Na stronie używamy cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich wykorzystywanie. Szczegóły znajdziesz w Polityce Prywatności.
ZAMKNIJ X

Frankenstein - streszczenie

List Roberta Waltona z Petersburga do jego siostry Małgorzaty Saville mieszkającej w Anglii

Walton pisze o tym, iż postanowił wyprawić się na biegun północny, by dokonać jakiegoś wielkiego odkrycia i zyskać sławę. Bardzo długo przygotowywał się do tej wyprawy. Pisze siostrze, że zobaczą się, jeśli w ogóle, dopiero po bardzo długim czasie. Ma zamiar za dwa lub trzy tygodnie wybrać się do Archangielska.

Drugi list Waltona do Małgorzaty

Robert opowiada, że jest już w Archangielsku, wynajął statek i zatrudnił marynarzy. Narzeka jedynie, że nie ma przyjaciela, który mógłby dzielić z nim jego radości i chwile zwątpienia. Żałuje, że w dzieciństwie nie dość się kształcił, bo teraz odczuwa, iż przydałoby mu się więcej wiedzy z różnych dziedzin. Opowiada o zatrudnionym przez siebie kapitanie. To szlachetny człowiek, który dobrowolnie zrezygnował z ożenku, po tym jak dowiedział się, że jego ukochana pragnie wyjść za innego, choć biednego mężczyznę.

Trzeci list

Walton wysyła list będąc już na morzu. Donosi Małgorzacie, że wszystko idzie dobrze. Ma nadzieję na  powodzenie wyprawy i wielką sławę.

Czwarty list

Robert pisze, iż zdarzył mu się tajemniczy wypadek. Któregoś dnia statek został uwięziony przez wielkie kry lodowe, a marynarze, na jednej z takich ogromnych przestrzeni lodu, dostrzegli pędzące sanie, ciągnione przez psy, i siedzącego w nich dziwnego podróżnika. W nocy lód zaczął pękać. Rankiem na dryfującej krze dostrzegli sanie z jednym psem (reszta z pewnością zginęła), ale podróżny różnił się od tego, którego widzieli poprzedniego dnia. Zabrali go na pokład. Okazało się, że ocalony mówi po angielsku i jest bardzo dobrze wykształcony. Ścigał kogoś, kto siedział w pierwszych, widzianych przez załogę, saniach. Powoli wracał do sił. Robert pisze, że poczuł dla tego człowieka wielką przyjaźń. Z dnia na dzień rozmawiali coraz więcej, chociaż podróżny na początku był bardzo zamknięty. Obiecał Waltonowi, że opowie mu swoją historię, która doprowadziła go do nieszczęścia. On też kiedyś pożądał wiedzy i sławy, ale skończyło się to dla niego tragicznie.

Rozdział I

Wiktor Frankenstein (mężczyzna uratowany przez Waltona)  pochodził z Genewy. Ojciec Wiktora ożenił się po śmierci swojego przyjaciela z jego córką. Wiktor był oczkiem w głowie rodziców, którzy otaczali go wielką miłością i okazywali dużo czułości. Matka miała zwyczaj zaglądania do biednych domów, by trochę wspomóc potrzebujących. Któregoś razu, gdy ojciec wyjechał do Mediolanu, matka zabrała ze sobą syna i poszła z nim do biednej rodziny. Było tam pięcioro dzieci, a wśród nich śliczna dziewczynka, odznaczająca się szlachetnym sposobem bycia. Wieśniaczka wytłumaczyła, że nie jest to jej dziecko. Ojcem dziewczynki był włoski szlachcic, który najprawdopodobniej zginął w walce z Austriakami. Matka Wiktora postanowiła przygarnąć sierotę i tak Elżbieta Lavenza stała się siostrą Wiktora. Chłopiec bardzo mocno ją pokochał i uważał, że dziewczynka należy do niego.

