Na stronie używamy cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich wykorzystywanie. Szczegóły znajdziesz w Polityce Prywatności.
ZAMKNIJ X

Płaszcz - streszczenie

Bohaterem opowiadania jest Akakiusz Kamaszkin, nędzny urzędnik pracujący w „pewnym departamencie” – tak też określa to miejsce sam narrator. Akcja rozgrywa się w rosyjskim Petersburgu. Poznajemy główną postać w niezbyt przełomowym momencie jej życia, bowiem Akakiusz od samego początku swej kariery zawodowej tkwi na tym samym stanowisku, jakim jest przepisywanie dokumentów i nic nie wskazuje na jakąkolwiek poprawę jego położenia. Wspomniane zostaje jedynie, iż w przeszłości dyrektor placówki, widząc nieprzeciętne, szczere zaangażowanie mężczyzny w wykonywaną pracę, postanowił zaproponować mu mały awans, więc „kazał mu dać coś ważniejszego niźli zwykłe przepisywanie; mianowicie na podstawie gotowego już aktu polecono mu sporządzić jakieś pismo do innego urzędu; rzecz polegała tylko na tym, że trzeba było zmienić nagłówek i przerobić gdzieniegdzie czasowniki z pierwszej osoby na trzecią”. Zadanie to okazało się jednak nieco ponad możliwości nieszczęśnika, który natychmiast poprosił o powrót na swoje poprzednie stanowisko, żeby nadal mógł przepisywać. Istotnie owo zajęcie stanowi prawdziwą pasję Akakiusza, któremu to oddaje się nie tylko w godzinach przebywania w biurze, lecz również w domu przed spaniem.
Jego życie jest niezwykle ubogie, nudne i rutynowe. Nie tylko dlatego, że zarabia zaledwie czterysta rubli miesięcznie, mieszka w nędznej izbie i ledwie stać go na jej opłacenie, jak również gospodyni czy przedmiotów codziennego użytku, jak np. świeczka, herbata bądź świeże koszule – ale przede wszystkim dlatego, że od wielu lat jego rytm dobowy pozostaje nienaruszony. Monotonia wypełniająca jego codzienność nie pozwala na jakiekolwiek odchylenia od normy, odstępstwa od obowiązujących reguł. Rano wstaje zawsze odpowiednio wcześnie, aby zdążyć na czas do pracy. Tam bez pamięci oddaje się przepisywaniu, zapomina o całym świecie, zatraca się zupełnie. Następnie podąża pośpiesznie do domu, aby tam spożyć obiad-kolację, na co składa się kapuśniak i kawałek wołowiny z cebulą. Później zasiada do biurka, zapala świecę, jeżeli jest mu za ciemno, aby kontynuować to, czego nie skończył robić w biurze, a jeżeli nie ma nic do dokończenia, to zawsze potrafi sobie wynaleźć jakieś nowe zadanie. Po tych czynnościach udaje się na spoczynek. Zanim jednak zapada w sen, wpierw dokładnie zastanawia się nad tym, co też dnia następnego spotka go w departamencie, cóż ciekawego będzie musiał przepisać. Samo zastanawianie się nad tym zapewnia mu całą radość życia, narrator informuje bowiem czytelnika o tym, że Akakiusz jest nadzwyczaj nietowarzyskim człowiekiem: „nawet wówczas, gdy wszystko dąży do rozrywki, pan Akakiusz nie oddawał się żadnej rozrywce. Nikt nie mógł powiedzieć, żeby kiedykolwiek widział go na jakiejkolwiek zabawie”.
