Piotr w dalszych słowach opowiada znajomemu, jak wyglądała wyprawa małżonków do wspólnego domu. Najpierw żona nie była zadowolona z karety więc mąż kupił taką, jaką chciała. Niestety z powodu złego samopoczucia żony podróż trzeba było przesunąć. Kiedy wreszcie można było wyruszyć, pakowaniu nie było końca – młoda małżonka zabrała ze sobą nawet kanarka, kotkę z młodymi i myszkę na łańcuszku. Pan Piotr, żeby zmieścić się w karecie, musiał wziąć na kolana część ekwipażu. W trakcie drogi żona urządziła panu Piotrowi prawdziwe przesłuchanie. Pytała, czy ma kucharza, stangreta, pasztetnika, figurki z porcelany. Nawet jeśli uzyskiwała pozytywną odpowiedź, i tak nie była zadowolona. Wszyscy zatrudnieni przez Piotra wydawali jej się wiejskimi prostakami i sugerowała najęcie nowej, odpowiadającej jej gustom, służby.
Kiedy dotarli na miejsce, małżonkę rozczarowała posiadłość Piotra. Uważała, że jest za mała i zbyt skromna. Z lekceważeniem potraktowała służbę, aż szafarzowi Franciszkowi „łzy (...) w oczach stanęły”. Piotr coraz bardziej przerażony żądaniami żony, wyśmiewany przez nią i traktowany pobłażliwie, pozwolił jej czynić, co jej się podoba. Wkrótce żona pozmieniała w domu wszystko. Pojawiły się m.in. „Stoliki marmurowe, zwierściadlane ściany”. Piotr czuł się we własnym domu jak sługa.
Podczas urządzanego przez żonę balu od fajerwerków zapaliła się stodoła. Piotr, który starał się ugasić pożar, naraził się tylko na nowo na pośmiewisko. To wydarzenie ostatecznie przechyliło czarę goryczy i Piotr zdecydował, że wrócą z małżonką do miasta, choć wcale nie uśmiecha mu się miejskie życie. Podsumowuje swoją opowieść zrezygnowany, mówiąc: „Próżny żal, jak mówią, po szkodzie”.