Przeczucie Profesora Tutki
Zgromadzeni znajomi rozmawiali o proroczych snach i przeczuciach. Zdania były podzielone: jedni twierdzili, że coś takiego nie istnieje i jest to tylko wytwór chorej wyobraźni, inni, że należy w nie wierzyć i ich słuchać. Jako przykład sędzia opowiada historię o tym, jak miał przeczucie, by nie jechać nocnym pociągiem. Dobrze zrobił, gdyż pociąg się wykoleił.
Profesor, wysłuchawszy jego opowieści, rozpoczął własną historię. Pewnego razu miał lecieć do miasta nad Adriatykiem, skąd planował dalszą podróż statkiem. Wszystko w nim buntowało się na ten wyjazd, miał jakieś dziwne zahamowania, postanowił je jednak zignorować i złożył na karb strachu przed pierwszym lotem.
Po wylądowaniu w rzeczonym miasteczku śmiał się sam z siebie. Wyszedł na przechadzkę, a miejscowość wywoływała jego szczery zachwyt. Wszedł do sklepu, by kupić jakiś drobiazg niezbędny do dalszej podróży i tam przekonał się, że go okradziono - nie miał przy sobie portfela. Poza pieniędzmi przepadły także jego dokumenty i bilet na statek.
Zrozpaczony, że nie posłuchał swego instynktu, Profesor udał się z powrotem do hotelu. Tu okazało się, że po prostu zapomniał pugilaresu ze stolika.
Rozmówcy Tutki zdumieli się tą historią, będąc pewnymi, że ten sobie z nich żartuje. Profesor jednak wytłumaczył, że „Przeczucie mówiło prawdę: spotkała mnie katastrofa. Tylko, że wyszedłem z niej cało”.
Rozmówcy Profesora dyskutują nad rolą przeczuć w życiu człowieka.
Melonik Profesora Tutki
Mecenas - przyjaciel Profesora - opowiadał wszystkim o garniturze, który skroił mu angielski krawiec za jakieś ogromne pieniądze. Twierdził, że tym wyrobem gasi wszystkie inne. A to dlatego, że uszyty w Anglii.
Wywołało to oburzenie Tutki, który stwierdził, że polskie wyroby są równie solidne i dobre, jak zagraniczne. Jako przykład podał swój melonik. Kupił go jedenaście lat temu, a on nadal wygląda jak nowy. Ubiór ten miał wiele przygód: gryzły go psy, magik wyciągnął z niego gołębie, siadała na nim pewna dama… Ten jednak zawsze pasuje idealnie, nic tylko go ubierać i „szyk”.
Tutka zamyka opowiadanie konkluzją, że człowiek jest jak garderoba - ściera się i niszczy. Musi jednak wytrzymać wszystkie rzeczy, które przytrafiają mu się w życiu i nawet po upadku starać się wracać do pionu.
O krótkowidzach
Tutka opowiada pewną anegdotę, dotyczącą krótkowidztwa. Inspiracją do niej jest historia przedstawiona przez znajomego doktora, którego pacjent uskarżał się na tę dolegliwość.
Otóż znajomy Profesora, również niedowidzący, poszedł kiedyś z żoną do sklepu. Podczas gdy ta szukała dla siebie jakichś przedmiotów, mężczyzna zauważył piękną kobietę. Podszedł zatem do niej, chcąc wyszeptać swoje uznanie dla jej urody, ale okazało się, że był to manekin. Wściekła żona robiła mu po wyjściu wyrzuty.
Doktor nie zrozumiał jednak metaforyczności opowieści Tutki. Jego zdaniem żona nie miała prawa robić mu wymówek. Profesor wyjaśnił, że manekin był dla męża tym, czym fatamorgana dla Araba. Wierzył, że manekin jest prawdziwą kobietą i z tym przekonaniem zbliżył się do niego.
