Na stronie używamy cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich wykorzystywanie. Szczegóły znajdziesz w Polityce Prywatności.
ZAMKNIJ X

Kartoteka - treść lektury

        Spisu osób nie podaję. "Bohaterem" sztuki jest człowiek bez określonego
        dokładnie wieku, zajęcia i wyglądu. "Bohater" nasz często przestaje być
        bohaterem opowiadania i zastępują go inni ludzie, którzy są również
        "bohaterami".] Wiele osób biorących udzial w tej historii nie odgrywa tu
        większej roli, te, które mogą odgrywać główne role, często nie dochodzą do głosu
        lub mają mato do powiedzenia. Miejsce jest jedno. Dekoracja jedna. Wystarczy,
        jeśli w ciągu tych godzin przestawi się krzesło. Czas?
        Sztuka ta jest realistyczna i współczesna. Krzesło prawdziwe. Wszystkie
        przedmioty i meble są prawdziwe. Ich rozmiary są trochę większe od normalnych.
        Zwykły, przeciętny pokój.
        Stół. Etażerka z książkami. Dwa krzesła. Zlew itd. Łóżko na wysokich nóżkach. W
        pokoju nie ma okna. W ścianach naprzeciwległych są drzwi; jedne i drugie są
        stale otwarte. Łóżko stoi pod ścianą. Przez cały czas światło w pokoju jest
        jednakowe. Dzienne, jarzeniowe", dosyć mocne światło. Światło nie gaśnie, nawet
        kiedy opowiadanie jest skończone. Kurtyna nie zapada. Być może opowiadanie jest
        tylko przerwane2 Na godzinę, na rok...
        Jeszcze jedna uwaga. Ludzie występują w swoich codziennych, zwykłych ubraniach.
        Nie wolno ich stroić w żadne efektowne kostiumy, kolorowe szmatki itp.
        akcesoria. Oprawa plastyczna jest tu bez znaczenia. Jak najmniej barw i efektów.
        Przez otwarte drzwi przechodzą spiesznie lub wolno różni ludzie. Czasem słychać
        urywki rozmów. Czasem stoją i czytają gazetę... Wygląda to tak, jakby przez
        pokój Bohatera przechodziła ulica. Niektórzy przysłuchują się przez chwilę temu,
        co mówi się w pokoju Bohatera. Czasem wtrącają kilka stów. Przechodzą dalej.
        Akcja trwa od początku do końca bez przerwy.
        BOHATER leży z rękami złożonymi pod głową. Wyciąga rękę,
        trzymają przed oczyma.
        To jest moja ręka. Ruszam ręką. Moja ręka. (porusza palcami) Moje palce. Moja
        żywa ręka jest taka posłuszna. Robi wszystko, co pomyślę.
        Odwraca się do ściany. Może zasypia.
        Wchodzą rodzice Bohatera. Zatroskani. Ojciec spogląda na
        zegarek.
        MATKA
        Nie trzymaj rąk pod kołdrą, to brzydko i niezdrowo.
        OJCIEC
        Co z niego wyrośnie, jak będzie się tak długo wylegiwał. Wstawaj! Chłopcze!
        MATKA
        Ma czterdzieści lat i jest dopiero dyrektorem administracyjnym operetki.
        OJCIEC
        Ręczę ci, że on się brzydko pod kołdrą bawi. Sam ze sobą.
        MATKA
        Pleciesz! Przecież tam jeszcze ktoś leży pod kołdrą. Zdaje się, że kobieta.
        OJCIEC
        Oszalałaś! Siedmioletni chłopiec... Wczoraj wyciągnął mi złotówkę. .. Zerżnę mu
        skórę! Przy tym wyjada cukier z cukiernicy.
        MATKA
        Ależ on ma kolegium! Referat i koreferat!
        OJCIEC
        Ukradł mi złotówkę. Gdyby powiedział: "tatusiu, proszę cię o złotówkę, chcę
        sobie coś kupić", dałbym. To musi być ukarane!
        MATKA
        Ciszej! Śpi.
        OJCIEC
        W kogo on się wdał?
        Wchodzi Chór Starców. Jest ich trzech. W wymiętych, trochę znoszonych
        garniturach. Jeden z nich w kapeluszu. Siadają pod ścianą na rozkładanych
        krzesełkach, które przynieśli ze sobą. Starcy poruszają się niemrawo. Tekst
        natomiast recytują bardzo wyraźnie, dźwięcznie, młodzieńczymi glosami. Chór
        wygłasza tekst bez zbędnej mimiki.
        Chór Starców wykorzystuje przerwy w akcji; udziela nauk, daje przestrogi, budzi
        otuchę.
        CHÓR
        Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze, Ten młody zdusi Centaury, Piekłu
        ofiarę wydrze, Do nieba pójdzie po laury,
        OJCIEC pochyla się nad łóżkiem. Bierze w dwa palce ucho Bohatera, pociąga
        Nie udawaj, że śpisz. Wstań, kiedy ojciec do ciebie mówi!
        BOHATER
        Stój! Stój! Kto idzie? Stój, bo strzelam! Halt!
        MATKA
        Mówi przez sen. Ach, ta straszna wojna.
        OJCIEC
        Chcę z tobą porozmawiać, łapserdaku.
        BOHATER siada na łóżku Słucham
        OJCIEC
        Dlaczego wyjadłeś cukier z cukiernicy?
        BOHATER
        To Władek.
        OJCIEC
        Nie kłam, opowiedz dokładnie, jak to było.
        BOHATER
        Coś mnie podkusiło, tatusiu. Jakiś diabeł, tatusiu!
        OJCIEC
        Gdybyś mi powiedział: "tatusiu, daj cukru"...
        BOHATER
        A tatuś dłubał w nosie, podejrzałem tatusia...
        OJCIEC
        Wyrodku! Co z ciebie wyrośnie? Bóg świadkiem...
        MATKA
        Jak śmiesz do ojca... Nie poznaję cię, dziecko.
        KOBIECY GŁOS SPOD KOŁDRY
        Panie dyrektorze, czas na posiedzenie.
        BOHATER
        Zrozumiałem po trzydziestu latach ogrom swych win, a właściwie mych win.
        Tatusiu. Mamusiu. Tak, to ja zjadłem kiełbasę w Wielki Piątek dnia piętnastego
        kwietnia 1926 roku. Wstydzę się swego czynu. Zjedzenie kiełbasy uplanowałem o
        wiele wcześniej wraz z Jasiem i Pawełkiem. Mój niski postępek, kochany tatusiu,
        nie może być usprawiedliwiony. Zjadłem kiełbasę z łakomstwa. Nie byłem głodny.
        Dzięki twej trosce, tatusiu, miałem w dzieciństwie do syta chleba. Często
        otrzymywałem drobne pieniądze na łakocie. Mimo to zbłądziłem.
        MATKA
        Ależ ojciec pyta o cukier, nie o kiełbasę.
        BOHATER
        Mamusiu. Nie broń mnie. Wyrzeknij się syna. Cukier zjadłem i kiełbasę. Pamiętam,
        że koło godziny piętnastej minut pięć zaczęliśmy jeść kiełbasę. Ja zjadłem część
        największą. Również nasza kochana babunia, zgładzona dzięki mojej intrydze...
        MATKA
        Babunia przecież śmiercią naturalną...
        BOHATER
        Biedni rodzice. Spłodziliście potwora. Przez dziesięć lat z premedytacją
        podawałem babci strychninę w biszkoptach. Pamiętam również dobrze niecne
        praktyki z zapałkami. Ze wstrętem myślę o tym, że planowałem również zgładzenie
        tatusia.
        OJCIEC
        Ładne rzeczy.
        BOHATER
        Te myśli i plany wylęgły się w mojej głowie, gdy ukończyłem piąty roczek życia.
        Pamiętam te pięć świeczek, które paliły się na torciku...
        KOBIECY GŁOS SPOD KOŁDRY niecierpliwie Panie dyrektorze. Już czas.
        BOHATER
        Chciałbym się również przyznać do...
        KOBIECY GŁOS SPOD KOŁDRY
        Najwyższy czas...
        BOHATER
        Kochani, mam konferencję, słyszycie? Rodzice wychodzą.
        GŁOS SPOD KOŁDRY
        Konferencja dopiero za dwie godziny, ale trzeba się przygotować. Ja zaraz pana
        przygotuję na wszystko.
        CHÓR STARCÓW
        Aaa, kotki dwa,
        szare-bure obydwa,
        nic nie będą robiły,
        tylko dziecko bawiły.
        Bohater zasypia. Budzi go wystrzał armatni (detonacja winna być potężna! Tak
        żeby wystraszyć widownię).
        BOHATER
        Idioci. Znów wojna?
        GŁOS SPOD KOŁDRY
        Nie, panie dyrektorze, to księżna Monako powiła ośmioraczki! W związku z tym w
        całej ojczyźnie urządza się żakinady, dziecinady i tak dalej. Od szczytów Tatr
        do sinego Bałtyku.
        BOHATER
        Ale dlaczego u nas? Księżna w Monako żyje!
        GŁOS SPOD KOŁDRY
        To jest bez znaczenia. Stu naszych młodych działaczy dla uczczenia wybiera się
        na hulajnogach do Konga. Inni składają ślubowanie czystości przedmałżeńskiej.
        BOHATER patrząc w sufit
        Matołki. Chwila ciszy.
        Idioci. Chwila ciszy.
        Kretyni, pawiany, gnojki, złodzieje, oszuści, pederaści, astro-
        nauci, onaniści, sportowcy, felietoniści, moraliści, krytycy, bi-
        gamiści. Chwila ciszy. Bohater zapala papierosa, patrzy w sufit.
        Leżę. Leżę! Szefowie rządów i sztabów pozwolili mi leżeć i
        patrzeć w sufit. Sufit. Piękny, czysty, biały sufit. Kochani są ci
        szefowie. Można spędzić spokojnie niedzielę. Do pokoju wchodzi Olga. Kobieta w
        średnim wieku. Staje w "nogach" łóżka. Zdejmuje płaszcz. Płaszcz, torbę, szal
        itp. składa na łóżku.
        OLGA
        Przechodziłam i usłyszałam, że mnie wołasz...
        BOHATER
        Ja, ciebie?
        OLGA
        Minęło piętnaście lat, jak wyszedłeś z domu. Nie dałeś znaku życia.
        BOHATER
        Tak.
        OLGA
        Nie zostawiłeś adresu.
        BOHATER
        Nie miałem.
        OLGA
        Mówiłeś, że idziesz po papierosy.
        BOHATER
        Papierosy kupiłem.
        OLGA
        Piętnaście lat cię nie było! Co u ciebie? Co z tobą? Wytłumacz się, powiedz coś.
        BOHATER
        Opowiem ci dowcip.
        OLGA
        Dowcip. W takiej chwili! To jest okropne. On mi powie dowcip, po piętnastu
        latach...
        BOHATER
        Napiłbym się herbaty.
        OLGA
        Herbata w takiej chwili, kiedy ja pragnę rachunku z całego twego życia...
        Zawiodłam się na tobie, Henryku!
        BOHATER
        Ja mam na imię Wiktor!
        OLGA
        Wiktorze, zawiodłam się na tobie. Jesteś świnią i oszustem.
        BOHATER ziewa Już mi się nie chce gadać.
        CHÓR STARCÓW każdy Starzec do siebie Gadać mu się nie chce... Przecież on jest
        głównym bohaterem... A kto ma gadać.
        OLGA tupie nogą na Chór Starców
        Cicho tam... Żebyś choć jedno słówko... Nic!
        BOHATER
        W tych warunkach nic nie osiągnę.
        OLGA
        Głaskałeś mnie po piersiach, łasiłeś się jak wąż, uwodziłeś mnie pięknymi
        słówkami.
        BOHATER
        Pięknymi słówkami?
        OLGA
        Mówiłeś, że będziemy mieli domek z ogródkiem, parkę dzieci:
        synka i córeczkę... Świat się kończył, a ty kłamałeś! Złamałeś mi...
        BAHATER
        Świat się nie skończył. Przeżyliśmy. Nie masz pojęcia. Olu, jak się cieszę, że
        mogę leżeć. Mogę leżeć, obcinać paznokcie, słuchać muzyki. Szefowie ofiarowali
        mi całą niedzielę. Może wejdziesz do łóżka. Porozmawiamy.
        OLGA
        Śpieszę się do operetki. Mam już bilet... Nigdy ci nie przebaczę. Wychodzi.
        BOHATER
        Zostaw gazetę. Myślałem, że wszyscy umrzemy, więc mówiłem ci o dzieciach,
        kwiatach, o życiu. Proste, {otwiera gazetę. Przegląda, czyta na glos) "Butelki
        przed nalaniem piwa muszą być dokładnie wymyte. Pracownicy rozlewni często nie
        zadają sobie trudu, aby skontrolować, czy butelki są czyste. Rezultat jest taki,
        że spotyka się w napełnionych butelkach różne «ciała obce», zdarza się nawet, że
        w piwku pływają muchy. Pisaliśmy już w poprzednim naszym artykuliku na temat
        piwa o barbarzyńskim niemal stosunku do tego napoju pracowników detalu. Handel
        piwem dostarcza nie lada okazji do oszustw. W jaki sposób np. ze stulitrowej
        beczki piwa zrobić studwudziestoli-trową?"
        CHÓR STARCÓW
        W bardzo prosty.
        BOHATER
        "Trzeba klientom pijącym piwo w kuflach zaaplikować większą porcję piany.
