Nowela rozpoczyna się baśniowym wstępem o wędrówce wiatru, który przemierza świat, słuchając historii przyrody. Pewnego letniego dnia, po pięćdziesięciu latach nieobecności, dociera na Polesie Litewskie.
Na polanie w środku lasu dostrzega duży pagórek – mogiłę powstańców i prosi drzewa o opowiedzenie jej historii. Te początkowo milczą, jednak po naleganiach wiatru, zgadzają się. Pierwszy rozpoczyna dąb. Mówi o tym, że pewnego dnia na polanie pojawił się tłum młodych, podekscytowanych ludzi, w różnych strojach, ale z jednakowym, błękitnym nakryciem głowy, którym przewodniczył Romuald Traugutt.
Drzewo opowiada o walecznym wyglądzie i charakterze bohatera, wspomina, że jest on wielkim człowiekiem i wspaniałym dowódcą. Wie też, że Traugutt już nie żyje, ale nie jest pochowany na tutejszej polanie, ale w innym, odległym miejscu. Podkreśla również, że najważniejsza dla przywódcy była ojczyzna-to dla niej zostawił swoje dotychczasowe, szczęśliwe życie u boku żony i dziecka. Młodzieńcy, którzy pojawili się na polanie, przyszli dobrowolnie i z potrzeby serca.
Dąb opowiada o kolejach rzeczy, które miały miejsce na łące. Oprócz dowódcy, przybył tam także „młodzieniec o postawie wyniosłej i czarnym, iskrzącym się oku” – Jagmin. Z rozkazu Traugutta dowodził jazdą. Był to chłopak o pięknej budowie i wielkim sercu.
Jednak ulubieńcem dębu stał się jego przyjaciel – Maryś Tarłowski. Przybył w te strony razem z siostrą Amelką. Ich rodzice prawdopodobnie zginęli. Zawsze spędzali czas razem, wspierając się na każdym kroku. Maryś był delikatnym chłopcem, prawie jeszcze dzieckiem, o subtelnej urodzie. Interesowała go nauka i piękno przyrody. Tutaj właśnie poznali Jagmina. Zaczęli przebywać razem, zaprzyjaźnili się.
Któregoś dnia rodzeństwo siedziało razem na łące, obserwując robaczka, chodzącego po trawie. Jagmin odnalazł ich i oznajmił, że „Za dni dziesięć do mnie i ze mną tam, gdzie będą wszyscy...” Było to wezwanie do zrywu niepodległościowego. Choć cała trójka od dawna się do tego szykowała, teraz ogarnęło ich przygnębienie. Amelka rozpłakała się, ale rozumiała i popierała decyzję brata o przyłączeniu się do walk.
Wieczorem w ogrodzie rozmawiała z Jagminem. Tłumaczyła, że brat jest wątły, niestworzony do walk, tylko serce ma wielkie i dlatego prosiła przyjaciela o opiekę nad nim. Ten obiecał strzec Marysia, a później zaczął miłośnie całować ręce Amelki. Zakochanie patrzyli sobie długo w oczy z niemożności wypowiedzenia tego, co było dla nich najważniejsze.
Dąb prosi o chwilę odpoczynku. Opowiadanie przejmuje świerk, który jako najwyższe drzewo w lesie, widział najwięcej. Mówi zatem o walkach, które staczali powstańcy. Nie wszystkie mógł dostrzec, bowiem niektóre toczyły się za daleko. Wiedział jednak, że były to walki krwawe i trudne, bo słyszał ich dźwięki, dobiegające z oddali. Świerk nie chce ich opisywać szczegółowo. Woli myśleć o rzeczach pięknych i spokojnych, do których został stworzony.
Wspomina za to powroty młodzieńców. Choć zawsze wracali strudzeni po całodniowej bitwie, na rozkaz wodza ustawiali się w „karnym szeregu”. Drzewo wspomina zwłaszcza jeden z takich wieczorów, podczas którego Traugutt osobiście podziękował małemu Tarłowskiemu za ocalenie życia i pochwalił go przed całym wojskiem za jego odwagę. Przyjaciele zaczęli na jego cześć wiwatować i śpiewać, na nim jednak nie było widać radości. Czuł się osamotniony, wiedział, że nie został stworzony do walk i że działa na przekór sobie. Wzmianka ta podkreśla heroizm powstańców, którzy walczyli nieraz naprzeciw swoim przekonaniom.