Opowiadanie „barwne”
Sędzia, czytając gazetę, był wielce niezadowolony. Powodem tego było niejasne wytłumaczenie recenzenta, który określił jakieś opowiadanie jako „barwne”. Mężczyzna uznał, że niczego to nie wyjaśnia.
Na to włączył się Profesor Tutka, który - chcąc zobrazować sędziemu pojęcie - użył innego znaczenia wyrazu. Opowiedział bowiem historię swego pobytu nad rzeką, posługując się szczegółowym opisem kolorów. Dokładnie przytaczał barwy nieba, zieleni, ubiorów.
Gdy Tutka wyszedł z wody, okazało się, że ktoś ukradł mu ubranie, zostawiając tylko melonik. W nieszczęściu pomogła mu sąsiadka, użyczając swego czerwonego płaszcza i wracając do domu po męskie ubrania. Profesor cały czas używał korzystał przy tym z całej palety kolorów.
Na zakończenie jego rozmówcy przyznali, że opowiadanie było „barwne”.
Uprzejmość a hipokryzja
„Jeden z panów twierdził podczas dyskusji, że wielka uprzejmość jest rodzoną siostrą hipokryzji”. Z jego opinią nie zgodził się Tutka, uważając, że uprzejmość to po prostu wynik dobrego wychowania i bezinteresowności.
Jako przykład opowiedział historię, która kiedyś mu się przydarzyła. Jechał przez całą dobę pociągiem, a dotarłszy do celu poszedł do teatru. Oczywiście zasnął zaraz po rozpoczęciu sztuki. Pierwszy raz obudził się, słysząc strzały na scenie, drugi - gdy widzowie zaczęli klaskać po zakończeniu gry. Klaskał również Tutka, wyrażając w ten sposób swoją wdzięczność za pracę aktorów.
Zakończył swoje opowiadane stwierdzeniem, że jego rozmówca jest po prostu rozgoryczony, a „czystość intencji i bezinteresowność trudno jest kojarzyć z hipokryzją”.
Zgromadzeni znajomi rozmawiali o proroczych snach i przeczuciach. Zdania były podzielone: jedni twierdzili, że coś takiego nie istnieje i jest to tylko wytwór chorej wyobraźni, inni, że należy w nie wierzyć i ich słuchać. Jako przykład sędzia opowiada historię o tym, jak miał przeczucie, by nie jechać nocnym pociągiem. Dobrze zrobił, gdyż pociąg się wykoleił.
Profesor, wysłuchawszy jego opowieści, rozpoczął własną historię. Pewnego razu miał lecieć do miasta nad Adriatykiem, skąd planował dalszą podróż statkiem. Wszystko w nim buntowało się na ten wyjazd, miał jakieś dziwne zahamowania, postanowił je jednak zignorować i złożył na karb strachu przed pierwszym lotem.
Po wylądowaniu w rzeczonym miasteczku śmiał się sam z siebie. Wyszedł na przechadzkę, a miejscowość wywoływała jego szczery zachwyt. Wszedł do sklepu, by kupić jakiś drobiazg niezbędny do dalszej podróży i tam przekonał się, że go okradziono - nie miał przy sobie portfela. Poza pieniędzmi przepadły także jego dokumenty i bilet na statek.
Zrozpaczony, że nie posłuchał swego instynktu, Profesor udał się z powrotem do hotelu. Tu okazało się, że po prostu zapomniał pugilaresu ze stolika.
Rozmówcy Tutki zdumieli się tą historią, będąc pewnymi, że ten sobie z nich żartuje. Profesor jednak wytłumaczył, że „Przeczucie mówiło prawdę: spotkała mnie katastrofa. Tylko, że wyszedłem z niej cało”.
Rozmówcy Profesora dyskutują nad rolą przeczuć w życiu człowieka.