        Klienci, zamiast pełnego kufla piwa, otrzymują kufel napełniony tylko w jednej
        drugiej albo w jednej trzeciej. (glos Bohatera nabiera mocy, staje się
        patetyczny) Owszem, piwo powinno posiadać tzw. kołnierz piany. Chodzi jednak o
        to,aby zawartość kufla odpowiadała normie. Dlatego też wszystkie kufle czy szklanki
        powinny być cechowane. Powinny posiadać kreseczkę oznaczającą 250 czy 500 cm
        sześciennych napoju... Niestety, nie myje się nawet dokładnie kufli od piwa.
        Wnętrze wielu kufli pokryte jest warstwą tłuszczu, a tłuszcz to wróg nr l
        złocistego napoju. W handlu piwem występuje karygodny brak odpowiedzialności. Z
        tym trzeba skończyć. Trzeba karać..." Chór Starców dzieli się.
        STARZEC I przykłada dłoń zwiniętą w trąbkę do ucha O czym on mówi?
        STARZEC II
        O piwie!
        STARZEC III
        Czy w tym piwie są aluzje do władzy, podteksty, symbole, alegorie, czy nasz
        bohater jest szermierzem?
        STARZEC I
        O piwie mówi!
        STARZEC II
        W tym piwie musi się coś kryć!
        STARZEC III
        Mówi, że w piwku pływają muchy.
        STARZEC II
        Muchy? To już coś jest.
        STARZEC I
        Bzdura! U niego piwo znaczy piwo, mucha to tylko mucha. Nic więcej.
        STARZEC III
        Zlitujcie się, to nie bohater. To po prostu śmieć! Gdzie się podziały dawne
        bohatery, Orfeusze, woje, proroki. Mucha w "piwku"! Nawet nie w piwie, ale w
        piwku! Co to jest?
        STARZEC II wykrzywiając się ironicznie To jest teatr na miarę naszych wielkich
        czasów.
        STARZEC III
        Czasy są niby duże, ludzie trochę mali.
        STARZEC I
        Jak zwykle, jak zwykle.
        STARZEC III
        W piwku pływają muchy? W tym się coś kryje! Chór zgodnie kiwa głowami.
        Jest cicho jakby makiem zasiał. W tej ciszy rozlega się śpiew ptaka. Kanarka. Po
        minucie do pokoju wchodzi stary człowiek z długimi wąsami, w starym kapeluszu.
        BOHATER
        Wujek!
        WUJEK
        Byłem z pielgrzymką w klasztorze... Zajrzałem po drodze do dębie:
        "wstąpił do piekieł, po drodze mu było". A co u ciebie, Stasiu?
        BOHATER
        Nic, nic, wujku. Kopę lat. Nie widzieliśmy się dwadzieścia pięć lat, wujku!
        {Bohater siada na łóżku, wciąga skarpetki) Pewnie wujka nogi bolą. Przecież to
        sto kilometrów. Niechże wujek siada. Jak to dobrze, że wujek mnie odwiedził.
        Zaraz wujkowi wodę do nóg przygotuję i wodę na herbatę przegotuję! Niech się
        wujek położy! Wie wujek, niech wujek sobie wymoczy nogi. (Bohater wyciąga spod
        łóżka miednicę, nalewa wodę. Nalewa prawdziwą wodę do prawdziwej miednicy z
        prawdziwego dzbanka) Niechże wuj, proszę wuja... Zaraz wujkowi... (Bohater
        uradowany krząta się żywo koło Wujka) wujek... wujka... wujkowi... wujka...
        wujkiem... o! wujku... w wujku...
        WUJEK
        Poczciwy chłopiec. Dziękuję ci, dziecko, za te owację. (Wuj zdejmuje kamasze i
        skarpetki. Moczy nogi w miednicy.) A co u ciebie, Władziu?
        BOHATER
        Widzi wujek, miałem do wujka napisać, ale Zosia mówiła, że wujek chory, więc
        myślałem, że wujek umarł, (kładzie ręce na ramiona Wujka) Strasznie się cieszę,
        że wujka widzę. Nie ma wujek pojęcia. Co u wujka?
        WUJEK
        Jakoś się tę taczkę żywota pcha. Masz się z czego cieszyć.
        BOHATER
        Wujek jest prawdziwy! I kapelusz prawdziwy, (.zdejmuje Wujkowi kapelusz) I wąsy
        prawdziwe, i nogi prawdziwe, i spodnie prawdziwe, i serce prawdziwe, i uczucia,
        i myśli prawdziwe. Cały prawdziwy wujek. Nawet kamaszki u wujka są prawdziwe, i
        guziki, i słowa. Prawdziwe słowa! Bohater mówi ze wzrastającym wzruszeniem i
        uniesieniem.
        WUJEK
        A co u ciebie, Władziu, mówiła mi Helenka, że w Paryżu byłeś.
        BOHATER
        Byłem.
        WUJEK
        No i co tam, jak tam, powiedziałbyć coś o tym Paryżu. Ja to już go w życiu nie
        zobaczę... I ciotka ciekawa.
        BOHATER
        Z przyjemnością wujku.
        WUJEK
        Czasu chyba nie traciłeś, co?
        BOHATER
        Chyba.
        WUJEK
        A jak tam ludziska żyją?
        BOHATER
        Jakoś żyją... różnie, (wyciąga papierosy) Może wujek zapali, francuskie.
        WUJEK
        Jak francuskie, to dwa wezmę.
        BOHATER
        Kupiłem trochę zapałek w Paryżu, mydełko toaletowe w Paryżu, szczoteczkę,
        żyletki, koszule, perfumy, pantofle, pinezki, szpilki, igły.
        Chór Starców ogląda jakieś fotografie, śmieją się, opowiadają sobie anegdotki,
        których urywki można usłyszeć.
        WUJEK
        A jak tam w sztukach pięknych, w literaturze?... polityce?
        BOHATER
        Tak i siak, różnie. Niełatwo objąć. Wie wujek, widziałem naturalnej wielkości
        Napoleona, papieża, królową, wszyscy różowi i z wosku. Jedzą dużo sałaty, sera i
        piją wino, oczywiście kuchnia francuska.
        WUJEK
        To się trochę przewietrzyłeć, i okupiłeś się.
        BOHATER
        Miasto, wie wujek, w takiej błękitnej mgiełce jak w spirytusie.
        WUJEK po chwili milczenia
        Ale... coś mi się wydajesz markotny. Ej, Kaziu, Kaziu! I czego ty się gryziesz?
        BOHATER
        Bo widzi wujek... Szkoda mówić... Klaskałem. Okrzyki wydawałem.
        WUJEK
        Jakże to "klaskałem"?
        BOHATER
        Właśnie klaskałem.
        WUJEK
        Wszyscy klaskali.
        BOHATER
        Co mnie wszyscy obchodzą. Myślę o sobie. Klaskałem.
        WUJEK
        Dzieciuch z ciebie, Piotrusiu! Picasso też klaskał.
        BOHATER
        Wujku, wujku...
        WUJEK
        No, co powiesz, Kaziu?
        BOHATER
        Ja wiem, że wielu klaskało, ale oni już zapomnieli. Teraz zajmują się markami
        samochodów albo bawią się na balach maskowych, a ja ciągle jeszcze składam ręce
        i tamto klaskanie klaszcze we mnie. We mnie jest czasem takie ogromne klaskanie.
        Jestem pusty jak bazylika w nocy. Klaskanie, wujku, klaskanie... Cisza
        WUJEK
        A w ogóle to zdechlaki z was, słabeusze. Łysy i dzieli włos na czworo. A co ja
        mam powiedzieć? Co tam to wasze klaskanie. Pamiętam, w czasie zaburzeń
        wrzuciliśmy do pomidorowej zupy naszego dowódcę. Czekaj, jak on się nazywał?
        BOHATER
        Do zupy?
        WUJEK
        Akurat w kotle gotowała się zupa pomidorowa... Czas był niespokojny, różne
        zamieszki, bunty, jednym słowem gotowało się... Przyszedł sprawdzić do kuchni.
        Zupa się gotowała dla całej kompanii, my go tam wrzucili i kocioł przykryli
        pokrywką. I ugotował się razem z wąsami. Ostrogi się ugotowały i ordery. Jeszcze
        teraz nie mogę się wstrzymać od śmiechu, jak sobie to wspomnę. (Wujek klepie po
        ramieniu Bohatera) Sumienie masz delikatne. Ja ciebie rozgrzeszam!
        BOHATER
        Smutny jestem, wujku. Wie wujek, kiedy byłem małym chłopcem, bawiłem się w
        konie. Zamieniałem się w konia i z rozwianą grzywą pędziłem przez podwórko i
        ulice. A teraz, wujku, nie mogę się zamienić w człowieka, choć jestem dyrektorem
        instytutu. Chciałbym rozkopać ziemię, wygrzebać kilka ziemniaków i upiec
        wujkowi. Ziemniaki mają szarą, szorstką łupinę. Są w środku białe, sypkie i
        gorące. Chciałbym mieć w życiu swoją jabłonkę z gałązkami, listkami, kwiatkami,
        jabłkami... Już tak dawno nie siedziałem w cieniu. Jabłko jest powleczone
        przezroczystą warstewką wosku, odciski palców widać bardzo wyraźnie na takim
        jabłku. Jabłka wiszą na gałązkach. Czekają na moją rękę. Tak jak dziewczęta...
        WUJEK
        Co, Kaziu, wrócisz już? Czekamy na ciebie wszyscy. I mama, i siostry.
        BOHATER
        Nie mogę, wujku.
        WUJEK
        Nie chcesz jeszcze wracać ze świata do domu?
        BOHATER
        Nie.
        WUJEK
        Jeszcze się nie najadłeś, nie nałykałeś?
        BOHATER
        Jeszcze, wujku, apetyt rośnie, jak otworzę usta, tobym łykał całe miasta, i
        ludzi, i budynki, i obrazy, i biusty, telewizory, motory, gwiazdy, odaliski,
        skarpetki, zegarki, tytuły, medale, gruszki, pigułki, gazety, banany,
        arcydzieła...
        WUJEK
        A może się spakujesz i pójdziesz ze mną, jutro będziesz na miejscu.
        BOHATER
        Nie, wujku, nie mogę już wracać.
        WUJEK
        Chodź, chodź, ptaszki śpiewają, wiosna idzie.
        BOHATER
        Mam dużo spraw do załatwienia, różne sprawy, trudno się od tego oderwać, trudno
        się połapać. Może później.
        WUJEK wyciera nogi w koc. Zakłada buty, miednicę z wodą wsuwa pod łóżko
        Dzidek! To ja już sobie pójdę. Zostań z Bogiem! Bohater milczy. Leży z
        zamkniętymi oczami. Do pokoju wchodzi dwóch mężczyzn. Jeden w cyklistówce, drugi
        w kapeluszu. Są ubrani w długie jesionki (Stary fason), jeden z nich wyciąga
        papiery z teczki, drugi rozwija metalowy metr. Zaczynają mierzyć pokój Bohatera.
        Czynią to bardzo skrupulatnie.
        GOŚĆ W CYKLISTÓWCE
        Trzy metry czterdzieści osiem centymetrów.
        Gość w Kapeluszu zapisuje. Gość w Cyklistówce mierzy drzwi,
        potem mierzy tóżko, podaje cyfry. Gość w Kapeluszu zapisuje, dodaje, mnoży i
        dzieli. Gość w Cyklistówce podchodzi do Bohatera,
        mierzy jego długość i szerokość, stopy, obwód głowy i szyję, rozpiętość ramion
        itd. Gość w Cyklistówce pochyla się nad Bohaterem.
        GOŚĆ W CYKLISTÓWCE
        Co on tak ściska w ręce?
        GOŚĆ W KAPELUSZU
        Papier.
        GOŚĆ W CYKLISTÓWCE
        Trzeba mu palce odgiąć. Odgina powoli palec za palcem, wyjmuje z ręki Bohatera
        papiery.
        GOŚĆ W KAPELUSZU
        Co tam jest?
        GOŚĆ W CYKLISTÓWCE
        Jakieś papiery. Życiorysy... {czyta na glos} "Urodziłem się w roku 1920, po
        ukończeniu szkoły ludowej... zapomniałem, że w szkole ludowej miałem kolegę,
        który mi dawał ser, ten kolega był ze wsi. Po ukończeniu. Po otrzymaniu
        świadectwa dojrzałości starałem się o przyjęcie do magistratu. W roku 1938 w
        hotelu wyczyściłem buty kapą z łóżka... Po ukończeniu szkoły podstawowej
        wstąpiłem do gimnazjum. Po ukończeniu szkoły średniej starałem się... {Gość
        kręci gtową, czyta dalej) Ludzie, chodźcie do mnie wszyscy!"
        GOŚĆ W KAPELUSZU
        A co, on śpi? Może udaje?
        GOŚĆ W CYKLISTÓWCE czyta dalej "W roku 1938 wyczyściłem w hotelu buty dywanem i
        przeciąłem ręcznik przy wycieraniu żyletki. Następnie po ukończeniu lat
        osiemnastu przystąpiłem do egzaminu dojrzałości. Nie zdążyłem jednak ukończyć,
        gdy l września 1939 roku wybuchła wojna światowa... ten straszliwy kataklizm,
        który pochłonął..."
        Gość w Cyklisłówce chowa papiery do teczki i wychodzą. Do pokoju włazi na
        czworakach eleganckipan w średnim wieku. Jest idealnie uczesany, ulizany.
        Wyraźny przedziałek nagłowię. Można powiedzieć, że uczesany jest od wewnątrz.