Rozdział II

Rodzina żyła spokojnie w wiejskiej posiadłości w Szwajcarii. Wiktor czuł coraz większe przywiązanie do Elżbiety, ale powoli rozpalała się w nim także miłość do nauki. Miał jednego przyjaciela, Henryka Clervala. Był to chłopiec bardzo oczytany w literaturze średniowiecznej, sam też układał najprzeróżniejsze historie. Marzeniem Clervala było stać się takim jak któryś z bohaterów rycerskich eposów, Wiktor natomiast największy entuzjazm żywił dla nauk przyrodniczych i metafizycznych. W wieku trzynastu lat zetknął się z pismami Alberta Wielkiego (filozof średniowieczny), Paracelsusa oraz Korneliiusza Agryppy (szesnastowieczni alchemicy) i zapalił się dla pomysłu odnalezienia kamienia filozoficznego oraz eliksiru życia. Pomimo tego, iż ojciec wyraził pogardę dla wspomnianych autorów, chłopiec gorliwie ich studiował do momentu, aż w wieku piętnastu lat zetknął się z badaczem, mającym poważne osiągnięcia w naukach przyrodniczych. Głosił on nowoczesne teorie, które przyćmiły w umyśle Wiktora nauki ukochanych autorów. Chłopiec poczuł się rozczarowany i zwrócił się ku studiowaniu matematyki, uważając ją za jedyną naukę posiadającą niezachwiane podstawy.

Rozdział III

Kiedy Wiktor skończył 17 lat, rodzice postanowili, iż wyślą go na uniwersytet do Ingolstadt w Niemczech. Zanim wyjechał, Elżbieta zachorowała na szkarlatynę. Choć groziło to wielkim niebezpieczeństwem, matka Wiktora zdecydowała się sama pielęgnować dziewczynkę. Elżbieta wyzdrowiała, ale po kilku dniach zachorowała jej opiekunka. Przed śmiercią powiedziała dzieciom, że chce, aby w przyszłości się pobrali. Wiktor z ciężkim sercem wyjechał na uniwersytet. Tam poznał profesora Waldmana, który uczył chemii. Chłopak postanowił poświęcić się tej dziedzinie.

Rozdział IV

W ciągu dwóch lat Wiktor poczynił tak wielkie postępy, że był w stanie ulepszać przyrządy chemiczne. Od nauczycieli uniwersyteckich nie mógł zdobyć już więcej wiedzy, tak więc zaczął myśleć o powrocie do domu. Jednak w tym czasie zainteresował się bardzo fizjologią i tajemnicami wszystkich żywych organizmów. Chciał dociec źródła życia. W tym celu postanowił najpierw zaznajomić się ze śmiercią. Pracował wytrwale w prosektoriach i na cmentarzach, obserwując procesy umierania i rozkładania się ciała. Po wielu dość odstręczających studiach udało mu się odkryć tajemnicę. Zdobył zdolność ożywiania materii nieożywionej i postanowił, że stworzy człowieka, któremu da życie. Praca pochłonęła go. Przestał pisać do rodziny, stronił od ludzi, wychudł. Nie mógł się oderwać od swojego zadania, ale nie czuł się szczęśliwy, bo wnętrze trawił mu dojmujący niepokój.

Rozdział V

Pewnej listopadowej nocy Wiktor ożywił stworzone przez siebie ciało. Gdy jednak to zrobił, okazało się, że monstrum jest naprawdę koszmarne, choć jego twórca bardzo się starał, by było piękne. Wybiegł z pracowni i ukrył się w swoim pokoju. Potem wybiegł na ulicę i przez całą noc nie wrócił do mieszkania. Następnego dnia przyjechał Henryk Clerval. Jego ojciec w końcu zgodził się na to, by syn podjął studia uniwersyteckie. Wiktor, pomimo lęku, zabrał go do swojego mieszkania i tam zemdlał. Długo chorował pielęgnowany przez przyjaciela i w czasie choroby majaczył o swoim dziele. Kiedy wyzdrowiał i poczuł, że wróciła mu chęć do życia, Henryk dał mu list od Elżbiety.

