że był to powstaniec. Bohater był pewien, że mężczyzna nie przeżyje do wieczora.
Tadek wrócił do Romka, kolega opowiedział mu, że wczoraj sprzedał Żydom buraka, dostał w zamian kawałek chleba. Pożywił się także zupą, którą dostał za odniesienie kotłów do kuchni. Niemiecki majster, który nagradzał za dobrą pracę, rzucił obu mężczyznom pakunek ze skórkami od chleba.