        Pan ten obchodzi na czworakach cały pokój. Obwąchuje nogi stołu, krzesło,
        zagląda pod łóżko... zaczyna gadać, podnosząc pysk w stronę Bohatera.
        PAN Z PRZEDZIAŁKIEM
        Pan wie, kto ja jestem? Kto pan jest, kto on jest, co on jest? Ja mam swoją
        dumę. Nie, panie, pan jest za mały, żeby tak do mnie mówić. Nie chciałem
        wiedzieć, gdybym wiedział, nie mógłbym oszukiwać. Ale cierpię. Ja jestem...
        jam...
        Bohater poruszył się. Pociąga nosem. Pan z Przedziałkiem
        ucieszył, się.
        BOHATER
        Czuję obcego... czuję wazelinę, lakier, bździnę i literaturę. Kto tu?
        Pan z Przedziałkiem łapą poprawia włosy i krawat. A. to ty, Bobik.
        Przechodzi przez pokój grubas w okularach. Czyta gazetę, rozgląda się. Stoi na
        środku chodnika. Wota na Pana z Przedziałkiem.
        GRUBY
        Bobik, do nogi! Pan z Przedziałkiem ociera pysk o nogawkę Grubego.
        Bobik, leżeć! Pan z Przedziałkiem kładzie się.
        Zdechł pies!
        Pan z Przedziałkiem udaje zdechłego. Gruby uśmiechnięty, wyciąga kość z kieszeni
        i rzuca ją pod stoi. Pan z Przedziałkiem "aportuje" kość.
        Służyć, Bobik, no...
        Pan z Przedziałkiem pięknie "śluzy". Przechyla głowę raz na prawe, raz na lewe
        ramię, uśmiecha się. Gruby wyciąga rękę.
        Łapę, Bobik!
        Pan z Przedziałkiem wyciąga rękę lewą. Otrzymuje klapsa w lewą łapę.
        Prawą.
        Pan z Przedziałkiem poprawia się. Podaje prawą łapę. Gruby do Bohatera
        Dobrze ułożony, prawda?
        BOHATER siada na łóżku Nie wiem.
        GRUBY
        Powie mu pan: cierp, cierpi, powie mu pan: skacz, skacze, a nawet potrafi czytać
        i pisać...dostał medal na wystawie psów w Paryżu... jest inteligentny, dobrze
        ułożony... ułożenie nie jest trudne... wystarczy umiejętne postępowanie, nieco
        cierpliwości... w pracy psa działają cztery czynniki: pasja łowiecka, wiatr,
        chody i inteligencja... Bobik ma chody i dobrze czuje wiatr... Bierze go pan?
        BOHATER
        Nie mam pieniędzy... a on nie gryzie?
        GRUBY śmieje się Nie ma zębów, ma tylko język. Liże.
        BOHATER
        Dam panu skarpetki...
        GRUBY
        Dobrze.
        Bohater zdejmuje skarpetki i daje Grubemu. Ten chowa je do kieszeni. Odchodzi
        czytając gazetę. O Bobiku zapomniał.
        BOHATER wyciąga rękę, gładzi po głowie Pana z Przedziałkiem
        Napijesz się?
        PAN Z PRZEDZIAŁKIEM ciągle na czworakach Pół czarnej i koniak.
        BOHATER
        Piłeś czarną kawę na poprzednim etapie, i co? Lepiej napij się wody. {wyciąga
        spod łóżka miednicę z wodą) W tej wodzie
        moczył nogi uczciwy, prosty człowiek. Pij. To lekarstwo dla takich jak ty! Jak
        my...
        Pan z Przedziałkiem wysuwa "po psiemu" język i zamierza pić wodę z miednicy.
        Bohater śmieje się.
        Dość! Naprawdę jesteś uprzejmy. Nie wygłupiaj się. Siadaj. Zaraz zrobimy kawę.
        Wprawdzie nie mam kawy, filiżanek i pieniędzy, ale od czego jest nadrealizm,
        metafizyka, poetyka snów. (wota) Dwie duże kawy!
        Do pokoju wchodzi Kelnerka. Ubrana w czepek, fartuszek itp., stawia srebrną tacę
        na stole, pyta: "czy mam się rozebrać?"
        BOHATER
        Nie trzeba. Nie znoszę kabaretu. Kelnerka wybiega.
        CHÓR STARCÓW
        Trąd
        trądzik
        trefl
        trele
        Trembowla
        trębacz
        trener
        tresura
        Bohater i Pan z Przedziałkiem w skupieniu popijają kawę. Przerywają picie i
        oglądają uważnie swoje ręce. Potem pokazują sobie ręce. Prawą i lewą. Oglądają
        uważnie.
        BOHATER trzyma lewą rękę Pana z Przedziałkiem
        O! Jaka plamka! Czarna.
        PAN Z PRZEDZIAŁKIEM
        To atrament!
        BOHATER
        Atrament! To można zmyć śliną.
        PAN Z PRZEDZIAŁKIEM
        O! I u pana plamka! Dwie plamki! Dwie czerwone plamki!
        BOHATER
        To krew.
        PAN Z PRZEDZIAŁKIEM
        Prawdziwa krew?
        BOHATER
        Krew wroga.
        PAN Z PRZEDZIAŁKIEM
        Znam tylko smak wódy, wody, śliny i atramentu, jaki smak ma krew?
        BOHATER wyjmuje szpilkę i kłuje palec Pana z Przedziałkiem, ten ssie palec
        Kropla krwi! Jak przeżyłeś wojnę? Okupację? Nie miałeś w
        ręku broni?
        PAN Z PRZEDZIAŁKIEM
        Dzięki żonie! Żona, żonie, w żonie, z żoną, o, żono... na żonie... pod żoną.
        BOHATER
        Won! Krzyczy.
        Pan z Przedziałkiem opada na cztery tapy, sięga tapą po filiżankę i na
        czworakach wypija resztę kawy. Wchodzą dwie dobrze utrzymane panie w średnim
        wieku. Prowadzą ożywioną rozmowę przerywaną wybuchami śmiechu.
        PANI
        Ja jego, on mnie, on tobie, ona jemu, wiesz, jaki on, kiedy mu,
        muuuuu (ryczy i rży, śmieje się. Rozgląda się) O, kochanie.
        Jesteś!... Pan z Przedziałkiem wstaje na dwie nogi.
        Mój mąż, moja złota. Moja przyjaciółka, kochany. Pan z Przedziałkiem całuje w
        rękę drugą panią. Uśmiechnięty, pełen radości życia wychodzi z paniami. Panie
        mają paznokcie pokryte lakierem.
        CHÓR STARCÓW
        Kordebalet, kordegarda, kosmetyka, kosmiczny, kopulacja, marmolada, marmur,
        martyrologia...
        Bohater szuka czegoś gorączkowo. Wchodzi pod łóżko. Otwiera szuflady. Zagląda do
        wszystkich kątów. Chór Starców wychodzi. Bohater jest sam. Szuka po kieszeniach.
        Wreszcie wyciąga mocny sznur. Zakłada go na szyję, próbuje sznur. Rozgląda się
        po pokoju. Szuka gwoździa. Podchodzi do wieszaka. Wreszcie otwiera szafę i
        wchodzi do szafy. Zamyka drzwi. Szafa zamknięta. Dopiero po dłuższej chwili
        drzwi do szafy otwierają się.
        BOHATER
        Sami się wieszajcie. Wolę swój mały palec lewej nogi niż was wszystkich razem.
        Co? Wieszajcie się! Nie! Wy siebie tak bardzo kochacie. Ta baba bardziej kocha
        swojego pieska niż mnie, człowieka. Bo to jej piesek. Ona swoją ślepą kiszkę
        kocha bardziej od całej ludzkości.
        Bohater siada na łóżku. Wyciąga z kieszeni śniadanie, odwija z papieru, zaczyna
        jeść. Do pokoju wchodzi Tłusta Kobieta.
        TŁUSTA KOBIETA
        Wstyd! Taki mały i podgląda.
        BOHATER przerywa jedzenie
        Co pani tu robi? To jest mieszkanie prywatne! Kto pani pozwolił tu wejść?!
        TŁUSTA KOBIETA
        Cha! cha! cha! cha! (zaśmiewa się) Mieszkanie prywatne!
        BOHATER
        Ja pani nie znam.
        TŁUSTA KOBIETA
        Pan mnie podglądał w kąpieli, panie Wacku!
        BOHATER
        Ćwierć wieku minęło od tej chwili! Tak, przypominam sobie. Ale widzę, że pani
        już wyszła z wody. Niech pani idzie dalej! Nie mam teraz czasu, muszę przeczytać
        listy.
        TŁUSTA KOBIETA
        Ja poczekam. Siada na krzesełku i siedzi. Może robić na drutach sweterek.
        BOHATER bierze ze stołu kilka kopert. Otwiera różową kopertę.
        Czyta wyraźnie.
        "Mój Janku! Jestem rozrzewniona dowodem Twojej pamięci. Przybywaj, ażebym
        własnymi paluszkami mogła Ci włożyć do buzi najsłodszą pralinkę z nadesłanej
        bombonierki. Twoja Zosia" (otwiera drugą kopertę. Czyta) "Kochany Zdzisławie!
        Do-chadzą mnie bardzo niepożądane wieści o Tobie i Twoich nad wyraz
        lekkomyślnych postępkach. Tak to odpłacasz mi za troski, starania i wydatki,
        jakie łożyłem na Twoje nauki i wychowanie? Widziano Cię na sali bilardowej w
        jakimś zajściu z człowiekiem ordynaryjnym, na wykłady nie chodzisz, zajmują Cię
        gry, zabawy, miłostki... Tegom więc dożył na stare lata! Popraw się, popraw,
        kochany Zdzisławie, bo jeszcze jedna zła wiadomość, a zerwę z Tobą i nie dość,
        że Ci odmówię wszelkiego zasiłku, ale nadto zabronię komukolwiek wspominać, że
        jesteś moim synem. Zasyłam Ci ojcowskie błogosławieństwo. Niech Ci ono sił doda
        do nawrócenia się na dobrą drogę. Matka płacze! Serdecznie rozżalony Ojciec.
        {Bohater zniechęcony gniecie kopertę i chowa ją do kieszeni. Wyciąga nową
        kopertę. Czyta.) "Drodzy Kuzyni! Uroczystość Waszego srebrnego wesela szczerą
        napawa mnie radością. Jako świadek sprzed dwudziestu pięciu lat Waszych
        zaślubin, dziś wiary dać nie mogę, że to już całe ćwierć wieku ubiegło od tej
        chwili, gdyście sobie zaprzysięgli prowadzić wspólnie taczkę żywota, pod
        wzniosłym godłem miłości! Dwadzieścia pięć lat ubiegło jak krótki moment! Obyż i
        nadal po samych różach Warn się życie słało, odrodzeni w dzieciach, wnukach i
        prawnukach, stali się dla nich patriarchami tych zasad, jakie tak Szczytnie
        przyjęliście sami! Stary przyjaciel NN. Warszawa, 24 stycznia 1902 r."
        Po przeczytaniu ostatniego listu Bohater zakłada na nogi pantofle i wy chodzi z
        pokoju. Po chwili wychodzi za nim Tłusta Kobieta. Teraz na scenie nic się nie
        dzieje. Można zrobić 5-10 minutową przerwę. Można opuścić kurtynę, można nie
        opuszczać kurtyny. Po tej przerwie do pokoju wchodzi Bohater. Wyciąga z kieszeni
        śniadanie, odwija z papieru, zaczyna jeść. Po chwili do pokoju wchodzi Tłusta
        Kobieta. Rozgląda się.
        TŁUSTA KOBIETA
        Wstyd! Taki młody chłopiec i podgląda kobietę.
        BOHATER przerywa jedzenie
        Kto pani pozwolił tu wejść? To jest prywatne mieszkanie.
        TŁUSTA KOBIETA śmieje się
        Prywatne mieszkanie? Mieszkanie prywatne!!
        BOHATER
        Ja pani nie znam.
        TŁUSTA KOBIETA
        Pan mnie w kąpieli podglądał, panie Jurku.
        BOHATER
        Wieki minęły od tej chwili... Tak, przypominam sobie. Widzę, że pani już wyszła
        z wody.
        TŁUSTA KOBIETA
        Panie Dzidku, ja pana pamiętam chłopczykiem w marynarskim ubranku z
        kołnierzykiem.
        Bohater kładzie się na łóżku. Wypięty na widownię, tyłem do
        Tłustej Kobiety. Ona siada teraz na łóżku...
        BOHATER
        Minęły wieki.
        TŁUSTA KOBIETA
        No to co? To cio?
        BOHATER podrywa się
        Ty stara krowo, ty połciu słoniny, beczko sadła. Pamiętam. Miałem piętnaście
        lat. Był lipiec. Blask zachodzącego słońca na wodzie. Czerwona rzeka pod
        koronami czarnych olch. Byłaś wtedy biała i tłusta. Byłaś młoda, gruba
        dziewucha. Biała jak śnieg. Wchodziłaś powoli do ciemnej wody. Czarne olchy
        stały nad wodą. W koronach czerwone słońce. Oddałbym wtedy pół życia, całe
        życie, całe miasto, cały świat za dotknięcie twoich piersi. Gdybym mógł położyć
        rękę na twoim udzie, wzgórku Wenery.
        TŁUSTA KOBIETA
        Ny czym?