Rozdział VI

Elżbieta pisała o tym, jak młodsze rodzeństwo Wiktora podrosło i wydoroślało, a także o Justine, dziewczynce, którą przygarnęła matka Frankensteina. Prosiła go, by jak najszybciej napisał do nich, bo ona i ojciec bardzo niepokoją się jego zdrowiem. Po przeczytaniu listu Wiktor postanowił, że czas wrócić do domu. Kilka miesięcy, które dzieliło go od wyjazdu poświęcił na studiowanie wraz z Henrykiem języków i literatury orientalnej. Odzyskiwał radość życia, choć w głębi duszy nie mógł się cały czas pogodzić z tym, co zrobił. Nie odważył się również opowiedzieć o tym swojemu przyjacielowi.

Rozdział VII

Wiktor otrzymał list od ojca. Spodziewał się, że znajdzie tam wyznaczoną mu przez rodzica datę przyjazdu. Niestety list był smutny. Dowiedział się z niego, że zamordowano jego najmłodszego brata, Williama. Ojciec prosił, by przyjechał jak najszybciej i dzielił ból razem z nimi. Wiktor natychmiast wybrał się w drogę. Gdy jednak zbliżał się do Genewy, opadły go złe przeczucia. Dojechał do miasta po zapadnięciu zmroku, kiedy bramy były już zamknięte. Zatrzymał się więc w pobliskiej wiosce i postanowił sprawdzić miejsce, w którym został zamordowany jego brat. W nocy zerwała się burza. W pewnym momencie Wiktor natknął się na monstrum, które stworzył dwa lata wcześniej i rozpoznał je w świetle błyskawic. Był przekonany, że to właśnie ta istota zabiła jego brata. Kiedy tylko otworzono bramy, pobiegł do swojego rodzinnego domu. Tam dowiedział się od swojego brata Ernesta, że o zamordowanie Williama oskarża się Justine Moritz, dziewczynę przygarniętą przez rodzinę Frankensteinów, ulubienicę Elżbiety. Właśnie tego dnia Justine miała stanąć przed sądem.  Elżbieta nie wierzyła w jej winę. Wiktor zapewniał, że dziewczyna nie popełniła tej zbrodni, ale nie mógł szczerze wszystkiego opowiedzieć, gdyż podejrzewał, że uznano by go za szaleńca.

Rozdział VIII

Wszystkie poszlaki wskazywały na Justine, chociaż nie było mocnych dowodów. Elżbieta próbowała jej bronić w sądzie, ale widać było, że sędziowie już potępili dziewczynę. Wiktor, nie mogąc dłużej znieść rozprawy i własnych myśli, wybiegł z sądu. Następnego ranka dowiedzieli się, że sąd uznał Justine za winną i skazał ją na śmierć. Elżbieta była w rozpaczy, ponieważ mówiono, że dziewczyna przyznała się do zbrodni. Wiktor zawahał się i pomyślał, że może jednak się pomylił i to Justine jest morderczynią. Szybko jednak odsunął od siebie te przypuszczenia. Udał się razem z Elżbietą do więzienia. Justine powiedziała im, że właściwie zmuszono ją do przyznania się: spowiednik cały czas męczył ją, twierdząc, że jest zatwardziałą grzesznicą, która skończy w piekle, ponieważ nie potrafi się nawet przyznać do winy. Elżbieta postanowiła, że spróbuje zmienić tragiczne położenie przyjaciółki. Niestety, pomimo jej starań, następnego dnia Justine zginęła na szafocie. Wiktor nie zdobył się na wyznanie.

