Na stronie używamy cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich wykorzystywanie. Szczegóły znajdziesz w Polityce Prywatności.
ZAMKNIJ X

Trans-atlantyk - streszczenie

Autor na początku informuj, że napisał powieść w celu przekazania rodzinie, krewnym i przyjaciołom jego dziesięcioletnich przygód w Argentynie.

21 sierpnia przybił na statku „Chrobry” do Argentyny. Podróż przebiegła miło i spokojnie. Kajutę dzielił z nim Czesław Straszewicz, senator Rembieliński, minister Mazurkiewicz i dwie ładne panienki, z którymi autor w wolnych chwilach bajdurzył i baraszkował. Po przybiciu do brzegu, na balu dla prezesów i przedstawicieli Polonii gruchnęła wieść, że lada moment wojna wybuchnie. Towarzysze Witolda na tę wiadomość postanowili, że płyną do Anglii albo Szkocji. Gombrowicz powiedział, że on zostaje w Argentynie. Tak więc został z 96 dolarami w kieszeni, udał się więc do swojego znajomego Cieciszowskiego z prośbą o pomoc. Obiecał on porozmawiać z trzema wspólnikami. Następnego dnia Witold udał się do poselstwa. Został przyjęty przez ministra Feliksa Kosiubidzkiego, który „jednym z najdziwniejszych był ludzi, na jakich ja w życiu mojem natrafiłem”. Minister poradził mu, aby pojechał do Rio de Janeiro i na odczepnego chciał dać 50 pezów, później nawet 70. Po chwili, usłyszawszy od Gombrowicza, że on nie jest byle literatem, żeby go zbywać, zaproponował mu pisanie artykułów do gazet o wielkich poetach. On jednak odmówił. Minister zapytał wówczas radcę Podsrockiego, kim jest Gombrowicz, po czym zaczynają mu się kłaniać, skakać koło niego, o życzenia pytać. On, znając ich rangę nie mógł odreagować, dopiero po wyjściu, na ulicy „dał folgę” wzburzeniu, przeklinając ministra w myślach. Ale że stan jego finansów był kiepski, udał się na ulicę Florida, gdzie był umówiony z Cieciszowskim. Gombrowicz pokrótce opowiedział mu historię z Ministrem, a później, spacerując, spotkali Barona. Baron wziął Witolda w ramiona,



Komentarze

    4 + 9 =