Jedną z ważniejszych kwestii jest rozróżnienie bólu fizycznego i psychicznego. Chociaż pani Róża próbuje ulżyć chłopcu i opowiada mu historie, które mają odwrócić jego uwagę od duchowego cierpienia i sprawić, by mógł jakoś nad nim zapanować, tak naprawdę na każdej stronie czai się jakiś niewypowiedziany strach. Oskar jest pogodnym chłopcem, ale trudno zapomnieć, że jest chłopcem śmiertelnie chorym.
Autor zadaje też czytelnikowi pytanie, jak skondensować treść przeżywanych dni, by w jak najkrótszym czasie zawrzeć wszystko. Rozmieniamy się na drobne, życie przecieka nam przez palce. Tych najważniejszych chwil jest być może akurat tyle, by doświadczyć ich w ciągu dwunastu dni. Nie wolno zapomnieć, że życie jest czymś niezwykle kruchym.
Poza tym opowieść przekazuje pewną intuicyjną mądrość, że ból trzeba werbalizować i go uzewnętrzniać. Powiada w jakimś momencie pani Róża: „Myśli, których się nie zdradza, ciążą nam, zagnieżdżają się, paraliżują nas, nie dopuszczają nowych i w końcu zaczynają gnić"