Nędzny wygląd Kamaszkina oraz stronienie od wszystkich prawdziwych uciech powoduje, że ludzi zaczynają oni wykorzystywać wszelkie słabości tego mężczyzny. Począwszy od strachu, jaki odczuwa on przed nimi, który paraliżuje go w rozmowach i jakichkolwiek kontaktach, jak również braku asertywności, silnego charakteru aż wreszcie po brak możliwości samoobrony. Jednym słowem: Akakiusz nie dość, że daje milczące przyzwolenie na to, aby go poniżano bądź nie zwracano na niego uwagi w ogóle, to jeszcze nie reaguje tak, jak należy w sytuacjach kryzysowych: „w departamencie nie okazywano mu żadnego szacunku. Woźni nie tylko nie podnosili się ze stołków, kiedy przechodził, ale nawet patrzyli na niego, jak gdyby przez poczekalnię przelatywała zwykła mucha. Przełożeni traktowali go jakoś zimno, despotycznie. Byle jaki pomocnik referenta wtykał mu pod nos papiery, nie mówiąc nawet: ‘Proszę przepisać’ albo: ‘Oto ciekawa, przyjemna korespondencja’ lub coś równie miłego, jak to bywa we zwyczaju w eleganckich urzędach. I pan Akakiusz brał, spojrzawszy tylko na papier, nie patrząc, kto go mu podsunął i czy miał do tego prawo; brał i natychmiast przystępował do przepisywania. Młodzi urzędnicy wyśmiewali się z niego i podżartowywali, ile im starczyło dowcipu kancelaryjnego; opowiadali wobec niego najrozmaitsze, wymyślone o nim historie; o jego gospodyni, siedemdziesięcioletniej babie, mówili, że go bije; pytali, kiedy się odbędzie ich wesele, sypali mu na głowę papierki, nazywając to śniegiem”. Wszystkie te zachowania nie świadczą jednak o tym, że Akakiusz jest nielubiany. Wręcz przeciwnie – albo pozostaje komuś zupełnie obojętny, bo niezauważany, albo jest obiektem kpinek, które jednak, w gruncie rzeczy, nie są szkodliwe i bardzo krzywdzące. Istotne jednak w tym, że Akakiusz w ogóle nie reaguje na te żarty – ani gniewem, ani płaczem. Czasami tylko, co jest szczytem jego własnej obrony, pyta się, dlaczego się go krzywdzi, nic poza tym. Jego twarz wówczas przypomina błagające dziecko, wobec czego co poniektórzy dowcipnisie odstępują od niego i w ogóle przestają się nim interesować.
Akakiusz całe życie poświęcił pracy. Nic nie wskazuje na to, by żałował takiego właśnie obrotu spraw. Zdaje się być człowiekiem szczęśliwym, spełnionym. Nie posiada wygórowanych potrzeb, nie w głowie mu zakładanie rodziny (jest na to już, zresztą, nieco za stary) ani drogie rozrywki. Prowadzi proste życie, pozbawione jakichkolwiek uciech i uniesień. Czy tak zupełnie pasuje to temu człowiekowi, nie zostało powiedziane wprost, jednak przynajmniej pozornie wygląda na to, że ze swej „kariery zawodowej” Akakiusz czerpie całkowitą satysfakcję.
Jednak jest w Petersburgu pewien wróg, szczególnie atakujący zimą, którego Gogol nazywa „wrogiem wszystkich urzędników”. Okazuje się, że to mróz – tak bardzo przeraźliwy i uciążliwy. Ci, którzy mogą sobie pozwolić na życie ponad stan, nie odczuwają tego aż tak bardzo, lecz ludzie ubodzy, tacy jak Akakiusz, cierpią jako pierwsi. Nie mogą sprawić sobie należytej garderoby na te zimne dni. Już parokrotnie musiał on wymienić zelówki w tych samych butach, aż zmuszony zostaje do tego, by chodzić po ulicy nader delikatnie, aby przypadkiem na nowo nie naruszyć ich ciągłości. Nie stać go bowiem na nowe, podobnie również z jego płaszczem, który na plecach jest tak przetarty, że nie jest w stanie w żaden sposób grzać. Gdy przychodzi w nim do pracy, jego koledzy śmieją się bezlitośnie, nazywając szynel kapotą. Jest on tak mizerny, że wszyscy namawiają go do wymiany na coś lepszego. Początkowo Akakiusz nic sobie z tych uwag nie robi – płaszcz służył mu przez tyle lat, więc czemu nie miałby służyć nadal? Z czasem jednak sam dostrzega, że sukno w paru miejscach jest tak liche, że wypadałoby je przynajmniej jakoś załatać.