        BOHATER
        Na wzgórku Wenery. Idiotko, krowo, mogłaś być dla mnie królową. Mogłaś być
        muzyką, ogrodem, owocem, mogłaś być Drogą Mleczną, krowo. Ale ty chowałaś to dla
        jakiegoś cwaniaka, łobuza, cynika, bałwana, złodzieja. Teraz ryczysz. Mogłaś być
        dla mnie ogniem, źródłem i radością. Jak ja wtedy cierpiałem. Chciałem wyskoczyć
        z własnej skóry.
        Tłusta Kobieta robi na drutach sweterek! Przez ciebie o mało nie zostałem
        sodomitą. Twój brzuch był dla mnie większym objawieniem niż Ameryka dla
        Kowalskiego. Twój zadek był gwiazdą. Ty idiotko, beczko peklowanego mięsa. Wynoś
        się, bo cię tu rozwalę na miejscu.
        Bohater milknie. W tej chwili wchodzi do pokoju bardzo Żywa
        Pani w średnim wieku. Podbiega do Tłustej Kobiety, całuje ją
        z egzaltacją i zaczyna gadać.
        ŻYWA PANI
        Wyobraź sobie, kochanie, kimonowa suknia z wełny w pepitkę. Na przedzie stanika
        nałożony karczek przechodzący na plecy, krojony z długimi wyłogami. Lekko
        poszerzona spódnica. Do stanika - długa biała pikowa kamizelka ze stojącym
        kołnierzykiem i kokardą. Spódnica ułożona w przedzie w głębokie kontrafałdy.
        Szew na całej długości pleców. W przodach skośnie wpuszczone kieszenie z
        patkami. Zapinane mankiety i kołnierz z klapami z białej piki. Fałda w tyle
        spódnicy. (Żywa Pani zrywa się z łóżka. Całuje Tłustą) Pa! Pa! Zadzwoń
        koniecznie. Koniecznie zadzwoń. Pa! Dzwoń! zadzwoń, pamiętaj... pa! pa!
        Wychodzi.
        TŁUSTA KOBIETA zwija robótkę Więc pan umywa ręce, panie Dzidku!
        BOHATER
        Umywam.
        TŁUSTA KOBIETA
        Wiązałam z wizytą u pana tyle nadziei! Myślałam, że pomnąc na dawną znajomość
        zechce pan podać rękę samotnej kobiecie.
        Cóż to pana obchodzi, że wzrasta we mnie wydzielanie hormonu gonadotropowego.
        Tak, panie Zbychu...
        BOHATER
        Mówiłem tyle razy, że mam na imię Wacław.
        TŁUSTA KOBIETA
        Tak, panie Wacku, miewam coraz częstsze bóle głowy, gorące uderzenia krwi do
        głowy, zawroty głowy, bóle stawowe. Zauważyłam, że ostatnio występują u mnie
        nieznaczne zaburzenia trawienne, zmiany w elektrokardiogramie. Doktor uważa, że
        zupełnie wystarczy doustne podawanie estradiolu, równie skutecznym środkiem jest
        dwuetylostyłbestrol, lek ten powoduje u mnie nudności i bóle brzucha... A co
        pan, panie Wacku, radzi mi w tej sytuacji? Gdyby nie to, że znam pana od
        "tyciego", {Tłusta Kobieta pokazuje) nie zwróciłabym się z taką intymną sprawą
        do obcego mężczyzny.
        BOHATER czyta gazetę.
        "Jako pierwsza z tegorocznej kampanii ruszyła w Polsce cukrownia «Strzyżów» w
        powiecie hrubieszowskim."
        TŁUSTA KOBIETA
        Jakże świat się zmienił. Ludzie są zupełnie obojętni na cierpienia swych
        bliźnich.
        Słychać głosiki dzieci: »Mamo, mamo. Mamusiu." Tłusta Kobieta wychodzi. Bohater
        wyciągnięty na łóżku czyta gazetę. Wchodzi Chór Starców. Siadają na swoich
        miejscach.
        CHÓR STARCÓW
        Rób coś, ruszaj się, myśl.
        On sobie leży, a czas leci. Bohater nakrywa twarz gazetą.
        Mów coś, rób coś,
        posuwaj akcję,
        w uchu chociaż dłub! Bohater milczy.
        Nic się nie dzieje.
        Co to znaczy?
        BOHATER
        Dajcie mi spokój.
        CHÓR STARCÓW
        Dzięki Bogu, nie śpi.
        BOHATER
        Mówicie, że muszę coś robić? Nie wiem... (ziewa) może...
        CHÓR STARCÓW
        On znów zasypia, wielkie nieba! Bez mąki przecież nie ma chleba. W teatrze
        trzeba grać, tu musi się coś dziać!
        BOHATER
        A czy wystarczy, gdy bohater drapie się w głowę, patrzy w ścianę?
        CHÓR STARCÓW
        To już coś jest.
        BOHATER
        Nic mi się nie chce.
        CHÓR STARCÓW
        Toć nawet u Becketta ktoś gada, czeka, cierpi, śni, ktoś płacze, kona, pada,
        bździ. Rusz się, inaczej teatr zgubisz.
        BOHATER
        Cyrk pcheł wystawia dziś "Hamleta", dajcie mi spokój, j a odchodzę...
        CHÓR STARCÓW
        Stój!
        BOHATER
        Odchodzę.
        CHÓR STARCÓW
        Gdzie?
        BOHATER
        Na stronę.
        CHÓR STARCÓW
        On się upił.
        BOHATER
        Głupi, dajcie mi spać.
        CHÓR STARCÓW
        Ty znów zasypiasz. Co to znaczy?
        BOHATER
        Ja z nimi skończę!
        Bierze ze stołu ostry kuchenny nóż, podchodzi do Starców, którzy siedzą
        nieruchomo. Bohater przebija dwóch Starców, trzeciemu urzyna głowę. Układa teraz
        Chór na podłodze. Bohater siada na łóżku. Uśmiecha się do widowni. Myje ręce.
        Chodzi wzburzony po pokoju. Zaczyna nawet biegać. Przystaje. Uderza siebie
        dłonią w prawy i lewy policzek. Podchodzi do ściany. Opiera ręce o ścianę.
        Widzisz głupcze! No, przebij głową. Wal. Gdzie ty właściwie idziesz? Gdzie? Do
        tej idiotki? Do szpitala, do ludzkości, do lodówki, do łososi, do wódeczki, do
        udka, do nóżki dwudziestoletniej, do cycuszka. Widzisz, no! Na, gryź, gryź
        własne palce. To dobry pokarm. Wszystko umiera pod twoją ręką, bo nie wierzysz.
        Osiołku, gdzie leziesz? Leziesz już 38 lat. Do słońca? Do prawdy? Do ściany.
        Stoję pod ścianą. Bracia moi, moje pokolenie! Do was mówię. Nie mogą nas
        zrozumieć, młodzi i starzy! (Bohater odwraca się do widowni) Jak to się stało?!
        Nie mogę zrozumieć. Byłem przecież i we mnie było dużo różnych rzeczy, a teraz
        tu nic nie ma. Tu, tu! Nie trzeba! Nie zawiązywać! Nie trzeba zawiązywać oczu!
        (cisza) Chcę patrzeć do końca.
        Do pokoju wchodzi młoda, ładna dziewczyna. Sweterek. Obcisłe spodnie. Jakaś
        torebka, pismo, książka, jabłko. Dziewczyna przechodzi raz i drugi. Jest to tak
        zwana "babka na medal". Siada przy stole. Przegląda gazetę. Czesze się. Wyciąga
        lusterko itd., itp. Zwraca się do Bohatera.
        DZIEWCZYNA
        Proszę ptysia.
        BOHATER jakby zawstydzony. Mówi do siebie No, tak. Co tam. Można i tak.
        DZIEWCZYNA
        Ptysia proszę...
        BOHATER do widowni
        Kiedy jeszcze żyłem... doprawdy, będziecie zgorszeni... będziecie znudzeni,
        ubawieni tym opowiadaniem.
        DZIEWCZYNA
        Proszę ptysia i pół czarnej.
        BOHATER
        Dlaczego pół?
        DZIEWCZYNA
        Pan nie rozumie, czyja źle mówię po polsku?
        BOHATER
        Pani nie jest Polką?...
        DZIEWCZYNA
        Meine Hobbies: Reisen, Biicher, Theater, Kunstgewerbe... ich suche auf diesem
        Wege einen frohmutigen und charakterfe-sten Lebensgefahrten... ich bin
        vollschlank, keine Modepup-pe...
        BOHATER
        Pani jest Niemką?
        DZIEWCZYNA
        Tak.
        BOHATER
        Bardzo mi przyjemnie, widzi pani, muszę pani wyjaśnić, że zaszła pomyłka.
        DZIEWCZYNA
        Ah, so?!
        BOHATER
        To jest prywatne mieszkanie. Ja tu mieszkam... Oczywiście
        bardzo mi miło... proszę się nie krępować. Muszę pani powiedzieć... du bist wie
        eine Blume...
        DZIEWCZYNA
        Więc to nie jest "Krokodii"?
        BOHATER
        Wy młodzi nie zdajecie sobie sprawy... ile pani ma lat?
        DZIEWCZYNA
        Osiemnaście... ale tu było otwarte... widziałam różnych panów, panie;
        rozmawiali, pili kawę...
        BOHATER siada przy stole obok Dziewczyny, bierze ją za ręce. Patrzy długo w jej
        twarz. Dziewczyna uśmiecha się do niego. Bardzo proszę. Wy młodzi wszystko
        potraficie wyśmiać... może zresztą tylko tak was przedstawiają skretyniali
        żurnaliści... ja mam do was zaufanie... proszę się nie śmiać. Mam do pani
        prośbę. Proszę o kilka minut... Chcę pani powiedzieć... Słyszałem, że pani
        mówiła po niemiecku. Czy pani jest Niemką? Tak. Właściwie nic ciekawego nie mam
        do powiedzenia. Proszę nie myśleć, że chcę panią uwieść, wpakować do łóżka...
        DZIEWCZYNA
        Rzeczywiście tu stoi łóżko, naprawdę przepraszam, me zauważyłam.
        BOHATER
        Boże! Żeby tylko pani mnie zrozumiała. To wszystko jest takie proste. Zabiorę
        pani kilka minut i odejdę, ale mam obowiązek coś pani powiedzieć, a pani ma
        obowiązek mnie wysłuchać. Chcę powiedzieć, że to dobrze, że pani jest. Że pani
        jest na tym naszym świecie, taka właśnie, że ma pani osiemnaście lat, takie
        oczy, usta, włosy i że pani się uśmiecha. Tak powinno być. Tak właśnie powinno
        być. Młoda z czystą, jasną twarzą, z oczyma, które nie widziały... nie widziały.
        Chcę tylko jedno powiedzieć: nie czuję do pani nienawiści i życzę szczęścia.
        Życzę, aby pani tak się uśmiechała i była szczęśliwa. Widzi pani, ja jestem
        uwalany w błocie, we krwi... pani ojciec i ja polowaliśmy w lasach.
        DZIEWCZYNA
        Polowali? Na co?...
        BOHATER
        Na siebie. Z karabinami, ze strzelbami... nie, nie będę opowiadał... taraz lasy
        stoją ciche, prawda? Cicho jest w lasach. Proszę, niech pani się uśmiechnie... W
        tobie jest cała nadzieja i radość świata. Musisz być dobra, czysta, wesoła.
        Musisz nas kochać. My wszyscy byliśmy w strasznej ciemności pod ziemią. Chciałem
        jeszcze raz powiedzieć, ja, dawny polski partyzant, życzę pani szczęścia. Życzę
        szczęścia waszej młodzieży, tak jak naszej. Proszę się ze mną pożegnać. Już się
        nie zobaczymy. Wszystko to wyszło jakoś śmiesznie. Jak głupio, jak strasznie
        głupio. Czy nie można nic powiedzieć, wyjaśnić drugiemu człowiekowi. Nie można
        przekazać tego, co jest najważniejsze... o Boże!
        Jest chwila ciszy. Znów cisza. Z megafonu wydobywa się nieartykułowany krzyk.
        Potem wyraźniej słowa: ^Aufstehen! Aufstehen!" Bohater wstaje. Stoi przy krześle
        "na baczność". Dziewczyna, jakby nie słyszała tego wrzasku, patrzy ze
        zdziwieniem na Bohatera. Raus! Alles raus!
        Mauł halten, Klappe zu, Schnabel halten! Wilist du noch quatschen? Du hast aber
        Mist gemacht! Du Arschloch, Schweinehund, du Drecksack! Bohater staje pod
        ścianą. Przyciska twarz do ściany. Megafon milknie. Cisza. Dziewczyna wstaje i
        wychodzi na palcach z pokoju. Zostawia na stole czerwone jabłko. I minuta ciszy.
        CHÓR STARCÓW deklamuje Nie bój się to jest twój pokój o widzisz stół a tu szafa
        jabłuszko na stole boisz się mebli głuptasku ten pan już nie przyjdzie
        Ty boisz się krzesła starej gazety stukania
        głosów za ścianą
        dziwaczysz
        a może
        chcesz się wyróżnić
        Uśmiechnij się ten pan już nie przyjdzie spójrz nam w oczy nie kryj się po
        kątach nie stój pod ścianą przecież nikt ci nie każe stać pod ścianą
        odezwij się
        Do pokoju w chodzi Nauczyciel z teczką. Siada przy stole. Wyciąga papiery z
        teczki. Zakłada okulary. Nie zwraca na nic i na nikogo uwagi. Mówi. Zadaje
        pytania. Nauczy cielą może grać ten sam aktor, który byt Wujkiem. Zamiast wąsów
        ma okulary.
