Na stronie używamy cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich wykorzystywanie. Szczegóły znajdziesz w Polityce Prywatności.
ZAMKNIJ X

Wspomnienia z domu umarłych - streszczenie

CZĘŚĆ PIERWSZA

WSTĘP

We wstępie poznajemy głównego bohatera powieści – Aleksandra Gorianczykowa Pietrowa. Był on osiedlonym zesłańcem, który po katordze zamieszkał w syberyjskim miasteczku K. Narrator opisuje także krajobraz Syberii, pełen stepów, gór i nieprzebytych lasów, wśród których leży niewiele małych mieścin, liczących po najwyżej 2 tysiące mieszkańców, drewniane, z dwoma cerkwiami, dobrze zaopatrzone w personel urzędniczy. Na Syberii dobrze się służy – ludzie są prości, a porządki stare. Urzędnicy to zwykle rdzenni Sybiracy albo przyjezdni z Rosji. Narrator opisuje Syberię jako ziemię błogosławioną, znakomitą do spędzenia na niej życia - dobry klimat, dużo bogatych kupców, piękne panienki, dużo zwierzyny do upolowania, znakomite urodzaje...

Aleksander Pietrowicz urodził się w Rosji, jako szlachcic i ziemianin, za zabójstwo żony został skazany na katorgę 2. kategorii: na 10 lat, po upływie kary osiadł w miasteczku K., by tam dokończyć swój żywot. Zarabiał ucząc dzieci. W momencie, gdy narrator go przedstawia, Pietrowicz jest człowiekiem trzydziestokilkuletnim, jest blady i chudy, drobny. Ubrany zawsze schludnie, po europejsku. Raczej stroni od ludzi, a „jeśli go kto zagadnął, patrzył nadzwyczaj pilnie i uważnie, ze skrupulatną grzecznością wysłuchiwał każdego słowa, jak gdyby mu zadawano jakąś zagadkę albo chciano wyciągnąć zeń jakąś tajemnicę, i w końcu odpowiadał jasno i zwięźle, ale tak ważąc każde słowo swojej odpowiedzi, że rozmówcy nagle robiło się jakoś głupio i wreszcie sam był rad z ukończenia rozmowy”. Ludzie mówili o Pietrowiczu, że jest bardzo uczony, wiele czyta i jest nienaganny moralnie. Wszyscy w miasteczku znali jego historię, wiedzieli, że zabił żonę i to już w pierwszym roku ich pożycia, zrobił to z zazdrości, i że sam oddał się w ręce sądu, co znacznie zmniejszyło wymiar kary. Narrator jest bardzo zainteresowany osobą Pietrowicza, kilkakrotnie próbuje go zagadnąć, zaprosić do siebie, jednak bez rezultatów. Później wyjeżdża na 3 miesiące z miasteczka, a gdy wraca, dowiaduje się, że Aleksander Pietrowicz w tym czasie zmarł. Narrator nawiązuje znajomość z gospodynią zmarłego, żeby dowiedzieć się czegoś o życiu, jakie tamten wiódł przed śmiercią. Gospodyni opowiada, że Pietrowicz całymi dniami nic nie robił, chodził tam i z powrotem po pokoju, miesiącami nie otwierał żadnej książki, czasem mówił coś do siebie. Gospodyni przekazała narratorowi papiery, jakie zostały po zmarłym. W większości były to nic nie znaczące ćwiczenia uczniowskie, jednak między nimi narrator znalazł coś bardzo interesującego. Był to opis dziesięcioletniej katorgi, jaką przeszedł Aleksander Pietrowicz, trochę bezładnie napisany, przerywany dziwnymi, chaotycznymi opowieściami, które, jak stwierdza narrator, musiały być pisane w napadzie szaleństwa, jednak sam opis katorgi, który Pietrowicz zatytułował Wspomnienia z domu umarłych,wydał się narratorowi zajmujący, zaczyna więc go czytać.

Dom umarłych

Tutaj zaczyna się pamiętnik Aleksandra Pietrowicza. Opisuje wiezienie, w którym mieszkał, stało ono na skraju twierdzy, przy wale fortecznym, po wale dniem i nocą chodzili wartownicy. Twierdza była w kształcie dużego, nieregularnego sześciokąta.

