Profesor Tutka a hasło «sztuka dla sztuki»
Ktoś z rozmawiających twierdził, że kierunki i hasła w sztuce, które pozornie są już przestarzałe i zapomniane, zjawiają się znów, jak powracająca fala. Ale ktoś inny twierdził z uporem, że na przykład takie hasło, jak «sztuka dla sztuki», już nigdy nie wróci.
Uciszono się, bowiem Profesor Tutka zaczął opowiadać:
— Byłem wówczas w Brazylii i znalazłem się tam na skraju dziewiczego lasu. W pewnej chwili posłyszałem, jak ktoś powiedział: «szczenię szczeka w szczawiu».
Czy mnie słuch myli? Znów słyszę: «szczenię szczeka w szczawiu». Nasłuchuję: i znów — «szczenię szczeka w szczawiu».
Opowiadanie przerwał sędzia.
— Proszę pana, jeżeli mi pan jeszcze czwarty raz powtórzy — «szczenię szczeka w szczawiu», to — za siebie nie odpowiadam! Bo rozumiem: nie wszystko, o czym mówimy, ma posiadać myśl głębszą. Ale musi być w tym jaki taki sens. A pan nam tu opowiada... Dlaczego w szczawiu, pytam, dlaczego — w szczawiu?!
— Panie sędzio. Gdyby wobec pana kobieta-Polka powiedziała; «szczenię szczeka w szczawiu», mógłby pan słusznie wysunąć zarzut, że w tym nie ma myśli głębszej.
Ale: gdyby to powiedziała c u d z o z i e m k a, toby pana przede wszystkim zastanowiło to, że może ona wymówić tak trudne słowa.
— Ano to mów pan od razu, że to była cudzoziemka.
— Tak. Papuga.
— Papuga?
— Papuga. Zacząłem się zastanawiać, skąd papuga na skraju dziewiczego lasu mówi po polsku? Zacząłem myśleć jak detektyw. A ponieważ czytywałem i książki kryminalne, wiedziałem, jak powinien myśleć detektyw. Naprzód musi się zastanowić
i dopiero — wywnioskować. Nigdy odwrotnie. Zastanowiłem się i wywnioskowałem, że tu musi mieszkać jakiś Polak, który nauczył mówić papugę po polsku.
I nie jest to Polak zwykły. Bo, że zdolny, a nawet utalentowany, to — nie ma w tym nic nadzwyczajnego: Polacy są zdolni i utalentowani; ale był to przy tym Polak — cierpliwy. Zacząłem się zastanawiać, jaki cel miał ten Polak, który uczył papugę, jaka idea mu przyświecała? Bo tego, czego dokonał, nie można nawet nazwać «szerzeniem kultury polskiej za granicą». I nie można przypuścić, aby to zrobił dla zabawki.
Owszem, znałem rodaków na obczyźnie, co uczyli dla zabawki. Uczyli cudzoziemkę słów nieprzyzwoitych, a potem taki nicpoń za boki się łapał, kiedy cudzoziemka w dobrej wierze to powtarzała. Ale trzeba zauważyć, iż we wszystkich językach słowa nieprzystojne mają to do siebie, że są łatwe do wymówienia. A tu— coś wręcz innego: bo i przyzwoite, i trudne. A więc człowiek ten wkładał w tę naukę trud, silną wolę, upór — i niewątpliwie poważną pracę. Dlaczego to robił? Widocznie hołdował on hasłu: «sztuka dla sztuki».
Słuchacze Profesora Tutki orzekli, iż jest to przykład doskonały: ten Polak zdolny, utalentowany, a w dodatku Polak cierpliwy — nie zrobił nic, jak to inteligentnie zauważono, ani dla kraju, ani dla Brazylii. A więc hasło «sztuka dla sztuki», któremu hołdował, jako bezużyteczne — już nie powinno powrócić.
Ktoś z rozmawiających twierdził, że kierunki i hasła w sztuce, które pozornie są już przestarzałe i zapomniane, zjawiają się znów, jak powracająca fala. Ale ktoś inny twierdził z uporem, że na przykład takie hasło, jak «sztuka dla sztuki», już nigdy nie wróci.
Uciszono się, bowiem Profesor Tutka zaczął opowiadać:
— Byłem wówczas w Brazylii i znalazłem się tam na skraju dziewiczego lasu. W pewnej chwili posłyszałem, jak ktoś powiedział: «szczenię szczeka w szczawiu».
Czy mnie słuch myli? Znów słyszę: «szczenię szczeka w szczawiu». Nasłuchuję: i znów — «szczenię szczeka w szczawiu».
Opowiadanie przerwał sędzia.
— Proszę pana, jeżeli mi pan jeszcze czwarty raz powtórzy — «szczenię szczeka w szczawiu», to — za siebie nie odpowiadam! Bo rozumiem: nie wszystko, o czym mówimy, ma posiadać myśl głębszą. Ale musi być w tym jaki taki sens. A pan nam tu opowiada... Dlaczego w szczawiu, pytam, dlaczego — w szczawiu?!
— Panie sędzio. Gdyby wobec pana kobieta-Polka powiedziała; «szczenię szczeka w szczawiu», mógłby pan słusznie wysunąć zarzut, że w tym nie ma myśli głębszej.
Ale: gdyby to powiedziała c u d z o z i e m k a, toby pana przede wszystkim zastanowiło to, że może ona wymówić tak trudne słowa.
— Ano to mów pan od razu, że to była cudzoziemka.
— Tak. Papuga.
— Papuga?
— Papuga. Zacząłem się zastanawiać, skąd papuga na skraju dziewiczego lasu mówi po polsku? Zacząłem myśleć jak detektyw. A ponieważ czytywałem i książki kryminalne, wiedziałem, jak powinien myśleć detektyw. Naprzód musi się zastanowić
i dopiero — wywnioskować. Nigdy odwrotnie. Zastanowiłem się i wywnioskowałem, że tu musi mieszkać jakiś Polak, który nauczył mówić papugę po polsku.
I nie jest to Polak zwykły. Bo, że zdolny, a nawet utalentowany, to — nie ma w tym nic nadzwyczajnego: Polacy są zdolni i utalentowani; ale był to przy tym Polak — cierpliwy. Zacząłem się zastanawiać, jaki cel miał ten Polak, który uczył papugę, jaka idea mu przyświecała? Bo tego, czego dokonał, nie można nawet nazwać «szerzeniem kultury polskiej za granicą». I nie można przypuścić, aby to zrobił dla zabawki.
Owszem, znałem rodaków na obczyźnie, co uczyli dla zabawki. Uczyli cudzoziemkę słów nieprzyzwoitych, a potem taki nicpoń za boki się łapał, kiedy cudzoziemka w dobrej wierze to powtarzała. Ale trzeba zauważyć, iż we wszystkich językach słowa nieprzystojne mają to do siebie, że są łatwe do wymówienia. A tu— coś wręcz innego: bo i przyzwoite, i trudne. A więc człowiek ten wkładał w tę naukę trud, silną wolę, upór — i niewątpliwie poważną pracę. Dlaczego to robił? Widocznie hołdował on hasłu: «sztuka dla sztuki».
Słuchacze Profesora Tutki orzekli, iż jest to przykład doskonały: ten Polak zdolny, utalentowany, a w dodatku Polak cierpliwy — nie zrobił nic, jak to inteligentnie zauważono, ani dla kraju, ani dla Brazylii. A więc hasło «sztuka dla sztuki», któremu hołdował, jako bezużyteczne — już nie powinno powrócić.