Melonik Profesora Tutki
Mecenas - przyjaciel Profesora - opowiadał wszystkim o garniturze, który skroił mu angielski krawiec za jakieś ogromne pieniądze. Twierdził, że tym wyrobem gasi wszystkie inne. A to dlatego, że uszyty w Anglii.
Wywołało to oburzenie Tutki, który stwierdził, że polskie wyroby są równie solidne i dobre, jak zagraniczne. Jako przykład podał swój melonik. Kupił go jedenaście lat temu, a on nadal wygląda jak nowy. Ubiór ten miał wiele przygód: gryzły go psy, magik wyciągnął z niego gołębie, siadała na nim pewna dama… Ten jednak zawsze pasuje idealnie, nic tylko go ubierać i „szyk”.
Tutka zamyka opowiadanie konkluzją, że człowiek jest jak garderoba - ściera się i niszczy. Musi jednak wytrzymać wszystkie rzeczy, które przytrafiają mu się w życiu i nawet po upadku starać się wracać do pionu.
O krótkowidzach
Tutka opowiada pewną anegdotę, dotyczącą krótkowidztwa. Inspiracją do niej jest historia przedstawiona przez znajomego doktora, którego pacjent uskarżał się na tę dolegliwość.
Otóż znajomy Profesora, również niedowidzący, poszedł kiedyś z żoną do sklepu. Podczas gdy ta szukała dla siebie jakichś przedmiotów, mężczyzna zauważył piękną kobietę. Podszedł zatem do niej, chcąc wyszeptać swoje uznanie dla jej urody, ale okazało się, że był to manekin. Wściekła żona robiła mu po wyjściu wyrzuty.
Doktor nie zrozumiał jednak metaforyczności opowieści Tutki. Jego zdaniem żona nie miała prawa robić mu wymówek. Profesor wyjaśnił, że manekin był dla męża tym, czym fatamorgana dla Araba. Wierzył, że manekin jest prawdziwą kobietą i z tym przekonaniem zbliżył się do niego.
Opowiadanie „barwne”
Sędzia, czytając gazetę, był wielce niezadowolony. Powodem tego było niejasne wytłumaczenie recenzenta, który określił jakieś opowiadanie jako „barwne”. Mężczyzna uznał, że niczego to nie wyjaśnia.
Na to włączył się Profesor Tutka, który - chcąc zobrazować sędziemu pojęcie - użył innego znaczenia wyrazu. Opowiedział bowiem historię swego pobytu nad rzeką, posługując się szczegółowym opisem kolorów. Dokładnie przytaczał barwy nieba, zieleni, ubiorów.
Gdy Tutka wyszedł z wody, okazało się, że ktoś ukradł mu ubranie, zostawiając tylko melonik. W nieszczęściu pomogła mu sąsiadka, użyczając swego czerwonego płaszcza i wracając do domu po męskie ubrania. Profesor cały czas używał korzystał przy tym z całej palety kolorów.
Na zakończenie jego rozmówcy przyznali, że opowiadanie było „barwne”.
Uprzejmość a hipokryzja
„Jeden z panów twierdził podczas dyskusji, że wielka uprzejmość jest rodzoną siostrą hipokryzji”. Z jego opinią nie zgodził się Tutka, uważając, że uprzejmość to po prostu wynik dobrego wychowania i bezinteresowności.
Jako przykład opowiedział historię, która kiedyś mu się przydarzyła. Jechał przez całą dobę pociągiem, a dotarłszy do celu poszedł do teatru. Oczywiście zasnął zaraz po rozpoczęciu sztuki. Pierwszy raz obudził się, słysząc strzały na scenie, drugi - gdy widzowie zaczęli klaskać po zakończeniu gry. Klaskał również Tutka, wyrażając w ten sposób swoją wdzięczność za pracę aktorów.
Zakończył swoje opowiadane stwierdzeniem, że jego rozmówca jest po prostu rozgoryczony, a „czystość intencji i bezinteresowność trudno jest kojarzyć z hipokryzją”.