Znajdował się w nim „osobliwy świat, niepodobny do niczego innego”. Twierdzę stanowiło kilka budynków, szeroki dziedziniec, a po obu jego stronach dwa długie parterowe budynki – koszary. Był jeszcze budynek, który zajmowała kuchnia i następny, w którym mieściły się piwnice, spichrze i szopy. Na środku dziedzińca więźniowie zbierali się codziennie na kontrole i apel. Po zmroku wszystkich więźniów wprowadzano do koszar i tam zamykano na całą noc. Była to „długa, niska i duszna izba, mdło oświetlona łojówkami, o ciężkim, duszącym odorze. W każdej izbie mieściło się kilkudziesięciu skazańców. Wszystkich więźniów było około 250. Byli posegregowani według stopnia zbrodni. Główny trzon stanowili katorżnicy kategorii cywilnej (twardzi katorżnicy). Byli oni pozbawieni wszelkich praw, skazani na 8-12 lat zesłania, później wysyłani na osiedlenie do różnych gmin syberyjskich. Byli też przestępcy kategorii wojskowej, których przysyłano na krótkie okresy, po czym wracali z powrotem do wojska. Istniał jeszcze tzw. „oddział specjalny”, najcięższa kategoria więźniów. Byli to najgorsi zbrodniarze, którzy nie znali terminu zakończenia zesłania, przeważnie był on dożywotni. Ludzie na katordze byli w dużej liczbie wykształceni, ponad połowa była piśmienna. Każdy z nich posiadał jakąś swoją historię, którą czasami można było usłyszeć. Poza tym „[...] można było zauważyć w tej całej dziwnej rodzinie pewien uderzający rys wspólny; nawet najwybitniejsze, najbardziej oryginalne jednostki, które jak gdyby mimo woli królowały nad innymi – nawet one starały się utrafić w ton wspólny. [...] cały ten zespół z nielicznymi wyjątkami kilku niewyczerpanie wesołych ludzi, pogardzanych za to przez resztę, był posępny, zawistny, okropnie próżny, chełpliwy, obraźliwy i w najwyższym stopniu formalistyczny”. Często kłócili się między sobą, rzadko jednak dochodziło do bójek. Wszyscy też okradali się nawzajem, donosili na siebie i nie było to dla innych nic dziwnego, był to normalny obyczaj panujący w koszarach. Za każdą przysługę trzeba było zapłacić. Ludzie zarabiali dzięki swojemu fachowi, jeden gotował, inny szył, jeszcze inny był jubilerem. Kto nie miał fachu, zarabiał handlem albo przemytem alkoholu. Alkohol na katordze był, choć surowo zakazany. Można było go zdobyć za duże pieniądze.

 Pierwsze wrażenia

Praca katorżnicza nie była sama w sobie bardzo ciężka, jednak jej przymus sprawiał, że ona katorżnik odczuwał ją jako bezużyteczną, a tym samym cięższą. Inną udręką katorgi, oprócz pozbawienia wolności, jest przymusowe współegzystowanie z ludźmi, z którymi często normalnie nigdy byśmy nie chcieli mieć do czynienia. Jedzenie było całkiem przyzwoite i w wystarczających porcjach. Więźniowie przez cały swój pobyt na katordze chodzili w kajdanach. Niektórzy, widząc, że Pietrowicz jest nowy, patrzyli na niego przez długi czas krzywo, inni od razu zaczęli mu usługiwać, wietrząc w tym okazję do zarobku. Uczyli go, jak nosić kajdany, uszyli kilka kompletów bielizny... Na katordze było pięciu Polaków – „katorżnicy strasznie nie lubili Polaków, więcej nawet niż zesłańców spośród szlachty rosyjskiej. Polacy (mówię wyłącznie o przestępcach politycznych) traktowali ich z wyrafinowaną, obraźliwą grzecznością, byli nader powściągliwi i w żaden sposób nie mogli ukryć wstrętu, jaki żywili dla więźniów, ci zaś rozumieli to doskonale i płacili pięknym za nadobne”. Obok Pietrowicza miał swe łóżko Akim Akimycz. Nie było rzemiosła na którym by się nie znał – był stolarzem, szewcem, malarzem, ślusarzem... Wyrabiał też różne przedmioty, które sprzedawał na mieście, dzięki czemu miał pieniądze. Pietrowicz często mógł z nim porozmawiać i dowiedzieć się wiele o zasadach panujących w więzieniu. Opowiedział mu również o majorze, który był okrutnym i złym człowiekiem. Na katordze nienawidzono go i lękano się go. Do więzienia przychodziły także kołacznice, które sprzedawały kołacze, ale nie tylko. Jak się okazało, więźniowie, także za pieniądze, zaspokajali z nimi swe potrzeby seksualne.