        NAUCZYCIEL
        Proszę się nie denerwować. Proszę pomyśleć.
        STARZEC I
        Co pan tu robi?
        NAUCZYCIEL
        On ma dzisiaj maturę. Egzamin dojrzałości.
        STARZEC I
        Dobrze, ale dlaczego dzisiaj?
        NAUCZYCIEL
        Jest już spóźniony dwadzieścia lat. Dłużej czekać nie mogę.
        STARZEC I
        Cóż tam macie?
        NAUCZYCIEL cały czas patrzy w papiery Różne takie. Niech pan siada. Niech pan
        się przygotuje.
        STARZEC I
        Pan doprawdy nie w porę.
        NAUCZYCIEL
        Co mi pan powie na temat przyłączenia Rusi Czerwonej? Starzec II podaje
        Bohaterowi filiżankę kawy. Odprowadza go do łóżka, kładzie i okrywa kocem.
        STARZEC I
        Ze śmiercią króla Daniela rozpoczął się okres upadku Rusi Czerwonej. Wprawdzie
        jeden z jego synów, SzwamoJako zięć Mendoga zasiadł krótko na tronie litewskim,
        ale o drugim, Lwie I, wyrażają się kroniki niepochlebnie. Po nim panował krótko
        jego syn, Jerzy I, który połączył księstwo włodzimier-skie i halickie w swoim
        ręku. Synowie jego, Andrzej Włodzi-mierski i Lew II halicki, utracili na rzecz
        Giedymina Podlasie i Polesie, ale następnie zawarli z nim przyjaźń, a jeden z
        synów Giedymina, Lubart, ożenił się z Buszą, córką Andrzeja. Siostrzeńcem obu
        książąt był Bolesław, syn Trojdena, księcia mazowieckiego, który poślubił jedną
        z córek Giedymina, a więc siostrę Aldony, żony Kazimierza Wielkiego...
        NAUCZYCIEL patrząc w papiery
        Świetnie, doskonale. Brawo, młodzieńcze, jest pan doskonale przygotowany do
        życia. Właściwie zdał pan swój egzamin dojrzałości - ale dla świętego spokoju
        muszę panu zadać jeszcze kilka pytań, rozumie pan, czcza formalność... Niech mi
        pan powie, co pan ostatnio czytał?
        STARZEC I
        Gazetę.
        NAUCZYCIEL
        A w tej gazecie?
        STARZEC I
        Porady.
        NAUCZYCIEL
        Proszę mi opowiedzieć swoimi słowami.
        STARZEC I
        Jedna Marysia zakochała się na wczasach w Wacku, potem ze sobą chodzili, ale
        przedtem Wacek, którego Marysia pokochała pierwszą gorącą miłością, chodził z
        Jadzią, co jednak ukrył
        przed Marysią i został posłany do wojska. Kiedy napisałam list do Wacka, że
        spodziewam się dziecka, które poczęło się wcześniej, Wacek nie odpowiadał, lecz
        mi napisał później, że on się spodziewa dziecka z Jadzią, która chodziła z
        Tadkiem. Rodzice nie pozwalali mi chodzić z Jackiem, bo Wacek był młodszy ode
        mnie o 50 lat. Ja mam teraz, "Przyjaciółko", lat 16, a gdy poznałam Gienka,
        miałam zaledwie 8 lat i wierzyłam w ludzi. Teraz straciłam wiarę w Wacka i
        jestem w naszym miasteczku wytykana palcami. Poradź, kochana "Przyjaciółko", co
        robić. Jestem w tym gorszym położeniu, gdyż moja mamusia, która przez 70 lat
        bezpłodna, wyleczyła się i spodziewa się teraz również dziecka. Czy może być dla
        mnie jeszcze życie?
        NAUCZYCIEL
        Wy młodzi jesteście jednak nastawieni wyłącznie na używanie żyda... fakt, smutny
        fakt... a któż będzie cierpiał ny tym świecie...
        STARZEC I
        Właśnie, panie profesorze.
        NAUCZYCIEL
        Jakie ma pan plany na przyszłość?
        STARZEC I
        Zabieram się do nauki języka chińskiego.
        NAUCZYCIEL
        Pięknie... a ile sobie pan lat liczy?
        STARZEC I
        Osiemdziesiąt...
        NAUCZYCIEL
        Pięknie, młody człowieku, pamiętaj, że "czym skorupka nasiąknie za młodu, tym na
        starość trąci". Dziękuję. Więcej pytań nie mam.
        Starzec I zajmuje swoje miejsce obok towarzyszy. Chór Starców
        znów siedzi w komplecie pod ścianą.
        NAUCZYCIEL
        Aa {przypomniał sobie) powiedz mi jeszcze, za co kochasz Chopina.
        STARZEC I
        Chopin ukrył w kwiatach armaty, panie profesorze, i spopularyzował imię Polski
        na świecie.
        NAUCZYCIEL
        Tak, lecz cóż odczuwasz, słuchając jego muzyki jak rok długi?
        STARZEC I
        Odczuwam głęboką wdzięczność dla kompozytora.
        NAUCZYCIEL kręci głową
        Jakże można mówić o tym, że nasza młodzież jest cyniczna i
        obojętna. Bohater podnosi się. Kiwa palcem na Nauczy cielą.
        BOHATER
        Panie profesorze! Proszę do mnie. Nauczyciel siada na łóżku obok Bohatera.
        Bohater wyciąga w stronę Nauczyciela rękę z rozstawionymi palcami.
        Co to jest, panie profesorze?
        NAUCZYCIEL
        Ręka.
        BOHATER zaciska palce A to?
        NAUCZYCIEL
        Pięść.
        BOHATER zaciska i rozkłada palce
        Ręka, pięść, ręka, pięść, ręka, pięść. Ręką można zabić, udusić, napisać wiersz
        albo receptę, można pieścić, (gładzi Nauczyciela po policzku. Bierze jabłko do
        ręki) Co to jest?
        NAUCZYCIEL
        Jabłko.
        BOHATER pokazuje guzik A to?
        NAUCZYCIEL
        Guzik
        CHÓR STARCÓW
        Guano             guma                guślarz Guatemala         gumienny            
        gutaperka gulasz             gumno               guz gulden             Gustaw              
        guzik Chór Starców przerwał nagle... Zamilkł jak "gromem rażony". Do pokoju
        weszła Sekretarka. Jest to ta sama osóbka, która grata na początku Glos spod
        Kołdry. Przez opięte "suknie" lub spodnie widać okrągłe pośladki. Chór Starców
        gapi się... Sekretarka siada na łóżku. Otwiera teczkę z dokumentami.
        SEKRETARKA
        Do podpisu, panie dyrektorze.
        Bohater w milczeniu podpisuje, palcem wskazującym, szereg dokumentów.
        CHÓR STARCÓW
        Day, czegoć nie ubędzie, byś nawięcey dała, Day, czego próżno dawać potym
        będziesz chciała, Kiedyś zmarski twarz zorzą, a gładkie zwierciadło Okaże to na
        oko, że cię siła spadło...
        SEKRETARKA śmieje się Uwielbiam Kochanowskiego.
        CHÓR STARCÓW
        Nie uciekay, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy, Tym, pospolicie mówią, ogon
        jego twardszy. I dąb, choć mieścy przeschnie, choć list na nim płowy, Przedsię
        stoi potężnie, bo ma korzeń zdrowy.
        SEKRETARKA
        Jakiś dziennikarz stoi pod oknami, prosi o wywiad.
        BOHATER
        Jutro.
        SEKRETARKA
        Czeka od zeszłego roku, pan rozumie, panie dyrektorze, że w naszych czasach
        przede wszystkim szybkość informacji, agencje czekają na najnowsze wiadomości,
        nowiny, ciekawostki...
        BOHATER do Nauczyciela
        Pan wybaczy, jestem bardzo zajęty. Nauczyciel wstaje. W drzwiach jeszcze odwraca
        się.
        NAUCZYCIEL
        Jeszcze jedno małe pytanie. Czy nie mógłby mi pan pożyczyć sto złotych? Nie...
        "Ciao! Bambina" Wychodzi z teczką i brodą.
        SEKRETARKA ziewa, przeciąga się
        Jestem taka zmęczona, senna. Wejdę do łóżka. Wchodzi do łóżka i układa się do
        snu. Przez pokój chodnikiem przechodzi kilka osób. Jegomość z teczką. Para
        młodych. Chłopak i dziewczyna. Zatrzymują się, rozglądają, całują długo i mocno.
        Dwie panie w średnim wieku idąc mówią szybko: »mięso, mięsa, w mięsie, z mięsa,
        o mięso, z mięsem, bezmięsny". Przechodzą.
        Wchodzą rodzice Bohatera. Matka przykłada palec do ust. Stoją nad łóżkiem.
        Ojciec zerka na zegarek.
        OJCIEC
        Tak, już najwyższy czas! Matka spogląda porozumiewawczo na Ojca.
        Widzisz, Władku... musimy pomówić o pewnych...
        MATKA
        Tadku...
        OJCIEC
        Widzisz, Tadziu, chcę z tobą pomówić dzisiaj jak z mężczyzną. Cóż, lata lecą...
        Zapewne zauważyłeś w swym organizmie pewne niepokojące zmiany. Broda ci
        twardnieje i gęstnieje, włosy na głowie wypadają, głos grubieje... Czasem
        miewasz zapewne sny, przebudzony myślisz o różnych rzeczach...
        MATKA z rozrzewnieniem
        Pamiętasz, Kornelu, jeszcze nie tak dawno pokazywałeś mu okienko, przez które go
        bociek wrzucił do naszego mieszkania... biedne my, matki...
        OJCIEC
        Widzisz, dziecko, celem życia jest utrzymanie życia. Najpierwotniejszym sposobem
        życia jest rozmnażanie bezpłciowe. Rozmnażanie następuje przez dzielenie lub
        pączkowanie. Osobnik dzieli się zazwyczaj na dwie części lub też rozwija się na
        nim rodzaj pączka, który po pewnym czasie odpada, tworząc nowe indywiduum.
        MATKA
        Nigdy mi o tym nie mówiłeś...
        OJCIEC
        Słynne jest dzieworództwo mszyc. Nie mniej ciekawą jest par-tenogeneza
        wirczyków...
        CHÓR STARCÓW
        Kozioł
        koziołek
        koziorożec
        kozodój
        kupa
        kupała
        kuper
        OJCIEC spogląda na zegarek
        Nie należy tu oczekiwać drobiazgowego opisu zewnętrznej mechaniki miłości u
        wszystkich gatunków zwierząt. Zajęłoby to dużo miejsca i zresztą byłoby
        uciążliwe i nieciekawe. Wśród świerszczyków samiec posiada aparat muzyczny,
        samica zaś obdarzona jest organem słuchu, który mieści się na tylnych nogach.
        Tak samo u koników polnych jedynie samiec może wydawać dźwięki. Czy dźwięki te
        to wołania miłości?
        MATKA
        Nie wiem.
        OJCIEC spogląda na zegarek
        Komu w drogę, temu czas... Najlepiej, Wacku, nie myśl o
        głupstwach.
        Ojciec pochyla się nad śpiącym Bohaterem, całuje go w czoło. Rodzice wychodzą.
        BOHATER
        Szkoda, że spałaś. Ojciec tu ciekawe rzeczy opowiadał.
        SEKRETARKA
        Więc ty masz ojca? Jakie to dziwne.
        BOHATER
        I matkę.
        SEKRETARKA
        Cha,cha,cha,cha! Tzn. śmieje się.
        BOHATER
        Z czego się śmiejesz?
        SEKRETARKA
        Nie mogę sobie ciebie wyobrazić w kształcie embriona. Więc byłeś tyci jak mój
        paluszek?!
        BOHATER
        Tyci...
        SEKRETARKA
        A potem ssałeś pierś?
        BOHATER
        Byłem karmiony z butelki.
        SEKRETARKA
        I kupki robiłeś, maleńkie złote kupeczki, w pieluszki... A włosy? Kiedy ci
        wyrosły wąsy, broda...
        BOHATER
        W poniedziałek.
        SEKRETARKA
        O, jakim to grubym głosem mój kogucik mówi...
        BOHATER
        Biedny ojciec...
        SEKRETARKA
        Biedny?! Opowiedz mi o twoim starym.
        BOHATER
        Gdyby mój ojciec
        był kapitanem okrętu
        biskupem
        gdyby miał szablę gwiazdę wstęgę stolec koronę
        gdyby odkrył Amerykę
        zdobył szczyt
        gdyby jednym słowem
        różnił się choć trochę
        od zwykłych szarych ludzi
        SEKRETARKA
        Mój złoty, ludzie nie są szarzy!
        BOHATER
        ...gdyby się różnił
        od tych zwykłych szarych ludzi
        gdyby był ludożercą
        Lollobrigidą
        astronautą
        Ale on był małym urzędnikiem w powiatowej mieścinie Takim jak ja jak ty
        jak my wszyscy
        Tacy ludzie odchodzą szybko. Zapomina się o nich. Wyjdziecie stąd i zapomnicie o
        mnie. Prawda? Już zapominacie. Sekretarka bierze do ręki jabłko.
        Kiedy byłem małym chłopcem, marzyłem o tym, żeby zostać strażakiem. Chciałem
        mieć błyszczący hełm, pas, toporek. Zdawało mi się, że z płonącego domu wynoszę
        znajomą dziewczynkę, że wszyscy mnie podziwiają, dziękują, przypinają medal.