Rozdział IX

Po tych wszystkich wydarzeniach rodzina przeniosła się do domu na wsi. Wiktor był w prawdziwej rozpaczy, cały czas pogrążony w smutku. Trawiły go niewyobrażalne wyrzuty sumienia. Ojciec próbował mu wytłumaczyć, że mimo tak strasznych okoliczności, nie powinien pogrążać się w marazmie. Elżbieta odgadywała, że przyjaciela dręczy coś strasznego, ale zrzucała to na karb ciężkich przeżyć ostatniego okresu. Pewnego razu, nie mogąc już dłużej wytrzymać w jednym miejscu, Wiktor wybrał się na wycieczkę w góry, przez które wędrował kilka dni.

Rozdział X

Wiktor postanowił wyruszyć samotnie, by zdobyć jeden ze szczytów Alp. Kiedy u celu rozkoszował się widokiem, nagle dostrzegł, że zbliża się do niego stworzenie, które obdarzył życiem. Frankenstein zaczął wykrzykiwać, że teraz przerwie to nędzne istnienie stworzonego przez siebie demona. Stwór prosił jednak, by Wiktor wysłuchał jego historii. Twierdził, że od początku nie był zły, a jedynie ludzka nienawiść zrobiła z niego okrutnika. Przekonywał, że Wiktor, jako jego stwórca, musi go wysłuchać, bo jest mu winien życzliwość, a nawet miłość, ponieważ monstrum jest dziełem jego rąk. Potwór zagroził, że jeśli tak się nie stanie, będzie on utrapienie ludzi, wyrządzając im wiele zła. Wiktor ostatecznie zgodził się go wysłuchać.

Rozdział XI

Na początku stwór Wiktora ukrywał się w lesie niedaleko Ingolstadt. Powoli uczył się nowych wrażeń, których początkowo nie umiał oddzielać. Z biegiem czasu uczył się jednak odróżniać jedną rzecz od drugiej. Zbierał jagody i pił wodę ze strumyka, ale było mu bardzo zimno. Któregoś razu znalazł palenisko, w którym tlił się jeszcze ogień. Było to wielkie odkrycie, bo dawało nie tylko ciepło i światło po zapadnięciu zmroku, ale ogień wpłynął także na jakość posiłków: jedzenie pieczone w żarze o wiele lepiej smakowało. Potem stwór trafił do wioski. Ludzie wystraszyli się go i przepędzili. Poobijany i poraniony schronił się w szopie przylegającej do jednego z domów. Przez szparę w ścianie podglądał rodzinę złożoną z młodego mężczyzny, młodej kobiety i staruszka. Młodzi wyglądali na zasmuconych.

Rozdział XII

Przez całą zimę stwór podglądał swoich sąsiadów i uznał ich za istoty niezwykle dobre, odnoszące się do siebie z szacunkiem i miłością. Zauważył, że porozumiewają się mową i także pragnął opanować tę umiejętność. Poznawał nowe wyrazy i z trudem je sobie przyswajał. Marzył o tym, że gdy nauczy się mówić, będzie mógł wyjść do nich z ukrycia, a oni go przyjmą. Zorientował się, że dwoje młodych ludzi było rodzeństwem, a starzec ich ojcem. Podpatrzył, jakie Feliks wykonuje prace, i w nocy starał się jakoś pomóc swoim sąsiadom, na przykład zbierając dla nich drwa, żeby młodzieniec nie musiał się już tym trudzić. Stwór widział, że są to ludzie biedni, ale bardzo dobrzy. Rodzina natomiast wierzyła, że pomaga im jakiś dobry duch.

Rozdział XIII

Nastała wiosna. Pewnego dnia do chaty ubogiej rodziny przybyła piękna, młoda pani. Widać było, że sprawiła, iż w domu, wcześniej pogrążonym w melancholii, zapanowała radość. Największe uniesienie widać było po Feliksie, który nazwał ją panią z Arabii. Nieznajoma została z rodzeństwem i ich ojcem. Nie znała ich języka, wiec rodzeństwo regularnie ją uczyło. Dzięki temu i stwór mógł poczynić znaczne postępy w nauce. Feliks czytał Safi (bo tak nazywała się nieznajoma) książkę, z której stwór dowiedział się trochę o historii ludzi, stosunkach panujących między nimi, ich życiu i troskach. Coraz częściej zastanawiał się, kim jest on sam, i z dnia na dzień czuł się coraz bardziej przywiązany do mieszkańców ubogiej chaty.