Pierwsze wrażenia

Pietrowicz opowiada o sposobach kupowania wódki. Wódkę kupowało się w więzieniu od tzw. szynkarzy. Mieli oni cały system handlu alkoholów dobrze rozwinięty, swoich pomocników, nosicieli wódki, osoby do pilnowania drzwi, kiedy więźniowie piją. Rzadko zdarzało się, że osoba przemycająca alkohol zostaje złapana, a jeśli tak – bierze wszystko na siebie, nie zdradza, dla kogo przenosiła alkohol.

Następnie opowiada o więźniu – Gazinie, który gdy się upije, staje się okropny, wszystkich się czepia i wdaje się awantury, rzuca na ludzi z nożem, aż wreszcie trzeba go złapać i pobić do nieprzytomności, żeby zasnął. Następnego dnia, gdy wstaje, nic mu nie jest i nie pamięta już poprzedniej nocy.

Pierwsze wrażenia

Pietrowicz opowiada, jak toczy się życie w koszarach po zamknięciu, opisuje, jak każdy więzień zasiada do swojej pracy, niektórzy grają w karty, inni nic nie robią. Opisuje też, kto znajduje się z nim razem w izbie koszarowej. Są to – dwaj Lezgini, jeden Czeczeniec, trzej degastańscy Tatarzy. Degastańscy Tatarzy byli rodzonymi braćmi. Jeden z nich, Alej, był pięknym, szczerym i dobrodusznym chłopcem, którego nie można było nie lubić. Pietrowicz często z nim rozmawiał, później też nauczył Aleja pisać, za co chłopak był mu bardzo wdzięczny.

Pierwszy miesiąc

Pietrowicz opisuje swoje aklimatyzowanie się na katordze, pierwsze dni w pracy, historie różnych więźniów. Powtarza też, jak olbrzymie znaczenie mają na katordze pieniądze i jak więźniowie są na nie chciwi.

Nowe znajomości – Pietrow

Pietrowicz zaznajamia się z Pietrowem, więźniem przebywającym na oddziale specjalnym. Pietrow często podchodzi do niego podczas spacerów na dziedzińcu, zadaje pytania, jest ciekaw różnych rzeczy. Wstępuje też często do koszar do Pietrowicza. Aleksander Pietrowicz tak go opisuje: „Miał ze czterdzieści lat, a wyglądał na trzydzieści najwyżej. Mówił ze mną zawsze nadzwyczaj swobodnie, traktował mnie najzupełniej jak równego, to znaczy arcyprzyzwoicie i delikatnie.

Jeśli spostrzegł na przykład, że szukam samotności, po paru chwilach pogawędki odchodził natychmiast i za każdym razem dziękował mi za rozmowę, czego nigdy, rzecz prosta, nie robił w stosunku do kogo innego na katordze”. Komitywa ta trwała kilka lat. Pietrow pytał Aleksandra Pietrowicza o osobliwe rzeczy, jak na warunki katorżnicze, na przykład o różne wydarzenia z historii, o zwierzęta, żyjące w odległych krajach... Inni więźniowie zaczęli ostrzegać Pietrowicza przed Pietrowem, mówili, że to największy desperat na katordze, że jest zupełnie nieobliczalny i zdolny do najgorszych czynów. Kiedyś podobno, wezwany na odbycie kary, włożył nóż w rękaw i chciał zabić placmajora, tamtemu jednak udało się szczęśliwie przekazać wykonanie kary komuś innemu i do zbrodni nie doszło. Kiedyś Pietrow ukradł Aleksandrowi Pietrowiczowi „Biblię”, sam jednak uznał to za coś zupełnie naturalnego, wyraził wprawdzie skruchę i przyznał się, ale nie uważał, że okradzionemu należą się za to przeprosiny.