W tym celu udaje się do swego ulubionego krawca, którego zna od dłuższego czasu, Pietrowicza. Wchodzi do jego pokoju przez kuchnię, w której urzęduje gospodyni, która nie zauważa nawet wchodzącego gościa. Urzędnik dostrzega, że przyszedł w nieodpowiednim momencie, bowiem krawiec zdaje się być trzeźwy, a to oznacza dla Akakiusza, że nie zaniży ceny, co zwykł przeważnie czynić w stanie upojenia. Co prawda, po każdej takiej transakcji do Kamaszkina przychodzi żona Pietrowicza, tłumacząc, że mąż nie jest świadomy tego, co mówi, że dlatego wziął za mało. Wówczas Akakiusz wyjmuje dziesięć kopiejek i dodaje do wcześniejszej puli, dzięki czemu i tak wychodzi na swoje.
Pietrowicz pyta się, co sprowadza towarzysza. Akakiusz pokazuje swój szynel. Krawiec przegląda go dokładnie, choć zna doskonale każdy choćby jego najmniejszy zakamarek – niejednokrotnie bowiem pracował nad nim. Zauważa przetarcia na plecach i ramionach, po czym wydaje werdykt: nic więcej się nie da zrobić, nie ma nawet gdzie zaczepić igły. Zdecydowanie lepiej więc zainwestować w nowy płaszcz, który to nawet deklaruje się samodzielnie wykonać. Akakiusz nie przyjmuje takiej wersji do swej wiadomości, wciąż upiera się przy tym, że wystarczy tylko załatać, jeszcze trochę posłuży, a może kiedyś kupi sobie coś lepszego. Pietrowicz pozostaje jednak nieugięty. Urzędnik załamuje się jeszcze bardziej, kiedy z ust krawca pada kwota, jaką należałoby minimalnie przeznaczyć na taki ubiór: sto pięćdziesiąt rubli, a jeśli chciałoby się zainwestować w kołnierz z prawdziwym futerkiem z kuny – wówczas cena ta wzrośnie do około dwustu. Takich pieniędzy Akakiusz nie widział od dawna, więc nie wie sam, co począć. Postanawia wrócić do krawca w niedzielę, kiedy ten prawdopodobnie będzie nad ranem leżeć jeszcze w łóżku, lekko podchmielony. Być może wówczas zgodzi się po raz kolejny załatać przetarcia i wziąć za tę usługę nie więcej niż dwa ruble. Tak też Akakiusz czyni. Pietrowicz jednak nie zmienia swojego zdania. Wówczas urzędnik postanawia, że jeśli nowy płaszcz wyniesie go połowę zaproponowanej przez krawca ceny, czyli około osiemdziesięciu rubli, wówczas mógłby rozważyć tę propozycję.
