Akcja noweli toczy się w II połowie XIX wieku w Hottingen, w Szwajcarii.
Tekst nosi podtytuł: Kartka z Hottingen.
Przed godziną dziewiątą rano pod kancelarią gminy zbierają się ludzie. Radca Storch nie spieszy się, wesoło rozmawia z sędzią przed kawiarnią. Nowy budynek gminy wzniosła cała społeczność i jest z niego dumna. Wygląd gmachu świadczy o gospodarności, dostatku i trosce mieszkańców o wspólne dobro.
Tłum przed kancelarią jest swobodny, zrelaksowany, rozmowny. Po wejściu do wnętrza ludzie dzielą się na zainteresowanych licytacją i gapiów. Pierwsi stoją blisko radcy, m.in. powroźnik Sprüngli, właściciel winnicy Dödöli, oberżysta z Mainau, posiadacz piwiarni Kägi Tobiasz, piekarz Lorce, ślusarz Tödi Mayer, kotlarz Kissling, ogrodnik Dörfli, wdowa Knaus. Radca żarliwie mówi o postawie chrześcijańskiego miłosierdzia i trosce gminy o starców i nędzarzy zapisanej w odpowiednich ustawach. Woźny wprowadza starego człowieka, któremu gmina chce „pomóc”. Chodzi o dofinansowanie przez urząd utrzymania starca. W istocie odbywa się licytacja, podczas której zainteresowani obniżają tę stawkę i gmina przekazuje starca temu, kto zechce najmniejszą kwotę. Ludzie nie przychodzą tu z odruchu serca, tylko z wyrachowania – po darmową siłę roboczą.
Przed oczekującymi staje Kuntz Wunderli, schorowany stary tragarz. Jest pochylony, ma drżące ręce, niesprawnie się porusza. Wokół słychać komentarze, że Kuntz do niczego się nie nadaje. Starzec stara się zrobić dobre wrażenie. Został ogolony, ubrany w pożyczone rzeczy, uśmiecha się, cierpliwie odpowiada na pytania, pokazuje zęby, wykonuje zadane ruchy. Zainteresowani bez skrupułów sprawdzają jego zdolność do pracy. Odzywają się do niego pogardliwie, kpią z jego niesprawności.
Wśród zebranych jest syn Kuntza. Stary Wunderli początkowo nie chce trafić do jego domu, ponieważ boi się nieżyczliwej synowej, ale potem zmienia zdanie – chciałby być blisko syna i wnuków. Odbywa się licytacja .Sprüngli domaga się 200 franków dotacji, co wywołuje sprzeciw radcy (musi przecież bać o interesy gminy), kolejni licytujący proponują mniejsze kwoty aż ostatecznie syn Kuntza znacznie obniża stawkę – do 60 franków. Bierze udział w licytacji, bo sam nie jest w stanie wziąć staruszka na utrzymanie, ale nie chce też, by poszedł w obce ręce do ciężkiej pracy. Zostaje przelicytowany przez ślusarza, który jednak nie chce starca, gdy orientuje się, że ubranie nie należy do niego. Żąda 200 franków. Poniżony Kuntz stoi przed ludźmi, którzy śmieją się z niego, szydzą. Kotlarz Kissling komentuje Ecce homo! (Oto człowiek! – słowa Piłata o ubiczowanym Jezusie). Licytację Kuntza rozstrzyga mleczarz Probst, człowiek dobrze zbudowany, bezwzględny, który „zaopatruje się” w pracowników podczas takich licytacji. Wiadomo, że ludzie u niego pracują ponad siły. Ostatni z nich – Häzli – był okrutnie poniewierany i powiesił się. Probst oferuje za wystraszonego Kuntza 125 franków, wyprowadza go i zaprzęga do mleczarskiego wózka obok dużego psa.