Desperaci – Łuczka

Historia Łuki Kuźmicza, który zabił majora i za to trafił na katorgę.

Izajasz Fomicz – Łaźnia – Opowiadanie Bakłuszyna

Nadchodziły święta Bożego Narodzenia. Cztery dni przed świętami zaprowadzono więźniów do łaźni. Najbardziej cieszył się z tego Żyd – Izajasz Fomicz Bumsztejn. Uwielbiał parzyć się pod wodą aż do zamroczenia, do utraty zmysłów. Pietrowicz przy okazji opisuje jego postać – „jakie pięćdziesiąt lat, chucherkowaty, pomarszczony, z najokropniejszymi piętnami na policzkach i czole, chuderlawy, wątły, o ciele białym jak kurczę. W wyrazie jego twarzy widniało nieustannie niczym nie zachwiane zadowolenie, a nawet błogość. Zdawał się nie żałować bynajmniej, że znalazł się na katordze”. Fomicz był jubilerem i wykonywał dla panów i władz miejskich różne prace, dlatego też żył bogato. Wszyscy go lubili i nikt go nie krzywdził, choć prawie wszyscy mieli u niego długi. Fomicz był jednak bardzo pociesznym człowiekiem i dawał dużo radości współwięźniom. Izajasz Fomicz w każdą sobotę święcił szabat – „z pedantyczną i sztuczną godnością nakrywał w kąciku swój stolik, otwierał księgę, zapalał dwie świeczki i mrucząc jakieś tajemnicze słowa zaczynał przywdziewać swoją szatę [...] Następnie rozpoczynał swe modły. Recytował je śpiewnie, krzyczał, spluwał, obracał się dookoła, wykonywał dzikie i cudaczne gesty...”

W całym mieście były dwie łaźnie publiczne, jedna była dobrze utrzymana, płatna, druga stara, brudna, dla gminu, tam też poprowadzeni zostali więźniowie. Wszyscy cieszyli się, że choć na chwilę wyjdą z twierdzy i zobaczą, co się dzieje w mieście. Pietrow i Bakłuszyn pomagali Aleksandrowi Pietrowiczowi w łaźni rozebrać się, zaopatrzyć w mydło i wodę, umyć się mimo kajdanów – nie było to łatwe dla kogoś, kto wcześniej nie był w łaźni. Trzeba było tez znaleźć dla siebie miejsce, niektórzy płacili za odstąpienie miejsca, łaźnia była tak wypchana, ze więźniowie siedzieli, leżeli pod ławkami, stali... Pietrowicz opisuje łaźnię jako prawdziwe piekło – ścisk, duchota, ludzie potykający się o swe kajdany...

Po powrocie z łaźni, Bakłuszyn opowiada Pietrowiczowi, za co trafił na katorgę. Jest to historia miłosna, o tym jak zakochał się w pewnej Niemce, którą ciotka niestety chciała wydać za bogatego, niemłodego Niemca. Bakłuszyn początkowo pogodził się utratą ukochanej, jednak dowiedział się, że Niemiec wcale jeszcze nie jest bogaty i nie wiadomo, kiedy będzie, w dodatku powiedział Luizie (ukochanej Bakłuszyna), że nie jest jeszcze całkiem zdecydowany, co do żeniaczki z nią i w przyszłości może się rozmyślić. Gdy Bakłuszyn dowiedział się o tym, zastrzelił Niemca. Za to też trafił na zesłanie.