Opowieść podejmuje brzoza. Potwierdza zamiłowanie chłopca do piękna przyrody. Mówi, że naprawdę szczęśliwy był, gdy mógł chodzić po lesie, przyglądając się naturze z bliska. Swoim entuzjazmem do nauki potrafił zarazić przyjaciół, którzy na co dzień nie zwracali uwagi na otaczający ich świat.
W nocy Maryś często rozmawiał z Jagminem, gdy wszyscy już zasnęli. Planowali swoją przyszłość, kiedy walki z Rosjanami dobiegną końca. Oboje byli przekonani, że każda wojna to przede wszystkim bratobójcza walka, która nie przynosi nic dobrego. Wiedzieli jednak, że obecne bitwy są konieczne, by móc wyzwolić naród i w przyszłości żyć jako wolny kraj. Brzoza wspomina te nocne rozmowy jako szczególnie wzniosłe.
Jednak „(…) przyszedł dzień, gdy straż przyniosła oznajmienie”. Opowieść podejmuje stary dąb. Do obozu przybył jeden z posłańców poczty obywatelskiej – Radowicki. Kazał szybko prowadzić się do namiotu wodza. Okazało się, że wrogowie otaczają powstańców. Za godzinę lub dwie będą na miejscu. Szanse na wygranie walki są nikłe, Rosjanie mają ogromną przewagę liczebną. Żołnierze w pierwszej chwili przelękli się bitwy, jednak słowa Traugutta podniosły ich na duchu i zachęciły do walki. Radowicki przekazał jeszcze Marysiowi wiadomość od siostry, zapisaną maleńkim druczkiem kartkę, zawiniętą w taki sposób, by łatwo było ją połknąć w razie niebezpieczeństwa. Chwilowo jednak nie miał czasu jej przeczytać.
Powstańcy zaczęli stosować się do walki: „Plan bitwy był podobno kunsztowny, biegły. Obrona i zarazem napaść”. Bitwa rozgrywa się w kłębach dymu, dlatego dąb opowiada tylko o niektórych wydarzeniach. Szczególnie postać Marysia Tarłowskiego przykuła jego uwagę. Chłopak dzielnie walczył przez całą bitwę. Ukryty w paprociach, strzelał bez przerwy do wroga. W pewnym momencie został jednak zraniony w ramię i upadł. Wciąż jednak żył. Silne ręce Jagmina podniosły go z ziemi i zaniosły do namiotu dla rannych. Lekarze pracują bez przerwy.
Agresorzy atakują praktycznie cały czas. Dostają się na polanę i w bezmyślnej chęci zabijania kierują się w stronę polowego szpitala. Pozostali powstańcy rzucają się na ratunek chorym, jednak jest już za późno. Zastają tam tylko trupy. Szczególnie okrutnie taktują Marysia – nabijają jego ciało na pale. W ostatnich chwilach życia rzuca on Jagminowi chustkę, prosząc, by oddał ją siostrze, by wiedziała, że, gdy zbliżała się śmierć, myślał o niej. Przyjaciel chwycił „wiadomość”, ale nagle sam spadł z konia i zniknął wśród wrzawy. Dąb zakończył swą opowieść.
Wiatr zaczął wypytywać skąd wziął się w mogile krzyżyk. Dzwonki liliowe odpowiedziały, że po długim czasie przyszła na polanę Aniela. Wyglądała jak zjawa, była pozbawiona radości, jakby życie z niej odeszło.
Długo rozpaczała nad śmiercią brata i ukochanego mężczyzny, po czym zostawiła tam maleńki krzyżyk. Odeszła niedługo potem i nigdy więcej nie wróciła. Nie pojawił się też żaden inny człowiek. Mijały kolejne lata i tylko przyroda chowała w pamięci losy bohaterów: „I ciągle płynął tędy nieśmiertelny strumień czasu, niestrudzenie szemrząc: Vae victis! vae victis! vae victis!…” („Biada zwyciężonym”).
Wiatr jednak zaczął się podnosić w górę i wykrzykiwał „Gloria victis” („Chwała zwyciężonym”). Niósł swoją nowinę również dalej, przekazując ją całemu światu.
Nowela opowiada o walkach narodowowyzwoleńczych, toczonych podczas powstania styczniowego na terenach Polesia Litewskiego. Historia jest opowiedziana wiatru przez drzewa, rosnące na polanie, na której rozbity był obóz powstańców. Zwracają one uwagę zwłaszcza na młodego chłopca – Marysia Tarłowskiego oraz jego przyjaciela, Jagmina.