Życie „na górze”, w sanatorium, toczy się własnym rytmem. Czas jest wzięty pod lupę, zatrzymany, a w każdym razie zwolniony. Bohaterowie doświadczają nudy egzystencjalnej. Starają się (ale nie zawsze potrafią) wypełnić sobie dzień czymś zajmującym. Skazani są na silne doświadczanie wolno upływających dni i nocy (choć w rozdziale poświęconym czasowi nie jest takie oczywiste, że w perspektywie dłuższej niż dzień czy tydzień upływa on wolno i odwrotnie – pędzący czas po roku niespodziewanie się rozciąga i nabiera znaczeń).