Święta Bożego Narodzenia

Nadeszły święta. Wszyscy na katordze z ich nadejściem stali się jakby bardziej radośni, bardziej uprzejmi dla siebie, wszyscy też starannie się do nich przygotowywali, zakładali nową świeżą odzież, gotowali, piekli. Nadeszła wiadomość o przedstawieniu, które mieli przygotować dla innych więźniów. Wszystkich ta nowina bardzo ucieszyła. Wiadomo było, że Aleksander Pietrowicz da największy datek na przedstawienie, przygotowano też dla niego dobre miejsce z przodu. W koszarach wojskowych z okazji świąt przyjęto kapłana. Kapłan pomodlił się razem z więźniami wojskowymi, a potem obszedł jeszcze całe koszary i pokropił święconą wodą. Katorżnicy z izby Pietrowicza zasiedli zaś do obiadu przy suto tego dnia zastawionym stole. Wielu przy tej okazji się upiło, a później śpiewali do wieczora piosenki. Wybuchło też jak zawsze przy tej okazji kilka kłótni. Po zmierzchu wszyscy położyli się spać.

Przedstawienie

Trzeciego dnia świąt w teatrze odbyło się pierwsze przedstawienie. Pierwsza sztuka nosiła tytuł Fiłatka i Miroszka rywalami, następną miała być Kiedrył – obżarciuch. Około siódmej przyszedł po Aleksandra Pietrowicza Pietrow i razem udali się na przedstawienie. Koszary wojskowe specjalnie były urządzone na czas teatru. Prycze ustawione zostały pod ścianą, tak że środek izby pozostawał wolny. Połowa izby przeznaczona była dla więźniów, druga połowa dla sceny. Kurtyna ze starego płótna, pomalowana farbami budziła podziw więźniów. Przed samą kurtyną stało kilka rzędów ławek i krzeseł, przeznaczonych dla najdostojniejszych gości. Na samym końcu stali więźniowie, w wielkim tłoku. Ludzie wchodzili sobie na karki, leżeli z boku na pryczach, niektórzy wspięli się na piec. Wszyscy byli radośni i podnieceni. Orkiestra grająca do przedstawień składała się z ośmiu muzykantów – dwojga skrzypiec, trzech bałałajek, dwóch gitar oraz bębna. Grano tylko melodie taneczne. Rozpoczęło się przedstawienie. Bakłuszyn grający Fiłatka był świetny w swej roli, bardzo dobrze wczuł się w rolę, widać było, że przemyślał każdy gest. Najbardziej interesujący dla Pietrowicza byli jednak widzowie, ich zachowanie podczas przedstawienia. Całkowicie poddawali się urokowi sztuki, wznosili okrzyki aprobaty, dzielili się swoimi wrażeniami między sobą, dyskutowali z zaangażowaniem. Następnie odegranoKiedryła. Kiedryła grał więzień Pocejkin, który miał niewątpliwy talent, był jeszcze lepszy od Bakłuszyna. Publiczność na sztuce zanosiła się od śmiechu. Później było jeszcze kilka kolejnych scenek, wszystkie zabawne i wesołe. Po przedstawieniu wszyscy niezmiernie szczęśliwi zasnęli spokojniej niż zwykle. Wszystkich, choćby na chwilę, sztuka odmieniła moralnie.

CZĘŚĆ DRUGA

 

Szpital

Tuż po świętach Aleksander Pietrowicz zachorował i został skierowany do szpitala wojskowego. Był to długi, parterowy, żółty budynek. W dziedzińcu szpitala mieściły się zabudowania służbowe i domy dla personelu medycznego. Więźniowie bardzo dobrze wypowiadali się na temat lekarzy, mówili o nich: „Prawdziwi ojcowie!”. Więźniów w szpitalu przebierano w bieliznę szpitalną, dostawali też pończochy, pantofle szlafmyce i grube sukienne kitle. W izbie szpitalnej niewielu było ciężko, obłożnie chorych, którzy leżeli. Większość przechadzała się po sali. W pomieszczeniu panował duszny, szpitalny odór. Pietrowicz opisuje więźniów leżących razem z nim w sali – Czekunow, siwy żołnierz załatwił dla niego herbatę, filiżankę, zaczął mu usługiwać zapewne licząc na jakieś pieniądze, leżący niedaleko suchotnik – Ustiancew nie mogąc wytrzymać tego, jak Czekunow „obskakuje” Pietrowicza, zaczął się z nim awanturować, jednak po chwili musiał przestać, gdyż on akurat należał do ciężko chorych, był w złym stanie, pluł krwią.