W domu posiada skarbonkę, w której od lat zbiera miedziane monety, które później zamienia na srebrne. W ten oto sposób uzbierał do tej pory jakieś czterdzieści rubli, a więc jedną drugą potrzebnej kwoty. Nad resztą się więc zastanawia, skąd mógłby ją zorganizować. Przypomina sobie o dodatku świątecznym, jaki dyrektor zawsze ofiarowuje swym wybitnym pracownikom, liczy więc na kolejne tyle pieniędzy. Oprócz tego podejmuje decyzję, że musi odtąd zacisnąć pasa, jeszcze bardziej niż do tej pory: „zaprzestać picia herbaty wieczorem, nie palić wieczorami świecy; jeśliby zaś wypadło coś zrobić, udawać się do pokoju gospodyni i pracować przy jej świeczce; chodząc ulicami stąpać jak najlżej i najostrożniej po bruku i chodnikach, niemal na palcach, żeby nie zdzierać przedwcześnie zelówek; jak najrzadziej oddawać bieliznę do prania; żeby zaś jej nie zapuścić, za każdym razem po przyjściu do domu zdejmować ją i pozostawać tylko w szlafroku bawełnianym, bardzo starym i szczędzonym nawet przez czas”. Ku zaskoczeniu bohatera – dodatek świąteczny wynosi aż sześćdziesiąt rubli, dzięki czemu – włączając w to rozpoczęte oszczędzanie – już po pół roku udaje mu się zebrać odpowiednią kwotę. Wówczas wraz z krawcem wybiera się do sklepów po tkaniny – satynę na podszewkę, natomiast nie mogąc znaleźć nigdzie futerka z kuny, postanawiają zakupić takie samo z kota, równie ciepłe. Za robociznę Pietrowicz życzy sobie zaledwie dwanaście rubli, lecz nie oznacza to, że stara się mniej – wręcz przeciwnie: „wszystko bez wyjątku szyte było jedwabiem, podwójnym drobnym ściegiem, a każdy szew Pietrowicz wygniatał własnymi zębami wyciskając na nim różne esy-floresy”.
Nadchodzi w końcu tak wyczekiwany od dawna dzień. Krawiec przynosi Akakiuszowi gotowy, wykończony szynel. Wygląda pięknie. Urzędnik długo porównuje swój nowy nabytek, z którego cieszy się jak dziecko, ze starą „kapotą”. Wówczas zaczyna rozumieć, dlaczego był on wcześniej obiektem kpinek ze strony jego kolegów z pracy.
Kiedy przychodzi do departamentu w nowym płaszczu, natychmiast wzbudza sensację. Wszyscy tłoczą się wokół niego, aby go obejrzeć, klaszczą w dłonie i gratulują takiej zacnej inwestycji. Domagają się od Akakiusza, by zorganizował z tej okazji jakieś przyjęcie, aby można było święcić to nie lada wydarzenie. Mężczyzna jednak wcale nie ma zamiaru kogokolwiek zapraszać, lecz zostaje przyparty do muru w momencie, gdy któryś z pomocników referenta wychodzi z propozycją, by przyjąć gości u siebie, tym bardziej, że tego dnia obchodzi swoje imieniny. Akakiusz próbuje się wzbraniać, lecz nie ma wyboru, musi przybyć na to spotkanie. Wieczorem wdziewa na siebie szynel i raduje się, że ma przynajmniej okazję do tego, aby móc w nim paradować po mieście. Dociera do odległej kamienicy spóźniony, wszyscy już bowiem rozgościli się w najlepsze. Ponownie wybiegają, aby obejrzeć dokładnie nowy płaszcz Kamaszkina. Później zebrani zasiadają wpierw do stołu, gdzie jedzą pierożki i inne potrawy, zapijając to szampanem, a następnie grają w wista. Akakiusz, nieobyty towarzysko, krąży między nimi nieporadnie i nie bardzo wie, co ze sobą zrobić, jak ułożyć ręce, jak się odezwać, dlatego woli milczeć. Z rozpaczą spostrzega, że dawno minęła już pora jego zasypiania. Kiedy próbuje wyjść, zostaje zatrzymany, więc ostatecznie korzysta z okazji, że wszyscy zajęci są grą, toteż wymyka się niezauważony. Podnosi swój płaszcz, który spadł na podłogę, żeby otrzepać go z pyłu.
Wychodzi na dwór, gdzie panuje straszliwy mróz. Czeka go długa droga.  Na jednym z placów jednak zostaje zaczepiony przez dwóch wąsatych mężczyzn, którzy dają mu mocnego kopniaka, w wyniku czego pada zamroczony. Gdy się budzi, spostrzega, że zabrano mu jego płaszcz! Biegnie do strażnika i pyta go, dlaczego ten w ogóle nie zareagował, na co „stójkowy” odpowiada, że widział co prawda owych mężczyzn, ale sądził, że to znajomi Kamaszkina. Bohater, zrozpaczony, w nieładzie, dociera jak najszybciej do domu, gdzie natychmiast interesuje się nim gospodyni. Poleca udać się nazajutrz do komisarza, odradza pójście do naczelnika, gdyż ten rzekomo wszystkie ważne sprawy odkłada na później. U komisarza nie załatwia jednak nic konkretnego, toteż w pracy ponownie pojawia się w swoje starej kapocie.
