Kolejna scena przedstawia całą tytułową „moralność” Dulskiej. Chce ona wymówić mieszkanie swojej Lokatorce, która po zdradzie męża targnęła się na swoje życie, czym wywołała, według Dulskiej, skandal dotykający również jej rodzinę. Nie zważa ona na zły stan psychiczny i fizyczny kobiety, twierdzi nawet, że lepiej byłoby gdyby samobójstwo się udało. W tej scenie pada ważny cytat obrazujący całość postępowania Dulskiej, a mianowicie słowa wypowiedziane przez nią samą: „Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział.” Usprawiedliwia ją to przed samą sobą odnośnie sytuacji między Zbyszkiem a Hanką – jak długo to pozostanie w naszym domu, nic złego się nie dzieje i możemy to tolerować. Lokatorka odchodzi więc z kwitkiem, nic nie wskórawszy w sprawie mieszkania, którego tak bardzo potrzebuje.
Akt I kończy wizyta Juliasiewiczowej, młodej krewnej Dulskich, która doskonale dogaduje się zarówno z panią domu, jak i ze Zbyszkiem, co sprawia, że w późniejszych scenach staje się głównym motorem akcji, wywołującym konflikt w domu Dulskich, a także zażegnującym go. W tej scenie przeczuwająca romans kobieta, namawia Dulską, niestety bezskutecznie, do pozbycia się Hanki, nim będzie za późno i dojdzie do skandalu.
Akt II rozpoczyna komiczna scena „spaceru” pana Dulskiego, drepczącego wzdłuż pokoju tam i z powrotem w celach zdrowotnych. Dulska, w międzyczasie poganiając córki, przygotowujące się do wyjścia na tańce, skrupulatnie odmierza mężowi czas i przebyte kilometry. Widzimy tu całkowitą (lub być może pozorną) zależność Felicjana od żony i zgodę na zachowanie absurdalne, nie znamy jednak tak naprawdę jej przyczyn.
Mela zostaje w domu z powodu złego samopoczucia i jesteśmy świadkami jej rozmowy ze Zbyszkiem (który wcześniej wysłał Hankę do lekarza, prawdopodobnie już domyślając się, że dziewczyna jest z nim w ciąży), jedynej chyba szczerej w całym utworze. Naiwna i prostoduszna Mela wyjawia Zbyszkowi, że chciałaby pójść do klasztoru, z dala od zgiełku świata, Zbyszko uważa jednak, iż jest to niemożliwe i zapewne w końcu stanie się taka jak matka, gdyż „głębsza warstwa weźmie górę”. Mela wyjawia również Zbyszkowi swój smutek z powodu sytuacji jego i Hanki (widziała ich pocałunek i zinterpretowała go na swój dziecinny sposób – myśli, że łączy ich wielka, nieszczęśliwa miłość; nieszczęśliwa, ponieważ matka nigdy nie zgodzi się na taki mezalians) oraz zdradza, że Hanka ma narzeczonego na wsi – finanzwacha, czyli strażnika urzędu celnego, który pisze do niej listy. Wyraża jednak chęć pomocy „zakochanym”.
Wraca Hanka i potwierdza podejrzenia Zbyszka – jest w ciąży. Zbyszek namawia ją na powrót do domu, czego ona nie chce uczynić z obawy przed gniewem ojca. Gdy chłopak wychodzi, nadchodzi Mela i zapewnia Hankę o swojej pomocy, nie rozumie jednak sytuacji. Gdy przybywa Juliasiewiczowa, młoda Dulska powtarza jej zasłyszane urywkowo słowa i inaczej zinterpretowane fakty oraz prosi o wstawiennictwo w sprawie Zbyszka i Hanki.
Juliasiewiczowa szybko odkrywa, co tak naprawdę się stało, dochodzi do konfliktu między nią a Zbyszkiem, co wpływa na rozwój sytuacji w scenie następnej, gdzie w przypływie złości Juliasiewiczowa wyjawia prawdę o romansie. Zszokowana początkowo Dulska nie chce w to uwierzyć, a kiedy Hanka przyznaje, że to prawda, chce ją natychmiast wyrzucić z domu, byle tylko uniknąć skandalu. Zbyszko reaguje na całą sytuację bardzo impulsywnie – chcąc zrobić na złość matce, oświadcza, że ożeni się z Hanką.
Akt III jest najbardziej wartkim z całej sztuki. Zagubiona Dulska zwraca się o pomoc do Juliasiewiczowej, którą uważa za osobę sprytną i przebiegłą. Kobieta zgadza się i prosi o wolną rękę w rozwiązaniu problemu. Udaje jej się przekonać Zbyszka, by zrezygnował z pochopnej decyzji o małżeństwie i skupił się na własnej karierze. Zbyszek ulega perswazjom i zrezygnowany z powodu jedynie pozornego buntu, zamyka się w swoim pokoju. Pozostaje kwestia odprawienia Hanki. Do domu Dulskich zostaje wezwana matka chrzestna dziewczyny – Tadrachowa. Mają wspólnie omówić wysokość odszkodowania dla Hanki za zaistniałą sytuację. Do rozmowy wtrąca się nagle sama poszkodowana i żąda zawrotnej sumy tysiąca koron, w przeciwnym razie skieruję sprawę do sądu. Zrozpaczona Dulska godzi się ostatecznie i wypłaca dziewczynie pieniądze. Życie Dulskich z powrotem wraca na właściwy tor, ponadto Dulska nie wyciąga ze sprawy żadnej lekcji. Mówi: „Muszę teraz odbić to, co mi wydarli”. Utwór kończy się wyrazem rozczarowania Meli, która naprawdę uwierzyła, że Zbyszek ożeni się z Hanką i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie, co zostaje bezlitośnie wyśmiane przez Hesię.