Opowiadanie rozpoczyna się opisem równiny, na której pracują robotnicy. Równiny bezkresnej i bez żadnych charakterystycznych punktów na horyzoncie.
Robotnicy budują most. Jeden z robotników – Kazimierz - mówi, że gdyby nie to, że jest komunistą, nigdy by tu nie przyjechał, nigdy też tu nie przyjedzie po skończonej pracy. Inny betoniarz – Stefan - mówi, że jak nie pije, to po skończonej pracy urżnie się jak świnia. Zbrojarz Kamiński, człowiek wierzący, twierdzi, że w tym miejscu przestaje się wierzyć w Boga. Narrator wolał milczeć, wychodził tylko nocami patrzeć w gwiazdy. Wszyscy pracujący na budowie znają się na wylot, wiedzą o sobie wszystko.
Narrator opisuje warunki, w jakich mieszkali i pracowali robotnicy. Są to baraki – jesienią było w nich wilgotno, zimą hulały dzikie wiatry. Robotnicy nie myli się ani nie golili. Listonosz, gdy pił, dostarczał gazety z opóźnieniem, nie pomogło tutaj nawet pobicie listonosza. Wszyscy czekali na wiosnę, która była znacznie gorsza od jesieni, kombinezony robotników nigdy nie wysychały, wszyscy mieli gorączkę. Kazimierz wciąż powtarzał, że gdyby nie to, że należy do partii, już dawno uciekłby z placu budowy.
Wszyscy po wiośnie czekali na lato, które okazało się upalne. Wszyscy byli spieczeni, skóra od słońca zrobiła się niemal czarna. Robotnicy z nienawiścią patrzyli na kilka kobiet – to przez kobiety nie mogli chodzić nago. W końcu przestali zwracać na to uwagę. Inżynier, który przybył na inspekcję nie mógł tego zrozumieć. Narrator opowiada, że budowali most, budowali go bez pieśni na ustach i bez ochoty. Budowali go nienawiścią i rozpaczą. Wszyscy przeklinali most.
Wszyscy robotnicy marzyli tylko o końcu budowy, o ostatnim dniu. W końcu zbudowali most, nie było jednak wśród nich tańców, picia i radości. Wszyscy byli zbyt zmęczeni. Na otwarcie mostu urządzono uroczystość – z transparentami, dziećmi, kwiatami. Spiker radiowy mówił do mikrofonu o dumie i radości jaka przepełnia robotników. Wtedy partyjniak Kazimierz podbiega do niego i wyrywa mu mikrofon, krzycząc do mikrofonu: „Gówno!”. To zdarzenie zepsuło uroczystość. Wszyscy poszli spać.
Nadszedł dzień wyjazdu. Podczas gdy most oddalał się coraz bardziej, wśród robotników nie było wybuchów radości, tańców i śpiewów. Wszyscy milczeli. Nagle zrozumieli wszyscy, że ludzie, którzy będą jeździć po tym moście, nigdy nie zastanowią się, jak wiele trudów kosztowało robotników wybudowanie go. Wszyscy zaczęli płakać za mostem, który stał się wspomnieniem i nigdy do niego już nie powrócą.
Robotnicy budują most. Jeden z robotników – Kazimierz - mówi, że gdyby nie to, że jest komunistą, nigdy by tu nie przyjechał, nigdy też tu nie przyjedzie po skończonej pracy. Inny betoniarz – Stefan - mówi, że jak nie pije, to po skończonej pracy urżnie się jak świnia. Zbrojarz Kamiński, człowiek wierzący, twierdzi, że w tym miejscu przestaje się wierzyć w Boga. Narrator wolał milczeć, wychodził tylko nocami patrzeć w gwiazdy. Wszyscy pracujący na budowie znają się na wylot, wiedzą o sobie wszystko.
Narrator opisuje warunki, w jakich mieszkali i pracowali robotnicy. Są to baraki – jesienią było w nich wilgotno, zimą hulały dzikie wiatry. Robotnicy nie myli się ani nie golili. Listonosz, gdy pił, dostarczał gazety z opóźnieniem, nie pomogło tutaj nawet pobicie listonosza. Wszyscy czekali na wiosnę, która była znacznie gorsza od jesieni, kombinezony robotników nigdy nie wysychały, wszyscy mieli gorączkę. Kazimierz wciąż powtarzał, że gdyby nie to, że należy do partii, już dawno uciekłby z placu budowy.
Wszyscy po wiośnie czekali na lato, które okazało się upalne. Wszyscy byli spieczeni, skóra od słońca zrobiła się niemal czarna. Robotnicy z nienawiścią patrzyli na kilka kobiet – to przez kobiety nie mogli chodzić nago. W końcu przestali zwracać na to uwagę. Inżynier, który przybył na inspekcję nie mógł tego zrozumieć. Narrator opowiada, że budowali most, budowali go bez pieśni na ustach i bez ochoty. Budowali go nienawiścią i rozpaczą. Wszyscy przeklinali most.
Wszyscy robotnicy marzyli tylko o końcu budowy, o ostatnim dniu. W końcu zbudowali most, nie było jednak wśród nich tańców, picia i radości. Wszyscy byli zbyt zmęczeni. Na otwarcie mostu urządzono uroczystość – z transparentami, dziećmi, kwiatami. Spiker radiowy mówił do mikrofonu o dumie i radości jaka przepełnia robotników. Wtedy partyjniak Kazimierz podbiega do niego i wyrywa mu mikrofon, krzycząc do mikrofonu: „Gówno!”. To zdarzenie zepsuło uroczystość. Wszyscy poszli spać.
Nadszedł dzień wyjazdu. Podczas gdy most oddalał się coraz bardziej, wśród robotników nie było wybuchów radości, tańców i śpiewów. Wszyscy milczeli. Nagle zrozumieli wszyscy, że ludzie, którzy będą jeździć po tym moście, nigdy nie zastanowią się, jak wiele trudów kosztowało robotników wybudowanie go. Wszyscy zaczęli płakać za mostem, który stał się wspomnieniem i nigdy do niego już nie powrócą.