Oczywiście wzbudza to ponowne zainteresowanie współpracowników. Niektórzy podśmiewują się z niego, lecz większość wzrusza się jego losem. Ktoś poleca mu udać się do „pewnej znacznej osobistości” (nie jest jednak jednoznacznie powiedziane, kto to taki), który jako jedyny, dzięki swoim wpływom, może przyśpieszyć procedurę poszukiwania i ukarania sprawcy tej haniebnej kradzieży.
    Akakiusz idzie zatem do tego człowieka, jednak dotarcie do jego gabinetu wcale nie jest łatwe: „pomocnik referenta miał składać meldunek referentowi, referent – zastępcy sekretarza albo w razie czego samemu sekretarzowi i żeby już tą drogą sprawa dochodziła do samej osobistości”. O człowieku tym nie wiadomo zbyt wiele – jedynie tyle, że znaczną osobistością stał się dopiero niedawno, że tak naprawdę jest zupełnie ludzką postacią, miłą i wesołą postacią, grającą jednak zupełnie kogoś innego w sytuacjach natury zawodowej, okazując w nich zawsze swoją wyższość.
    Ponieważ nikt z obsługujących nie chce wpuścić Akakiusza do środka, toteż po raz pierwszy decyduje się postawić – grozi, że jest z departamentu, i jeśli nie zostanie wpuszczony, to przyśle kogoś innego ze swego urzędu. Na te słowa sekretarz lęka się, zapowiada gościa u samej „znacznej osobistości”. Ona jednak jest bardzo „zajęta” rozmową z przyjacielem z dawnych lat. Zanim więc Akakiusz może wejść do środka i przedstawić swój problem, mija dużo czasu. Jąka się wówczas i nie umie się porządnie wypowiedzieć. Widząc takiego słabeusza, „znaczna osobistość” postanawia zbesztać go równo, pytając co po chwilę, czy wie on w ogóle, z kim rozmawia, zarzucając poufałość. Akakiusz wychodzi stamtąd z przerażeniem. Tego dnia na dworze panuje wyjątkowy mróz, do tego dochodzi jeszcze niebywały stres, jaki nabył bohater u „znacznej osobistości”, więc po przybyciu do domu szybko dostaje gorączki. Odwiedzający go lekarz przekazuje gospodyni, że długo już nie pożyje. I faktycznie, po kilku dniach Akakiusz umiera. Szybko upomina się o niego departament, kiedy jednak dociera tam informacja o zgonie mężczyzny, dyrektor szybko znajduje innego pracownika na to stanowisko. Zupełnie inaczej w przypadku „znacznej osobistości”, która dowiedziawszy się o śmierci człowieka, którego tak paskudnie potraktowała, zaczęła się martwić i mieć wyrzuty sumienia.
    Jakiś czas później po mieście rozchodzi się plotka, że w nocy grasuje duch, który kradnie ludziom płaszcze. Parę razy próbowano go złapać, jednak bez skutku. Pewnej nocy „znaczna osobistość” – przykładny mąż i ojciec dwojga dzieci, szanowany w środowisku zawodowym – po odbytym spotkaniu towarzyskim planuje udać się do swojej kochanki Karoliny. Po drodze jednak przydarza mu się coś zupełnie niespodziewanego – ktoś zdziera z niego szynel. Odwraca się i spostrzega ducha człowieka, którego kiedyś miał okazję poznać. To przecież Akakiusz! W ten sposób główny bohater mści się na swym „ukrytym” mordercy, gdyż od tego czasu nie słyszy się już więcej o przypadkach kradzieży płaszczy, mających miejsce w Petersburgu.