        Biegałem po podwórku z rozwartymi ramionami {Bohater rozkłada ramiona i buczy
        jak motor) i wtedy zdawało mi się, że jestem samolotem i lotnikiem. Byłem też
        małym źrebaczkiem... Kiedy zacząłem chodzić do szkoły, zmieniły się moje
        marzenia, chciałem być podróżnikiem, milionerem, poetą albo świętym.
        SEKRETARKA
        A teraz?
        BOHATER
        Teraz zawsze jestem sobą. Tak długo wędrowałem, zanim doszedłem do siebie.
        SEKRETARKA
        Do siebie? Jak tam wygląda? Co tam jest?
        BOHATER
        Nic. Wszystko jest na zewnątrz. A tam są jakieś twarze, drzewa, obłoki,
        umarli... ale to wszystko tylko przepływa przeze mnie. Widnokrąg jest coraz
        mniejszy. Najlepiej widzę, kiedy zamknę oczy. Z zamkniętymi oczyma widzę miłość,
        wiarę, prawdę...
        SEKRETARKA
        Nie znam się na tym.
        BOHATER
        Tak, to tak jest...
        SEKRETARKA podaje Bohaterowi jabtko
        Zjedz... skuś się... Zasnął... Mężczyźni są strasznie dziecinni. Ciągle dążą, a
        jak już dotrą do celu, rozpaczają. Śpieszą się, morduj ą. Nigdy by w nich nie
        dojrzał płód. Są nieuważni. Żaden z nich nie uchroni przez dziewięć miesięcy
        owocu. Jak to dobrze, że my dźwigamy i rodzimy życie... Oni są urodzonymi
        abstrakcjonistami. W tym jest śmierć.
        Sekretarka siada na tóżku. Uśmiechnęła się, napoczęta jabtko.
        CHÓR STARCÓW głośno
        Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze.
        SEKRETARKA
        Ciii... ciszej...
        CHÓR STARCÓW deklamuje szeptem Ten młody zdusi Centaury, Piekłu ofiarę wydrze,
        Do nieba pójdzie po laury.
        SEKRETARKA
        Zostawcie go!
        Chór Starców składa krzesełka i opuszcza na palcach pokój. Sekretarka przegląda
        się w lusterku. Przez pokój przechodzą różni ludzie. Jedni się śpieszą, inni idą
        wolno. Rozmawiają z ożywieniem, czytają gazety, wołają na dzieci, wymieniają
        ukłony. Młody chłopiec i dziewczyna całują się, idą dalej. Wchodzi Dziennikarz.
        Przechodzi przez pokój, wraca. Rozgląda się, jakby szukał mieszkania, nieznanego
        domu. Wchodzi w głąb pokoju, zatrzymuje się koło łóżka, w którym śpi Bohater.
        Sekretarka nie zwraca na Dziennikarza uwagi. Bierze pod rękę jakiegoś
        przypadkowego przechodnia i wychodzi z pokoju.
        DZIENNIKARZ zapalił papierosa, chodzi po pokoju, gasi papierosa, chwyta Bohatera
        za ramię
        Panie! panie! Bohater wydaje nieartykułowane dźwięki.
        Niech się pan zbudzi, to ja.
        BOHATER siada na łóżku Co? Kto?
        DZIENNIKARZ
        To ja, muszę zadać panu kilka pytań.
        BOHATER
        Pan, mnie?
        DZIENNIKARZ wyciąga notes z kieszeni Sekretarka zapewne wspomniała...
        BOHATER
        Pan z prasy? Czy pan nie widział tu jabłka?
        DZIENNIKARZ
        Nie.
        BOHATER
        A może pan zjadł to jabłko... Z drzewa wiadomości złego i dobrego.
        DZIENNIKARZ śmieje się Nie, nie zjadłem.
        BOHATER zamyśla się Jesteście zdolni nie do takich rzeczy...
        DZIENNIKARZ
        Chcę z panem porozmawiać poważnie. W związku z Nowym Rokiem nasza agencja
        pragnie przeprowadzić kilka rozmów z różnymi znakomitościami, a także ze
        zwykłymi...
        BOHATER
        ...prostymi.
        DZIENNIKARZ
        ...a jakże, prostymi obywatelami.
        BOHATER
        No?
        DZIENNIKARZ
        Czy można wiedzieć, jaki ma pan cel w życiu?
        BOHATER
        Ja już osiągnąłem i teraz raczej trudno mi powiedzieć...
        DZIENNIKARZ
        A czy pan jest zadowolony z tego, że żyje?
        BOHATER
        Tak... nie... tak... właściwie tak.
        DZIENNIKARZ
        A dlaczego?
        BOHATER
        Czyja wiem...
        DZIENNIKARZ
        A któż to ma wiedzieć?
        BOHATER
        Nie wiem.
        DZIENNIKARZ
        A czego pan chce dokonać jeszcze?
        BOHATER
        Noo... mam różne plany, chciałbym oczywiście... wprawdzie...
        DZIENNIKARZ notuje. Namyśla się, rzuca nagle pytanie Jakie są pana poglądy
        polityczne?
        BOHATER
        Kto ma o piątej rano poglądy polityczne? Oszalał. Chce, żebym miał o świcie
        poglądy! Trzeba się umyć, ubrać, załatwić, wyczyścić zęby, zmienić koszulę,
        założyć krawat, wciągnąć spodnie i dopiero poglądy.
        DZIENNIKARZ
        Rozumiem... Czy pan wierzy w zbawienie?
        BOHATER
        Tak... nie... raczej... do pewnego stopnia... śmieszne pytanie.
        DZIENNIKARZ
        Jeśli się nie mylę, pan jest prostym człowiekiem?
        BOHATER
        Tak.
        DZIENNIKARZ
        Pan wie, że w pana rękach leżą losy świata?
        BOHATER
        Do pewnego stopnia
        DZIENNIKARZ
        Co pan zamierza uczynić, aby zachować pokój na świecie?
        BOHATER
        Nie wiem.
        DZIENNIKARZ
        Czy pan zdaje sobie sprawę z tego, że w wypadku wojny wodorowej zginie ludzkość?
        BOHATER pranie wesoło Oczywiście, oczywiście.
        DZIENNIKARZ
        I co pan robi, żeby nie dopuścić do wybuchu?
        BOHATER śmieje się
        Nic.
        DZIENNIKARZ
        Ale przecież pan kocha ludzkość?
        BOHATER
        Oczywiście.
        DZIENNIKARZ
        A dlaczego?
        BOHATER
        Jeszcze nie wiem. Trudno mi odpowiedzieć, jest dopiero piąta rano, niech pan
        wpadnie koło południa, może już będę wiedział.
        DZIENNIKARZ chowa notes do kieszeni Niewiele się tu dowiedziałem.
        BOHATER
        Za późno pan przyszedł.
        DZIENNIKARZ
        Do widzenia. Bohater milczy
 
                                       KONIEC ROZDZIAŁU


        DODATEK
        (1)
        Do pokoju wchodzi chłopiec w harcerskim ubraniu. Ma długie włosy. (Mówi raz
        grubym, raz cienkim głosem. Przechodzi mutację)
        PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA
        Serwus, Dzidku, śpisz? Zapomniałeś, że dziś spowiedź u Franciszkanów.
        BOHATER
        Jeszcze nie zrobiłem rachunku sumienia.
        PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA
        Jakie masz grzechy? Skwarki jadłeś w piątek? Frajerze. Nanek tak podobno trzepał
        kapucyna, że zemdlał. No, wyłaź, nie gnij.
        BOHATER nie podnosi się Słyszałeś, że nasz "Burdel" w Ameryce?
        PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA
        To prefekt nie uczy w naszej szkole?
        BOHATER
        Nie, zaraz na początku wojny zwiał nasz "Burdelik"...
        PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA
        O wojnie nic nie wiem, umarłem w trzydziestym szóstym roku. Utopiłem się.
        BOHATER
        Więc nic nie wiesz? Była druga wojna światowa.
        PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA siada na krześle Opowiedz, jak to było?
        BOHATER
        Dużo masz czasu?
        PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA
        Dwie, trzy minuty.
        BOHATER
        Wystarczy. Pamiętasz fabrykę drutu? W piątek l września 1939 roku rano tam
        spadły pierwsze bomby. Szedłem po gazetę. Jakiś chłopak krzyczał, że wybuchła
        wojna. Drugi kopnął go w tyłek: "nie pieprz, gówniarzu", ale za godzinę
        zbombardowali miasto. Nasza ulica się spaliła. Później to wszystko trwało
        jeszcze kilka lat. Była okupacja. W maju 45 roku wojna się skończyła. Zginęło
        podobno 33 miliony ludzi.
        PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA
        A co było t tobą?
        BOHATER
        Tak jak ze wszystkimi, różnie.
        PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA
        To co, nie pójdziesz do Franciszkanów? Rekolekcje!
        BOHATER
        Sam nie wiem.
        PRZYJACIEL Z DZIECIŃSTWA
        Wpadnij jutro, po mszy, do Kazika.
        BOHATER
        Dobra! serwus! Przyjaciel wychodzi. Do pokoju wchodzi bardzo tłusta kobieta.
        Starsza.
        TŁUSTA KOBIETA
        Pan mnie podglądał. Wstyd. Taki młody i podgląda...
        BOHATER
        Dwadzieścia trzy lata minęło od tego dnia, kiedy panią zobaczyłem w wodzie, ale
        widzę, że pani już wyszła z wody.
        TŁUSTA KOBIETA zaczyna płakać, płacząc trzęsie się i płaczliwie przez nos mówi
        Wziął motocykl, wizytowy garnitur, co mu do ślubu kupiłam,
        trzy tysiące złotych gotówką i uciekł.
        BOHATER
        Kto pani uciekł?
        TŁUSTA KOBIETA
        Mąż, (plącze) a ja mu to przez całe życie chroniłam przed chłopami. Wziął mnie
        taką, jaką mnie mamusia urodziła. I taka zapłata za wszystko. Poleciał jak pies
        za jakąś suką do Zakopanego.
        BOHATER
        Pani mi przeszkadza w lekturze, widzi pani, że czytam, prawda? Widzi pani. Niech
        pani cicho siedzi. Czyta głośno i wyraźnie.
        (2)
        Pokój ten sam. Bohater ten sam. Gęsty, ciemny zarost na jego twarzy wskazuje, że
        czas mija. Bohater siedzi na krześle. Twarz ukryta w dłoniach. Kołysze głową i
        mówi coś do siebie. Słychać pojedyncze słowa.
        BOHATER
        ...Boga... Boże... nożem... ptaki... nie... nie... nie... strachy...
        osioł.
        Do pokoju wchodzi Kelner, staje przy stole. Zachowuje się jak w restauracji.
        KELNER
        Pan życzy?
        BOHATER podnosi głowę. Kelner odwraca się do niego tyłem
        Karta!
        Kelner podaje przez ramię kartę, dłubie wykałaczką w uchu. Bohater czyta
        Kaviar citrommal. Kaviar mit Zitrone.
        Husleves tojassal. Fleischbriihe mit Eier.
        Kacsapecsenye. Entenbraten.
        A salatan nincs olaj es ecet.
        Pincer, fizetek. Keliner, zahien.
        KELNER
        Pan mówi dobrze po węgiersku.
        BOHATER
        Troszkę
        KELNER
        Jak się panu u nas podoba?
        BOHATER
        Budapeszt jest piękny. Pięknie położony nad Dunajem.
        KELNER cały czas plecami do Bohatera Pan jest służbowo? Inżynier?
        BOHATER
        Nie. Ja właściwie mam inne zajęcie. Przez pokój przechodzą dwie młode dziewczyny
        w kostiumach kąpielowych. Jedna w czarnym, druga w biatym. W siatkach ręczniki,
        mydło, książki. Śmieją się.
        KELNER
        U nas dużo ładnych kobiet.
        BOHATER
        A gdzie one idą?
        KELNER
        Przez restaurację można przejść na basen. Dwadzieścia kroków. Wspaniały basen.
        Czy pan widział?
        BOHATER
        Zgrabne dziewczyny.
        KELNER
        Nie powiedział mi pan nic o swoim zawodzie, czym się pan tu zajmuje, u nas?
        BOHATER
        Widzi pan, ja się zajmuję czasem pisaniem.
        KELNER
        Dziennikarz.
        BOHATER
        Czemu mi pan dokucza. Mówiłem, że czasem pisuję do gazet. Raz na rok...
        jestem...
        KELNER
        No, odważnie!
        BOHATER z rozpaczą w głosie. Krzyczy
        Jestem poetą, jestem poetą! jestem poetą!! {Bohater śmieje się)
        jestem poetą, jestem poetą, jestem... Bohater plącze.
        KELNER odwraca się. Patrzy na Bohatera. Pokazuje na niego palcem i mówi dobitnie
        On jest poetą. Wszystko się wydało. Do pokoju wchodzą znów dziewczyny w
        kostiumach kąpielowych. Rozkładają kolorowy koc na podłodze. Ktadą się na nim i
        opalają. Fikają nóżkami, nucą, "zaśmiewają się".
        BOHATER patrzy na nie tak długo, aż wreszcie dziewczęta cichną
        Gdyby pan wiedział, jak trudno być poetą w naszych czasach.
        KELNER
        A kelnerem.
        BOHATER
        Co to za oknem, co to stoi za oknem?
        KELNER
        Znów pan coś wymyślił.
        BOHATER
        Zdaje mi się, że to szubienica.