Rozdział XIV

Stwór w końcu dowiedział się, jaka była niedawna historia poznanej przez niego rodziny. Nosili nazwisko de Lacy i byli we Francji średniozamożnymi i szanowanymi ludźmi. Któregoś razu Feliks był świadkiem niesprawiedliwego procesu przeciwko tureckiemu kupcowi, który dla rządu francuskiego stał się niewygodny. Turka skazano. Feliks postanowił go wyswobodzić. Turek obiecywał mu wielki majątek, ale kiedy Feliks ujrzał jego córkę Safi, zrozumiał, że jedyne czego pragnie to ją poślubić. Jej matka była chrześcijanką i, w sekrecie przed ojcem, nauczyła córkę wiary chrześcijańskiej. Turek obiecał Feliksowi, że odda mu Safi, gdy będzie już wyswobodzony. Młodzieniec wszystko przygotował. Udało mu się wyprowadzić kupca z więzienia i przekroczyć granicę francuską. Turek miał jak najszybciej wrócić do swojego ojczystego kraju. Przed tym jednak Feliks chciał poślubić Safi. W tym czasie władze francuskie odkryły spisek i uwięziły siostrę Feliksa wraz z ojcem. Chłopak nie zwlekając wrócił więc do Francji, miał jednak cały czas nadzieję, że poślubi swoją ukochaną. Okazało się jednak, że Turek w głębi serca nie godził się na ślub i postanowił wywieźć córkę z powrotem do ojczyzny. Kupiec dowiedział się, że rodzinę de Lacy pozbawiono majątku i musiała uchodzić do Niemiec. Przesłał im więc tylko niewielką sumę pieniędzy. Okoliczności zmusiły go do szybkiego opuszczenia Europy. Zamierzał pozostawić Safi pod opieką zaufanego sługi. Wbrew woli ojca, dziewczyna wymknęła się spod nadzoru i odnalazła dom ukochanego.

Rozdział XV

Stwór widział, że od momentu przybycia Safie, rodzina jest bardziej radosna. Wydawało mu się również, że polepszyła się ich sytuacja materialna, ponieważ Feliks z Agatą pracowali mniej, a w wielu zajęciach wyręczała ich służba. Pewnego sierpniowego dnia stwór wyszedł jak zwykle do lasu, by nazbierać drewna dla swoich sąsiadów. Po drodze znalazł tobołek z kilkoma ubraniami i książkami. Były to „Cierpienia młodego Wertera”, „Raj utracony” oraz „Żywoty” Plutarcha. Ucieszony, zabrał to wszystko do swojej kryjówki i zaczął studiować. Dzięki książkom jego wiedza na temat natury ludzkiej i pochodzenia człowieka ciągle się poszerzała, ale to sprawiało, że tym bardzie czuł swoją nędzę i osamotnienie. Jego stwórca uczynił go odrażającym i porzucił. Nikt nie interesował się jego losem. Tak rozmyślając, przygotowywał się do dnia, kiedy przedstawi się swoim sąsiadom. Gdy nadeszła zima, w końcu się zdecydował. Postanowił najpierw porozmawiać ze staruszkiem, kiedy ten będzie sam w domu. Wiedział, że starzec jest niewidomy i dzięki temu nie wystraszy się jego odrażającej postaci. Opowiedział ojcu Feliksa i Agaty, że jest samotny, nie ma przyjaciół i chciałby móc przedstawić się tym, którym służy od kilku miesięcy, jednak boi się, że go odepchną. Starzec obiecał swojemu dziwnemu gościowi, że mu pomoże, ale na to przyszły jego dzieci wraz z Safie. Feliks rzucił się na stwora i zaczął okładać go kijem. Stwór uciekł do szopy.

