Narrator opisuje siebie jako człowieka samotnego, skrajnie nieszczęśliwego, czekanie na list to była jego jedyna nadzieja, aby nie czuć się całkowicie nieszczęśliwym. Opisuje następnie swój dom, który znajdował się na przedmieściach miasta, jego pokój był strasznie mały. Na dachu domu chłopcy mieli hodowlę gołębi. Dzieciaki bawią się na podwórku, wszędzie czuć kapustę i mokrą bieliznę.
Czasami stróż upija się i gra na harmonii, na chwilę przerywając monotonię podwórkowego życia. Dzień zaczyna się wcześnie, ludzie wychodzą do fabryki, szewc wymyśla czeladnikowi, tapicer stuka młotkiem – po prostu rutyna życia. Listonosz przyjeżdża tutaj o dwunastej godzinie, wszyscy schodzą się na podwórku i odbierają listy od listonosza. Kiedy już wszyscy poodbierają swoje listy narrator podchodzi do listonosza z pytaniem, czy nie ma i dla niego listu. Listonosz odpowiada, że nie ma i że może jutro będzie.
Rytuał ten powtarzał się przez lata. W tym czasie wszyscy zdążyli się postarzeć, chłopcy od gołębi dorośli, dziewczyny z podwórka również. Narrator, wciąż czekając na list, miał żal do wszystkich, którzy otrzymują listy. Zaczyna wspominać swoje przyjaźnie, swoją wielką miłość do kobiety, swojego przyjaciela, który na pewno napisze do niego list. Narrator uświadamia sobie, że przyjaciel dawno nie żyje. Narrator przekonany o swojej starości każdego dnia ze zdziwieniem witał słońce. Zaczął nienawidzić ludzi dostających listy.
Stwierdzał, że to on przecież czeka na list, to jemu list jest najbardziej potrzebny. Wymienia ludzi otrzymujących listy: rudą dziewczynę, która dostaje listy od narzeczonego, księgowego, który dostaje listy od brata, staruszkę otrzymującą listy od syna z wojska. Narrator wciąż pyta listonosza o list, ten niezmiennie odpowiada, że nic nie przyszło. Listonosz zaczyna
Czasami stróż upija się i gra na harmonii, na chwilę przerywając monotonię podwórkowego życia. Dzień zaczyna się wcześnie, ludzie wychodzą do fabryki, szewc wymyśla czeladnikowi, tapicer stuka młotkiem – po prostu rutyna życia. Listonosz przyjeżdża tutaj o dwunastej godzinie, wszyscy schodzą się na podwórku i odbierają listy od listonosza. Kiedy już wszyscy poodbierają swoje listy narrator podchodzi do listonosza z pytaniem, czy nie ma i dla niego listu. Listonosz odpowiada, że nie ma i że może jutro będzie.
Rytuał ten powtarzał się przez lata. W tym czasie wszyscy zdążyli się postarzeć, chłopcy od gołębi dorośli, dziewczyny z podwórka również. Narrator, wciąż czekając na list, miał żal do wszystkich, którzy otrzymują listy. Zaczyna wspominać swoje przyjaźnie, swoją wielką miłość do kobiety, swojego przyjaciela, który na pewno napisze do niego list. Narrator uświadamia sobie, że przyjaciel dawno nie żyje. Narrator przekonany o swojej starości każdego dnia ze zdziwieniem witał słońce. Zaczął nienawidzić ludzi dostających listy.
Stwierdzał, że to on przecież czeka na list, to jemu list jest najbardziej potrzebny. Wymienia ludzi otrzymujących listy: rudą dziewczynę, która dostaje listy od narzeczonego, księgowego, który dostaje listy od brata, staruszkę otrzymującą listy od syna z wojska. Narrator wciąż pyta listonosza o list, ten niezmiennie odpowiada, że nic nie przyszło. Listonosz zaczyna