        KELNER
        Ale gdzie tam. To jest karuzela, nie widzi pan, że się kręci. Muzyka przygrywa.
        BOHATER
        Ale przecież tam wiszą.
        KELNER
        Owszem, ludzie na wygodnych krzesełkach tam wiszą.
        BOHATER
        Rzeczywiście.
        KELNER
        Pan jest uprzejmy.
        BOHATER
        Jestem strasznie ciężki i otumaniony po tym żarciu.
        KELNER
        Muszę się przyznać, że ja też...
        BOHATER
        Wiem.
        KELNER
        Ja też piszę wiersze i nie wstydzę się tego.
        (3)
        Bohater milczy.
        CHŁOP
        Pan podchorąży mnie nie poznaje?
        BOHATER
        Nie.
        CHŁOP
        W oddziale partyzanckim wołali na mnie Wrona.
        BOHATER
        Ludzie, dajcie mi spokój z tą przeszłością.
        CHŁOP
        Pan się na ludzi gniewa?
        BOHATER
        Nie wiem, nie chce mi się gadać. Muszę tu w teatrze gadać bez przerwy.
        CHŁOP
        Pan podchorąży mnie już zabył.
        BOHATER
        Zostawmy te stare historie.
        CHŁOP
        Ano, to już pójdę, śnapsa by tu gdzie kapki nie było?
        BOHATER
        W szafce stoi butelka i szklanka.
        Chłop nalewa sobie pot szklanki wódki. Wypił. Wziąt z łóżka czerwone jabiko.
        Był rolmops, ale go zjadł ojciec.
        CHŁOP
        Pewnie, co śledź, to nie jabłko. To ma pan ojca?
        BOHATER
        Właśnie.
        CHŁOP
        To pan podchorąży co teraz piastuje? Pewnie jakąś wysoką godność.
        BOHATER
        Jestem zastępcą wicedyrektora operetki narodowej.
        CHŁOP
        Pamięta pan chorąży, jak my śpiewali... (śpiewa) "My nie my nie my nie my
        Niemców nie boimy się"...
        BOHATER
        Darujcie, Wrona, ale nie mam czasu. Muszę to wszystko uporządkować, sprawdzić,
        podsumować, wyciągnąć wnioski. Nie czas teraz na wspomnienia.
        CHŁOP
        Pan podchorąży to już nie pamięta, jak mnie rozwalił?
        BOHATER
        Nie mam czasu na wspomnienia, przyjdźcie w środę, (kładzie się obok Sekretarki)
        Najgorsze jest to, że nie mam już nic do załatwienia. Nie mam ważnych spraw.
        Bardzo często stoję w kolejce przed okienkiem, ale w pewnej chwili odchodzę i
        idę dalej. Czy stoję na początku, czy na końcu kolejki, to nie ma większego
        znaczenia. Wszystko już zostało załatwione. Pewnie, że mogę się ubiegać o lepszy
        przydział albo pojazd, albo podróż do Casablanki. I nie czuję już do ludzi
        nienawiści.
        Wchodzi młoda, mila Dziewczyna. Siada przy stole. Czyta gazetę. Zapala
        papierosa. Po chwili zwraca się do Bohatera.
        DZIEWCZYNA
        Proszę pół czarnej i ptysia.
        BOHATER
        Ptysia? Pani prosi o ptysia. Ptyś! Czy pani wie, co to jest samotność?
        DZIEWCZYNA
        Że też w tym kraju każdy kelner jest filozofem i każdy filozof kelnerem.
        BOHATER
        Ile pani ma lat?
        DZIEWCZYNA
        Mam szesnaście albo osiemnaście wiosen. Rozlega się dzwonek.
        BOHATER
        Pani nie widzi człowieka, co? Nie widzi pani, że tu obok umiera człowiek.
        DZIEWCZYNA
        Pan?
        BOHATER
        Pewnie, że nie pani
        Bohater odwraca się twarzą do ściany. Jest chwila ciszy. Może to trwać 1-2
        minuty. Wchodzi Chłop. Jest nie ogolony. Ciemny zarost. Cyklistówka na gtowie.
        Nogawki spodni zawinięte. W rękach trzyma kamaszki.
        CHŁOP zwraca się do Bohatera
        Panie! Bohater nie odwraca się, milczy.
        Panie podchorąży! Bohater milczy.
        Pan się pogniewał na ludzi. Bohater milczy.
        Pan się rozzłościł na cały świat pewnie.
        BOHATER nie odwracając się od ściany Wrona! Jak się masz
        CHŁOP
        Pomalutku, panie podchorąży. Zdjąłem buty. Szkoda butów. Ale żeście mnie wtedy,
        chłopcy, nabrali. Nie trzeba z ludźmi takich żartów robić.
        Bohater nie odwraca się teraz przez kilka odsłon. Może będzie leżał już do końca
        tego opowiadania odwrócony twarzą do ściany.
        CHŁOP
        Zmęczyłem się.
        Siada na krześle i zapala papierosa. Do pokoju wchodzi dwóch urzędników. Jeden w
        cyklistówce, drugi w kapeluszu. Obaj w długich jesionkach, mocno wywatowanych w
        ramionach. Jesionki te to popularny wzór "w jodełkę". Jeden z urzędników wyciąga
        z kieszeni krawiecki "centy metr". Klęka pod ścianą. Kładzie miarę na podłodze.
        Kredą robi kreskę. Od kreski znów przykłada miarę. Drugi idzie za nim i zapisuje
        w notesie.
        URZĘDNIK W CYKLISTÓWCE
        Trzy metry, czterdzieści osiem centymetrów. Urzędnik w Kapeluszu mruczy pod
        nosem i zapisuje w notesie. Urzędnik w Cyklistówce mierzy lokal wzdłuż, w
        poprzek, tak i owak.
        Sześć metrów i jeden milimetr!
        URZĘDNIK W KAPELUSZU idąc przydeptuje poły jesionki. Sześć metrów i jeden
        mikrometr.
        URZĘDNIK W CYKLISTÓWCE wstaje z podłogi
        Jeszcze tylko sufit! Urzędnicy naradzają się. Rachują, mnożą i dzielą. Wychodzą.
        CHŁOP stawia buty na podłodze
        Pan, panie podchorąży, niby czyścił wtedy "parabelkę". Nie wiedział pan, że w
        lufie była kula?
        BOHATER
        Stare historie. Na co to wygrzebujecie, Wrona?
        CHŁOP
        Tego dnia miałem odejść z oddziału. Dostałem nawet od kucharza kilo słoniny i
        świartkę spirytusu na drogę. A pan mi strzelił w brzuch.
        BOHATER
        Czyściłem pistolet.
        CHŁOP
        Pan był wykształcony, ale głupszy pan był ode mnie. Choć miałem tylko siedem
        oddziałów. Politycznie pan był głupszy. Nabrali pana.
        BOHATER
        Rozkaz to rozkaz...
        CHŁOP
        I teraz pan te głupoty jeszcze powtarza.
        BOHATER
        A jak się wam wytłumaczę? Niech to wszystko raz przepadnie! Wchodzi młoda,
        subtelna i prawdopodobnie inteligentna dziewczyna. Ubrana sportowo. Uczesana
        nowocześnie. 'Wyjmuje z torby notesik i ołówek. Chłop pali ^skręta" i patrzy na
        pannę.
        DZIENNIKARKA
        Dziękuję panu, że pan się zgodził.
        BOHATER nie odwracając się od ściany
        Proszę bardzo. Niech pani pyta. Powtarzam się...
        DZIENNIKARKA przysiada na łóżku
        Czy mógłby pan powiedzieć, jakie były początki? Jak doszło do spotkania z muzą?
        BOHATER
        Dosyć wcześnie, bo już w szkole zorientowałem się, że nie nadaję się do niczego.
        DZIENNIKARKA
        Czy chciałby pan nam powiedzieć coś o dzieciństwie?
        BOHATER
        A pani mi o swoim opowie?
        DZIENNIKARKA śmieje się Nie wiem
        BOHATER
        Kiedy pani dowiedziała się, jak powstaje człowiek? Co to jest akt?
        DZIENNIKARKA
        Na poprzednim etapie wierzyłam w bociana. Dopiero odwilż...
        CHŁOP chichocze Taka panienka pewnie myśli, że "to" jest ino do siusiania.
        DZIENNIKARKA dopiero teraz zauważyła Chłopa Przepraszam, nie zauważyłam, że pan
        ma gościa.
        CHŁOP
        Pan podchorąży mnie zabił przez omyłkę. W lesie.
        BOHATER
        Ze wszystkich szpar wychodzą pokrzywdzeni, zabici... Ale wróćmy do rzeczy! Widzi
        pani, ja pani powiem wszystko. Powiem więcej, niż pani potrzebuje do swojego
        wywiadu. Niech pani to wszystko wydrukuje. Wszystko. Nie będę opowiadał o
        przeszłości ani o zamiarach na przyszłość. To właściwie nie istnieje. Ale
        najważniejsze jest to, co dzieje się ze mną w tej chwili. W tym wypadku
        interesuje panią chyba moja osoba, co?
        DZIENNIKARKA
        Oczywiście, pan jest najważniejszą osobą, jeśli chodzi o ten wywiad, przecież
        ten wywiad jest właśnie o panu.
        BOHATER
        No, jeśli to naprawdę jest wywiad o mnie, to ja powiem prawdę. Powiem, co czuję
        i co myślę. Co się ze mną dzieje. Ja, widzi pani, leżę. Chłop kręci gtową i
        śmieje się.
        DZIENNIKARKA
        Słucham pana.
        BOHATER
        Niech pani notuje.
        Do pokoju wchodzi Miody Mężczyzna. Rozgląda się. Spostrzega odwróconego do
        ściany Bohatera.
        MŁODY MĘŻCZYZNA
        Serwus, stary. Opowiem ci historię, że pękniesz ze śmiechu. Czekaj, albo ci
        przeczytam. Zresztą. Słuchaj, mam do ciebie taki romans...
        BOHATER
        Gadaj.
        MŁODY MĘŻCZYZNA
        Pożycz mi sto złotych, oddam w przyszłym tygodniu.
        BOHATER odwraca się od ściany Weź sobie sto złotych, są w portfelu na stole.
        MŁODY MĘŻCZYZNA zaskoczony
        Przepraszam. Strasznie przepraszam. To omyłka. Myślałem, że jestem u Ryszarda.
        Przepraszam pana. Pomyliłem numery (śmieje się) Wie pan, jestem w głupiej
        sytuacji, moja teściowa chciała jechać do swojej córki i obiecałem jej zapłacić
        podróż. Ale przed pierwszym... Strasznie pana przepraszam.
        Bierze sto ztotych z portfela i wychodzi. Wraca, jeszcze patrzy na Dziennikarkę
        i mówi do siebie: "co za nóżki, a piersi!", wychodzi.
        BOHATER do Dziennikarki
        Widzi pani, jestem zbyt prymitywny. Wszystkie nieporozumienia między mną i
        światem wywodzą się z tego, że jestem prymitywny i chcę poważnie traktować
        życie. Taki byłem, bo teraz to nie wiem, jaki jestem. Podobnie jak większość
        ludzi. A już najgorsi są ci, co o tym myślą. Przeklęta gadanina, gdyby ludzkość
        razem ze mną zamknęła na wieki olbrzymią jadaczkę. Niech te dwa miliardy umilkną
        na jeden dzień i wszystko odzyska swój blask. Ze słowami jest o wiele gorzej,
        niż nam się wydaje. Język kłamie myślom, rozumie pani. Pozwoli pani, że zacytuję
        zagranicznego pisarza, filozofa. Nasi miejscowi w tygodnikach gadają tak zawile
        i mądrze, to znaczy oczywiście tak głupio i zawile, że nie sposób ich cytować.
        Uwaga! Cytuję:
        "Jakaż przepaść pomiędzy impresją a ekspresją! Taki już jest nasz ironiczny los
        - żywić szekspirowskie uczucia, a mówić o
        nich językiem sprzedawcy samochodów, wyrostka lub gimnazjalnego profesora..."
        Koniec cytatu!
        Do pokoju wchodzi znów Miody Mężczyzna. Siada przy stole w
        kapeluszu.
        MŁODY MĘŻCZYZNA
        Posiedzę trochę. Jestem zmęczony, (opiera gtowę na dtoni) Wiecie, u mnie w
        środku nic nie ma. Trochę złości na Wacka, że wczoraj powiedział personalnemu,
        że dostałem spadek po ciotce. Wacek, idiota, nie wie, że musiałem pożyczyć na
        kupienie wieńca. Jaki tam wieniec. Z papierowych kwiatów. Co miałem o tym w
        biurze opowiadać. Ciotka zostawiła trochę papierowych rubli z czasów Mikołaja
        II. Wacek niby najlepszy przyjaciel. Idiota. Co go obchodzą moje stosunki
        rodzinne. Zresztą wuj nie był pułkownikiem gwardii cesarza, tylko urzędnikiem
        akcyzy. To wszystko tłumaczyć od początku? A mojego cierpienia to się już nie
        liczy. Spójrzcie na moją rękę, na te moje palce!
        BOHATER ziewa potężnie
        Pewnie zacznie się martyrologia.
        CHŁOP
        Co, panie podchorąży?
        BOHATER
        Gadanie o cierpieniach i torturach.
        CHŁOP
        To nawet nie wiem, że to się tak nazywa... jak to... marynata?
        BOHATER
        Martyrologia, męczeństwo... rozumiecie, Mewa?
        CHŁOP
        Moje przezwisko było Wrona...