Rozdział XVI

Stwór pobiegł do lasu. Był wściekły. Poprzysiągł zemstę wszystkim ludziom. Jednak po kilku chwilach zaczął myśleć o tym, że jeszcze nie wszystko stracone, że jeszcze raz musi porozmawiać sam ze starcem. Wrócił wiec do szopy. Tam przez szparę ujrzał Feliksa, który przyszedł do chaty z jakimś człowiekiem. Z ich rozmowy wynikało, że rodzina wyprowadziła się, bo nie chciała zostawać w tym domu ani chwili dłużej. Stwora znowu zalała wściekłość i rozgoryczenie. W nocy spalił pustą chatę i zniszczył wszystkie uprawy. W kieszeni ubrania, które wyniósł z mieszkania swojego stwórcy, znalazł jego dziennik. Postanowił na podstawie informacji z dziennika odnaleźć tego, który dał mu życie. Wybrał się więc w podróż do Genewy. Długo wędrował, a trudy podróży sprawiały, że czuł coraz większą złość. Któregoś razu wyratował dziewczynę z wartkiego potoku. Na to nadszedł mężczyzna i postrzelił go. W stworze znowu wzrosła nienawiść. Gdy dotarł do Genewy, spotkał chłopca, którego pochwycił, by był jego towarzyszem. Chłopiec jednak wyrywał się i krzyczał, więc został uduszony. Stwór zabrał mu z szyi portret kobiety. Potem wszedł do jakiejś stodoły i zobaczył śpiącą dziewczynę. Chcąc dalej siać zło, podrzucił jej portrecik zabrany chłopcu, wiedząc, że to ściągnie na dziewczynę oskarżenia o morderstwo. Zorientował się, że jego mała ofiara należała do rodziny jego stwórcy i cieszył się na myśl o zemście. Potem udał się w góry, gdzie w końcu spotkał Wiktora. Miał do niego tylko jedną prośbę: by stworzył mu towarzyszkę, taką samą, jak on, a wtedy przestanie czynić zło.

Rozdział XVII

Cały dzień stwór przekonywał Wiktora, by spełnił jego prośbę. Frankenstein rozważał wszystkie argumenty. Zwrócił uwagę na to, że na początku jego dzieło było dobre i nie chciało czynić zła, a tylko okoliczności sprawiły, że skłoniło się ku zbrodni i nienawiści. Ostatecznie zgodził się, ponieważ stwór obiecał mu, że po wypełnieniu prośby zniknie z ludzkich oczu na zawsze razem ze swą towarzyszką. Kiedy Wiktor wracał do domu, rozmyślał o swym odrażającym zadaniu.

Rozdział XVIII

Po powrocie do rodziny Wiktor trochę się ożywił. Jego ojciec uznał więc, że nadszedł dobry moment, by nakłonić go do małżeństwa z Elżbietą. Wiktor bardzo tego pragnął, ale zdecydował, że najpierw musi wywiązać się ze swej odrażającej obietnicy, by w spokoju wieść życie małżeńskie. By stworzyć istotę płci żeńskie, potrzebował przestudiować nowe wyniki badań. Najlepsze uzyskiwali uczeni angielscy, zatem Wiktor postanowił udać się do Anglii. Chciał być sam, by w sekrecie wykonać zadanie, jednak Elżbieta zatroszczyła się o to, by towarzyszył mu Clerval. Dwu przyjaciół, po długiej podróży, dotarło do celu.

Rozdział XIX

Przyjaciele przez kilka miesięcy podróżowali po Anglii, zawierając znajomości i poznając kraj. Clerval czuł się niewypowiedzianie szczęśliwy, ale Wiktora dręczyły cały czas czarne myśli. W końcu udali się do Szkocji, by spotkać się z pewnym człowiekiem. Wiktor postanowił, że czas dokończyć dzieło. Zostawił przyjaciela, mówiąc, iż wybiera się na samotną wędrówkę po Szkocji. Ostatecznie trafił na jedną z wysp u wybrzeży Szkocji, na której żyło w nędzy pięcioro ludzi. Wynajął tam chatę i zabrał się do pracy.

