Początkowo widok dziwnie wyglądającej dziewczynki budził jej strach (a nawet po części obrzydzenie) i miała obawy, czy na pewno będzie w stanie dobrze się nią zaopiekować. Z upływem czasu czuła jednak coraz większe przywiązanie do Myszki i przyzwyczaiła się do jej wyglądu.
Dnie upływały Ewie na opiece nad małą Myszką, z kolei Adam chodził do pracy. Był prezesem dużej firmy, która odnosiła sukcesy. Dużo zarabiał, więc był w stanie utrzymać piękny dom i rodzinę. Od zawsze pragnął dziecka, lecz nie przewidział, że urodzi się ono obarczone ciężką chorobą. Był to dla niego szok i nie potrafił się z tym pogodzić. Wstydził się Myszki, chciał trzymać ją w domu, by inni nie mogli na nią patrzeć. Sam czuł do dziewczynki jedynie wstręt. Denerwowała go jej nieporadność i całkowita bezbronność. To, że nie mogła sama nic zrobić i trzeba było cały czas mieć ją na uwadze, ciągle się nią opiekować. Brzydził go widok śliniącego się dziecka. Nie chcąc patrzeć na córkę, zamykał się więc w dźwiękoszczelnym gabinecie, gdzie słuchał głośnej muzyki, a nawet spał. Kiedy zdarzało mu się być w domu (o co było trudno, gdyż prawie przez cały czas pracował, najczęściej przebywał w swoim pokoju, izolując się tym samym od rodziny.
W tej sytuacji to na Ewę spadł ciężar obowiązków i trud wychowania Marysi. Dziewczynka miała ciężką formę DS, dodatkowo jej mózg był uszkodzony, gdyż znajdowała się w nim ciemna plamka. Lekarze nie potrafili jej nazwać ani wyjaśnić, skąd się wzięła.
Życie z niepełnosprawnym dzieckiem stanowiło ogromne wyzwanie, wymagało katorżniczej pracy, wielkiego oddania i poświęcenia. Marysia aż do piątego roku życia nosiła pieluchy. Z trudem artykułowała pojedyncze sowa. Była opóźniona w rozwoju. Późno też zaczęła chodzić, a wykonywanie codziennych, nawet najprostszych, czynności sprawiało jej kłopot. Była niezaradna – większość czynności trzeba było wykonywać za nią.
Opieka nad chorym dzieckiem całkowicie pochłonęła Ewę, na czym najbardziej ucierpiało jej małżeństwo, które powoli się rozpadało. Wydawało się, że nie ma innego wyjścia jak tylko rozwód. Adam jednak, nie chcąc utracić dobrego imienia i pozycji społecznej, zastanawiał nad innym rozwiązaniem. Wciąż był przekonany, że najlepszym rozwiązaniem byłoby oddanie Myszki do specjalnego zakładu, ale przywiązana do małej Ewa nie chciała się na to zgodzić. Potrafiła znieść wszystko, byle tylko widzieć uśmiech na twarzy swojej córeczki.
Kiedy Myszka była już trochę większa, odkryła, że w ich domu, na górze mieści się strych. Ewa pozwoliła jej się tam bawić, uprzednio montując na strychu dzwonki, dzięki którym mogłaby przywoływać dziewczynkę, by zeszła na dół. Marysia któregoś dnia znalazła na strychu tajemne przejście, które prowadziło do innej, nieznanej rzeczywistości. Po zgaszeniu światła była świadkiem, jak On dokonywał aktu stworzenia różnych światów. Niekiedy jednak miał z tym problem, na przykład trawa stawała się czerwona. Wtedy dziewczynka doradzała MU, jakiej barwy należy użyć.
Przebywając na strychu, Myszka wydawała się odmieniona, nie zdradzała oznak choroby – była zwinna, zaradna, radosna. Gdy tylko tego zapragnęła, mogła tańczyć do upadłego. W domu chcąc to robić, zawsze czuła dziwną ociężałość i otępienie – coś hamowało jej ruchy. Na strychu zaś czuła się lekko i swobodnie. Pewnego razu, kiedy przebywała na dole, poczuła nagle, że patrzy na nią tata i postanowiła dla niego zatańczyć. Niestety ubranie ją krępowało, dlatego szybko je zdjęła. Wydawało jej się, że porusza się pięknie, tymczasem Adam widział tylko niezgrabne ruchy i podskoki. Taniec niestety zakończył się „małym nieszczęściem”.
Pewnego dnia, będąc na strychu, Myszka obserwowała, jak On stwarza zwierzęta. Znalazła nawet przed domem małego kotka, którego wpuściła do domu. Adam przygotowywał wówczas kanapkę z tuńczyka i gdy tylko zwierzę poczuło jego zapach, szybko ku niemu skoczyło, łapiąc go za nogawkę. Adam, chcąc pozbyć się kotka, strzepnął go i stało się nieszczęście – kotek uderzył głową o meble i stracił przytomność. Z jego głowy pociekła krew. Przestraszona dziewczynka pochyliła się nad nim i łagodnym głosem powiedziała do niego: „Oć, oć” – na te słowa zwierzątko ożyło. Adam i Ewa nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli, przekonując siebie nawzajem, że zwierzątko najwyraźniej zostało tylko ogłuszone.