        DZIENNIKARKA
        Przepraszam, chciałam... Proszę pana, gdzie tu jest łazienka? Toaleta.
        BOHATER
        Załatwiam się do nocnika.
        DZIENNIKARKA chichocze Coś takiego! No wie pan.
        BOHATER
        Jestem koprofagiem.
        CHŁOP
        Pan podchorąży nic się nie zmienił, zawsze coś wymyśli.
        DZIENNIKARKA
        Przepraszam, ale już muszę wyjść. Mam ważne spotkanie.
        MŁODY MĘŻCZYZNA
        Zaraz. Zwykła przyzwoitość każe wysłuchać, bodaj nieuważnie, kiedy człowiek
        pragnie opowiedzieć o swoich mękach.
        BOHATER
        Namnożyło się różnych nudziarzy. Nie widzi pan, że ta pani chciała usłyszeć coś
        ciekawego, coś dla czytelników tego słynnego kolorowego tygodnika... o tajnikach
        warsztatu twórcy. To są bardzo skomplikowane sprawy. Trudne do zdefiniowania.
        Jeśli chodzi o mnie, to motorem mej pracy była miłość do prostego człowieka.
        Podnieść go, podzielić się, połączyć i podnieść, uszlachetnić przez łzy lub
        śmiech. Przezwyciężyć samotność.
        CHŁOP
        Ja tam myślę, że pan był gorszy śmieć ode mnie, i co pan chce podnosić prostego
        człowieka. Pan jest wygadany, ale bojący się. Niech pan podchorąży się na mnie
        nie gniewa, znam jeszcze gorszych od pana. Jeden taki to przemawia ciągle przez
        radio i pisze. Dawniej to się na tego Żdanowa powoływał w swoich rozprawach, a
        teraz cytuje pannę Pipczyńską i Janka Kiziora. Smrodził ze strachu i powiadał,
        że przełamywał swoją świadomość czy też nawyki drobnomieszczańskie. Niech pan,
        panie podchorąży, o prostych ludziach ani o masach czytelniczych nie gada.
        Prostych ludzi już nie ma w naszym kraju.
        BOHATER
        Dziękuję wam. Wrona! Ale musicie zrozumieć, od wielu lat obracam się między
        ludźmi pewnego gatunku...
        CHŁOP
        To za karę, panie podchorąży, za karę.
        BOHATER
        Chodźcie tu, Wrona, podajcie mi rękę! Wrona wstaje z krzesła i podchodzi do
        łóżka. Bohater całuje go w rękę.
        MŁODY MĘŻCZYZNA
        Więc to już nikogo nie obchodzi. Oni mi kazali rękę w rękawiczce wkładać w
        imadło. I skręcali to imadło...
        CHŁOP macha ręką
        Niech się pan uspokoi. Wszyscy cierpieli, a ci, co nie cierpieli, to będą
        cierpieli. Muszą cierpieć. Taki, co nie cierpiał w naszych czasach, to najgorszy
        bydlak wszechświata. Mnie się zdaje, że nawet jakaś Kim Novak też musiała
        cierpieć... albo będzie cierpiała. To tylko w dawnych czasach szczęśliwi żyli
        obok nieszczęśliwych. W naszych czasach wszyscy muszą cierpieć. Wszyscy równo.
        DZIENNIKARKA
        Są szczęśliwe kraje...
        CHŁOP
        Niech no pani z gazety nie gada byle czego! Miody Mężczyzna wychodzi.
        BOHATER
        Całą pustkę, cały strach współczesnej ludzkości noszę w brzuchu. Czy myślicie,
        że żołądek normalnego człowieka to wytrzymuje? Nie, dostaje się rozstroju. Z
        Kierkegaardem sprawa była dziecinnie prosta. Jego ojciec, stary Kierkegaard,
        ciemny chłop z Jutlandii, straszył ciągle syna piekłem. Ten stary dureń
        zmarnował chłopcu młodość. Nic dziwnego, że Kierkegaard wspominał później z
        żalem o swej młodości, której nigdy nie użył. Później jeszcze jakaś Regina Olsen
        puściła w trąbę naszego myśliciela. Gdyby mu się wtedy trafiła jakaś dobra
        dziewczyna, wszystko by poszło inaczej. Przespaliby się. Przy tym naszego
        filozofa strasznie wyśmiewali w jakimś "Kocyndrze" czy też "Korsarzu". Zmarnował
        się. Przez Reginę Olsen.
        DZIENNIKARKA rozbiera się Wejdę do łóżka, jestem strasznie zmęczona.
        Rozebrana wchodzi do łóżka i okrywa się kołdrą. Po chwili zasypia.
        BOHATER wstaje, chodzi po pokoju
        Prosiliście, Wrona, żeby wam opowiedzieć o Paryżu. Rozumiecie, Wrona, że to
        trudno w kilku słowach. Miasto duże, ładne. Murzyni chodzą elegancko ubrani.
        Czarni. Ale języki mają różowe, języki i dłonie.
        CHŁOP
        Ja już pójdę, panie podchorąży. To niby u nas jest już po rewolucji?
        BOHATER
        Tak, Wrona, zwyciężyłeś.
        CHŁOP
        To ta panienka, co śpi, i ten, co te sto złotych pożyczył, to oni są już nowi
        ludzie? Socjalistyczni.
        BOHATER
        To są sprawy złożone.
        CHŁOP
        Pan podchorąży zawsze się wymigiwał.
        BOHATER
        Właściwie to nie wiem, co dalej robić. Jak się żyje, to trzeba
        jeszcze grać. Trzeba prowadzić kartotekę. Do pokoju wchodzi stary człowiek w
        starym kapeluszu i starym, czarnym, ale czystym ubraniu. Ma długie wąsy.
        Wujek!!
        WUJEK
        Byłem z pielgrzymką w Częstochowie i po drodze zajrzałem do ciebie. A co tu u
        pana?
        BOHATER
        Niech wujek siada. Pewnie wujka nogi bolą. Przecież to przeszło sto kilometrów.
        Niech wujek siada. Dobrze, że wujek mnie odwiedził. Zaraz wujkowi dam wo,dę do
        nóg.
        Bohater wyciąga spod łóżka miednicę, nalewa wodę. Prawdziwą do prawdziwej
        miednicy, z prawdziwego dzbanka, który stoi na stole. Niechże wuj, proszę
        wuja... Zaraz wujkowi...
        WUJEK
        Dziękuję ci, dziecko.
        Wuj zdejmuje kamasze, skarpetki i moczy nogi. Moczy nogi w ciągu całej rozmowy.
        BOHATER
        Widzi wujek, miałem do wujka napisać, ale mówiła Isia, że wujek chory, więc
        pomyślałem, że wujek umarł, {kładzie rękę na ramieniu starego) Strasznie się
        cieszę, ze wujka widzę.
        WUJEK
        Ze starego grata mała pociecha! Z czego się tu cieszyć?
        BOHATER
        Wujek jest prawdziwy. I kapelusz prawdziwy, (zdejmuje Wujkowi kapelusz i kładzie
        na stole) I wąsy prawdziwe, i serce prawdziwe, i myśli prawdziwe. Cały prawdziwy
        wujek. Nawet kamaszki u wujka są prawdziwe. I słowa prawdziwe. I skarpetki
        prawdziwe. Bohater mówi to wszystko z coraz większym uniesieniem.
        WUJEK
        A ty, Dzidku?
        BOHATER
        Ja? Wujku! Niech wujek posłucha. Może to wujkowi coś wyjaśni...
        Do pokoju wchodzi Stary Górnik. Stawia na stole lampkę. Bohater zaskoczony
        wejściem Starego Górnika udaje, że go nie widzi. Zwraca się wyłącznie do Wujka.
        Mówi dużo, ale chyba nie to, co zamierzał powiedzieć.
        Niech wujek siada! Proszę, może się wujek coś napije. Przekąsimy. Wujku.
        Zapomniałem! Mam w domu ćwiartkę. Niech wujek moczy nogi, wody jest dużo.
        Niechże wujek w tej miednicy czuje się jak w domu. Mam już wszystkiego dosyć.
        Wujek nie wie. Wujek nic nie wie, wujku.
        STARY GÓRNIK zwraca się do Wujka Niech pan tego oszusta nie słucha.
        WUJEK
        Dajcie mu spokój. Chłopak ma za swoje. Słuchaj, Dzidek, ty się
        połóż lepiej i prześpij. Jak się dobrze wyśpisz, to wiele rzeczy
        zrozumiesz. Kładź się.
        Bohater w milczeniu kładzie się do lóżka. Okrywa głowę marynarką. Może zasypia.
        Gadaj, człowieku.
        STARY GÓRNIK
        Waszego siostrzeńca spotkałem na dole. To było latem 1951 roku. Albo jesienią
        1950 roku. Ten młody przyjechał do nas i opisywał później różne fajerwerki,
        iluminacje, sztuczne ognie, fontanny kolorowych ogni nad wesołym miastem,
        pewnie, że to była prawda. Te fajerwerki były. Ale on odwiedził naszą kopalnię.
        Zjechali na dół z panienką ze Związku Zawodowego. Ja wtedy ze starego chodnika
        wyciągałem stemple, takie już zgniłe. Trzeba było na czworakach łazić i wlec te
        klocki. Przyszli oni i pytają: Jak się wam powodzi, baczi Janosz?" A ja nie
        odezwałem się ani słowa. Odwróciłem się do nich zadkiem i pokazałem ręką na
        podarte portki. Potem się do roboty zabrałem. Ta siusiumajtka zaczęła coś mu tam
        klarować i gadać, bardzo prędko gadała, pewnie ze strachu. Młody zaśmiał się i
        krzyknął: "szczęść Boże". Poszli dalej.
        WUJEK
        Mówicie, że on się roześmiał?
        STARY GÓRNIK
        Tak.
        WUJEK
        To o nim dobrze świadczy.
        STARY GÓRNIK wyciąga z kieszeni,^imne ognie" choinkowe, zapala je. Trzyma w obu
        rękach po jednym. "Zimne ognie" palą się do końca Opisał to, co się świeciło.
        Jak jakie dziecko albo sroka. (Stary odwraca się do Wujka i pokazuje mu podarte
        na zadku portki, na drugim pośladku jest łata) Tego to on nie opisał.
        WUJEK
        Nie udawajcie dziecka! Dobrze wiecie, jak było. Potraficie tylko komuś
        przysrywać. Nie pamiętacie, jakeście klaskali? Aż wam ręce puchły? Klaskaliście?
        STARY GÓRNIK
        Klaskałem. Bom się bał.
        WUJEK podaje Staremu papierosa
        Zapalimy? Starzy zaciągają się w milczeniu.
        STARY GÓRNIK macha ręką
        Niech śpi... młody, to głupi.
        Wychodzi. Pokój jest pusty. Później przechodzą przez niego różni ludzie. Tak jak
        przez ulicę. Wchodzą jednymi drzwiami, wychodzą drugimi. Idą wolno lub szybko.
        Czytają gazetę. Niosą teczki, siatki, torby. Śmieją się, milczą lub rozmawiają.
        Między nimi mogą (ale nie muszą) być również ludzie, którzy występowali w tej
        sztuce. Troje z tych przechodniów zostaje w pokoju. Kobieta w średnim wieku,
        mężczyzna w średnim wieku i wysportowany miody chłopak (może ma dwadzieścia
        lat).
        KOBIETA
        Jaka to zarozumiałość w takim człowieku! Gadałby i gadał. Musi wytłumaczyć,
        porachować się. A kto ma czas słuchać. Tak jakby on był jeden na świecie. Ważne
        sprawy! Gada, że ważne. Dla mnie ważne.
        CHŁOPAK
        Trawa mowa.
        MĘŻCZYZNA
        Gdyby każdy chciał opowiadać historie swojego życia! Przecież i tak jest tylko
        ograniczona ilość modeli życia przeznaczona dla człowieka.
        Dziennikarka, która do tej pory spala, odrzuca kołdrę. Siada
        na łóżku. Kobieta obejmuje ją. Całują się.
        KOBIETA
        Wyobraź sobie, kochanie, kimonowa suknia z wełny w pepitkę.
        Na przedzie stanika nałożony skośny karczek przechodzący na plecy, krojony z
        długimi wyłogami. Lekko poszerzona spódnica. Do stanika - długa, biała pikowana
        kamizelka ze stojącym kołnierzykiem i kokardą. Spódnica ułożona w przedzie w
        głębokie kontrafałdy. Szew na całej długości pleców. W przodach skośnie
        wpuszczone kieszenie z patkami. Zapinane mankiety i kołnierz z klapami z białej
        piki. Fałda w tyle spódnicy.
        DZIENNIKARKA maluje wargi
        Kochanie, to moda z roku 1954! (.wyciąga notes, zwraca się do przypadkowego
        mężczyzny) Może więc coś o swej lekturze? (uśmiecha się i kokietuje chłopaka) To
        chyba ta najnowsza poezja? Jak to powiedział ten nasz sławny laureat w Paryżu,
        "ludzie to kupa zwierząt, pełzająca po gównie. Ja zakochałem się w samochodzie."
        Co pięć minut bez względu na scenę, sytuację dramatyczną wchodzi wstrętna baba -
        jakaś mieszczanka w średnim wieku, i poirytowanym głosem mówi: "Wacuś,
        ubrudziłeś sobie rączki. Masz majteczki, spodenki ubrudzone. Usiądź na
        słoneczku. Nie nudź babci. Masz brudne rączki."

                                       KONIEC KSIĄŻKI