Rozdział XX

Możliwe konsekwencje pracy, którą wykonywał Wiktor, coraz bardziej go przerażały. Zastanawiał się, co będzie, jeśli druga istota okaże się jeszcze gorsza i nie zechce podporządkować się umowie, jaką Wiktor zawarł ze swoim pierwszym stworzeniem. Bał się także, iż jego stworzenia mogą zacząć się rozmnażać, co ściągnie nieszczęście na przyszłe ludzkie pokolenia. Pod wpływem tych myśli zniszczył rozpoczęte dzieło. Wtedy zjawił się stwór i poprzysiągł mu zemstę. Zapowiedział, że będzie obecny przy nim w czasie jego nocy poślubnej. Następnego ranka Wiktor otrzymał listy od Clervala oraz Elżbiety, nakłaniające go do powrotu. Spakował się i wsiadł do łodzi, by dostać się na stały ląd. Niestety zasnął, a wiatr zniósł go daleko od obranego kursu. Już myślał, że umrze na morzu, kiedy spostrzegł, iż zbliża się do lądu. Okazało się, że przybił do brzegów Irlandii. Miejscowi powiedzieli mu, że musi się wytłumaczyć ze śmierci pewnego człowieka, który stracił życie poprzedniej nocy.

Rozdział XXI

Świadkowie zeznali, że znaleźli jeszcze ciepłe ciało mężczyzny, a na morzu, niedaleko miejsca zbrodni, widzieli łódkę taką, w jakiej przypłynął Wiktor, z jednym pasażerem, oddalającym się od miejsca zbrodni. Potem zaprowadzono Wiktora, by obejrzał ciało ofiary. Na widok zamordowanego, Frankenstein wpadł w szał, szlochał i przywarł do martwego ciała, które należało jeszcze niedawno do Henryka Clervala, jego przyjaciela. Wiedział, że kolejnej zbrodni dokonał jego stwór. Przez następne dwa miesiące był nieprzytomny i trawiła go gorączka. Ocknął się w wiezieniu. Przez cały okres pielęgnowała go żona jednego z dozorców, zimna i nieczuła kobieta. Trochę współczucia okazywał mu tylko sędzia, Mr Kirwin. Któregoś dnia odwiedził więźnia i powiedział, że przeglądając dokumenty, które Wiktor miał przy sobie w chwili aresztowania, natrafił na listy od rodziny. Niezwłocznie napisał do ojca Wiktora, który właśnie przyjechał zobaczyć syna. Frankenstein bardzo się ucieszył i po rozmowie z ojcem, wracał do zdrowia. Mr Kirwin zorganizował obronę Wiktora, którego ostatecznie oczyszczono z zarzutów. Ojciec i syn postanowili wrócić do Genewy.

Rozdział XXII

Wiktor był słaby. Podróżnicy musieli zatrzymać się na krótki odpoczynek w Paryżu. Tam doszedł do młodego Frankensteina list od Elżbiety. Pisała w nim, że jeśli tylko Wiktor pragnie poślubić inną kobietę, to niech wie, że jego przyjaciółka będzie zawsze szczęśliwa jego szczęściem. Wiktor odpisał, że nikogo bardziej nie kocha niż Elżbiety. Kiedy wrócił do Genewy, rozpoczęły się przygotowania do małżeństwa. Cały czas rozmyślał o groźbie stwora, który mu przyrzekł, że będzie z nim w jego noc poślubną. Wiktorowi wydawało się, że wówczas rozegra się między nimi walka na śmierć i życie i niezależnie od jej wyniku, cała tragedia się zakończy: albo Wiktor zginie i skończą się jego cierpienia albo zginie potwór i Wiktor będzie wolny. Nie przeczuwał, co planuje monstrum.