Ewa nie chciała chodzić z Myszką w miejsca publiczne i niepotrzebnie narażać ją na złośliwe uwagi czy nieprzychylne komentarze. Chciała jej oszczędzić słów podyktowanych współczuciem lub pogardą. Dodatkowo, kiedy dziewczynka znalazła się na zewnątrz, nie umiała należycie się zachować. Niszczyła różne przedmioty w sklepie, nie potrafiła bawić się z innymi dziećmi. Ich rodzice najczęściej odsuwali swoje pociechy od Myszki, tak jakby ta bezbronna dziewczynka mogła je czymś zarazić. Z tych powodów Ewa nie chciała jej też posłać do szkoły. Zdawała sobie sprawę, że dziewczynka na pewno nie spotka się tu ze zrozumieniem czy akceptacją, lecz raczej z pogardą i litością. Myszka potrzebowała ciepła i miłości, a szkoła nie potrafiłaby jej tego zapewnić.
Pewnego dnia, kiedy wybrała się jednak z małą na zakupy, Myszka spuszczona na moment z oka podeszła do stoiska z jabłkami i nadgryzła jedno myśląc, że może zrobić tak, jak robiła z innymi magicznymi jabłkami zjadanymi strychu, które pozwalały jej tańczyć. Tutaj też zapragnęła zatańczyć – rozebrała się więc i zaczęła podskakiwać, lecz znów przydarzyło jej się „małe nieszczęście”. Postanowiono wezwać policję. Ewa zadzwoniła po Adama, który musiał przyjechać i wyjaśnić całe zajście, a tym samym przyznać się do posiadania upośledzonej córki. Poczuł wstyd i rozgniewany zabrał je do domu.
Adam często rozmyślał nad chorobą córki. Kiedy dowiedział się, że jest ona dziedziczna, przypomniał sobie o chorobie babci Ewy, która cierpiała na Alzheimera. Uznał, że to ona jest odpowiedzialna za przekazanie złych genów. Chcąc się upewnić, postanowił wypytać swoją babcię o to, czy i w ich rodzinie zdarzały się podobne choroby.
Adam wychowywał się tylko z babcią, gdyż jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Miał do babci żal o to, że zastępowała mu rodziców, tak jakby była winna za to, że ich utracił. Będąc już dorosłym człowiekiem, nie chciał się zajmować babcią i wspólnie z Ewą podjęli decyzję o oddaniu jej do domu opieki. Potem chcieli przenieść ją gdzie indziej, ale urodziła się Myszka i to opieka nad nią całkowicie ich zaabsorbowała, o starszej babci prawie zupełnie zapomnieli. Adam nie był u niej już od 9 lat. Kiedy w końcu ją odwiedził, w ogóle go nie poznała. Zaczęła mówić od rzeczy i Adam zrozumiał, że ciężko będzie z niej coś wciągnąć, dlatego postanowił udać się do szpitala, w którym zmarli jego rodzice. Przeglądając dokumenty w archiwum, nie mógł niczego znaleźć – w większości były to poniszczone i niekompletne akta. Nagle jego wzrok przykuły akta jeszcze jednej osoby, która zmarła tego samego dnia co jego rodzice. Domyślił się, że to przypadkowa ofiara wypadku.
Adam wiedział, że musi zgłosić fakt, iż Myszka nie poszła do szkoły, choć minęły już dwa lata, odkąd zaczął ciążyć na niej ten obowiązek. Matka dziewczynki starała się wytłumaczyć urzędniczkom, że mała nie jest jeszcze gotowa psychicznie i fizycznie na pójście do szkoły (nawet specjalnej).
Któregoś dnia głos ze strychu stworzył cudowną jabłoń, której owoce dawały szczęście. Ewa po skosztowaniu jabłka chodziła zadowolona i uśmiechnięta. Adam też spożył ten wyjątkowy owoc i wówczas przypomniał sobie, że powinien jeszcze odwiedzić sąsiadkę z dzieciństwa, gdyż to właśnie ona mogła opowiedzieć mu wiele o jego rodzicach. Pani Aleksandra rzeczywiście dużo mu wyjawiła. Wyszło między innymi na jaw, że tak naprawdę nazywał się Jan, Adaś był jego młodszym bratem, który posiadał wrodzony zespół Downa. W dniu wypadku rodzice jechali z nim do lekarza.
Okazało się, że pamięć Adama mocno go zawiodła. Przez całe życie święcie był przekonany, że rodzice tamtego tragicznego dnia jechali z psem. Dopiero teraz wszystkie dawne wspomnienia nagle do niego wróciły. Raz jeszcze prześledził kolejne wydarzenia poprzedzające wypadek. Rzeczywiście miał kiedyś brata cierpiącego na DS – tę samą chorobę, jaką miała Myszka. Był dla niego opiekuńczy i bardzo go kochał. W dniu, w którym zdarzył się wypadek, brat obiecał Janowi, że do niego wróci, ale tak się niestety nie stało. Babcia wezwana do zidentyfikowania zwłok celowo powiedział, że zginął Jan, a nie Adam. Pragnęła bowiem zachować przynajmniej część ukochanego wnuka, jego starszego brata nazwała więc Adamem.
Do Adama wreszcie dotarło, że brat, który zginął, w cudowny sposób do niego powrócił, przybierając postać Myszki. On jednak go odepchnął, nie okazując Myszce miłości i troski.
Po powrocie do domu okazało się, że Myszka umiera. Adam był przy niej przez ostatnie godziny jej życia.
Gdy minęło kilka lat, Adamowi i Ewie urodziła się druga, tym razem piękna i dorodna, córka która prześlicznie tańczyła pod jabłonią. Często wspominała też cudowną i wyjątkową Myszkę.