Rozdział XXIII

Po zawarciu małżeństwa, młodzi udali się w podróż poślubną. Zatrzymali się na nocleg, a kiedy zapadł zmrok, Wiktor z każdą minutą stawał się coraz bardziej niespokojny. Szykował się do ostatecznego starcia. Chcąc zaoszczędzić Elżbiecie potwornego widoku, kazał jej udać się na spoczynek. W pewnym momencie usłyszał krzyk dobiegający z jej pokoju. Gdy do niego wbiegł, było już za późno, a monstrum uciekło. Całkowicie zdruzgotany, pod wpływem lęku o tych, którzy mu jeszcze pozostali, powrócił do Genewy. Ojciec, przygnieciony złą wiadomością, zmarł po kilku dniach. Jedynym celem Wiktora stało się teraz odnalezienie potwora i jak najokrutniejsza zemsta. Zdecydował się nawet udać do sędziego i opowiedzieć całą historię. Urzędnik podejrzewał, że ma do czynienia z człowiekiem szalonym i, chociaż stwierdził, że będzie się starał ująć sprawcę zła, wyznał, iż raczej nie zdoła pomóc Wiktorowi.

Rozdział XXIV

Frankenstein poszedł na cmentarz i na grobach swoich bliskich przysiągł, że będzie ścigał potwora aż do śmierci. Po wypowiedzeniu tych słów, usłyszał w ciemności szyderczy śmiech, a potem zobaczył, jak wróg się oddala. Wyruszył w pościg. Wędrował po śladach przez wiele dni, cierpiąc bardzo. Nie poddawał się jednak, siły czerpał z myśli o zemście. Potwór chciał być ścigany i zostawiał od czasu do czasu znaki dla tropiącego. O wiele lepiej znosił trudy wędrówki i wielką radość sprawiała mu myśl o cierpieniach Wiktora. Tak dotarli na daleką północ. Kiedy Wiktorowi wydawało się już, że dogania swojego wroga, lód zaczął pękać, a morze uniosło go na wielkiej krze. Na szczęście, mówił Wiktor, nadpłynął statek Waltona. Frankenstein zaklinał nowego przyjaciela, by zabił monstrum, jeśli tylko nadarzy mu się okazja.

Dalsza korespondencja Waltona

W kilku listach Walton opisuje siostrze koniec swojej wyprawy i historii Frankensteina. Przez pewien czas statek był uwięziony przez lód. Frankenstein czuł się coraz gorzej, a załodze wydawało się, że wszyscy zginą. Do Waltona przyszło sześciu marynarzy i zażądało obietnicy, że jeśli jakimś cudem lód uwolni statek, natychmiast zawrócą do Anglii. Po pewnym czasie Walton uznał, że musi się zgodzić. Frankenstein zarzekał się, że on nie może wrócić. Lekarz okrętowy ocenił jednak, iż Wiktorowi pozostało tylko kilka godzin życia. Nieszczęśnik ostatni raz porozmawiał z Waltonem i prosił go, by zniszczył stwora, po czym umarł. Walton w wielkim smutku opuścił kajutę. Nagle usłyszał przeraźliwe wycie. Wrócił do miejsca, gdzie leżało ciało przyjaciela i ujrzał monstrum Wiktora, lamentujące nad martwym ciałem. Walton chciał go natychmiast zabić, ale ciekawość i współczucie powstrzymały go. Stwór opowiedział mu, jak bardzo cierpiał dokonując tak straszliwej zemsty. Czuł do siebie odrazę. Powiedział, że teraz już nikomu nie wyrządzi krzywdy, bo jego los się dopełnił. Wyznał Waltonowi, że uda się na najdalszą północ i tam odbierze sobie życie. Po tej rozmowie stwór wyskoczył przez okno kajuty i zniknął w ciemnościach.