Niektórzy chorzy przychodzili bez specjalnego powodu do szpitala, żeby sobie odpocząć, a gdy były wolne łóżka, lekarze zwykle zgadzali się na to.

Pietrowicz opisuje wygląd kitli, które dostawali chorzy – były bardzo brudne, czasem nawet można było na nich znaleźć martwe, zgniecione wszy.

Do izby przychodzili też więźniowie po karze chłosty, aby wyleczyć rany.

Nawet chorzy odbywali karę i przez cały czas zakuci byli w kajdany, Pietrowicz zauważa, jak nonsensowne było to, jeśli chodzi o ciężko chorych, którzy prawie nie mogli się ruszać. Nie byliby w stanie nigdzie uciec, a można by im przynajmniej trochę ulżyć w cierpieniu.

Ciąg dalszy

Obchód izby chorych lekarze robili rano, około 11, a jeszcze jakieś 1,5 godziny wcześniej izbę odwiedzał ordynator. Był nim młody, bardzo uprzejmy i życzliwy lekarz. Cieszył się szacunkiem chorych. Ordynator oglądał każdego chorego, pytał go o samopoczucie, zapisywał leki i odpowiednią dietę. Niektórzy symulują choroby, żeby się dostać do szpitala, często odbywa się to przed pójściem na karę, której więźniowie tak się boją, że zrobią wszystko, by ją odwlec.

Pietrowicz opowiada o poruczniku Żerebiatnikowie, który lubował się wręcz w wymierzaniu kary chłosty – „[...] kochał się namiętnie w sztuce wykonawczej, a kochał się w niej jedynie dla sztuki.” Gdy więźniowie, a robił to każdy przed chłostą, zaczynali prosić go o łaskę, rozmawiał z nimi tak, że więźniom wydawało się przez chwile, że może zmniejszy karę, udawał, że współczuje, a potem podwójnie mocno kazał lać aresztanta. Wymyślał też różne zabawy, żeby urozmaicić sobie moment wykonywania kary, na przykład kazał więźniom biec między kijami, przekonując, że wtedy nie wszystkie trafia w jego grzbiet, oczywiście gdy więzień zaczynał biec i poczuł kije na plecach od razu upadał, co dostarczało uciechy Żerebiatnikowi.

Wspominano też w więzieniu porucznika Smiekałowa i jego nietypowy sposób wymierzania kary. Gdy więzień przychodził na chłostę, Smiekałow siadał na krześle, zapalał fajkę i kazał więźniowi recytować zawsze ten sam tekst. Gdy więzień recytując dochodził do słów: „i na tamtym świecie..”, Smiekałow krzyczał „stój!” a potem sam kończył: „dajże mu po grzbiecie”. Ten dowcip wymyślony przez niego samego bardzo go bawił i zawsze go powtarzał.

Ciąg dalszy

Pietrowicz czyni obserwacje na temat bicia więźniów. Dowiaduje się od nich, że dużo bardziej bolesne jest uderzanie rózgą po plecach niż kijem. Tysiąca rózeg nie jest w stanie wytrzymać nawet człowiek o najmocniejszej budowie ciała, natomiast tysiąc kijów wytrzyma człowiek nawet niezbyt silnej budowy, bez obawy o życie. Wszyscy więźniowie mówili zgodnie, że rózgi są gorsze od pałek.

Życie w szpitalu dłużyło się bardzo i było nudne. Jeśli chodzi o leczenie się, lekko chorzy prawie w ogóle nie zażywali leków, ciężko chorzy z kolei pilnie zażywali swoje mikstury. Więźniowie bardzo lubili kuracje zewnętrzne, jak stawianie baniek, pijawki, okłady, puszczanie krwi. Prosty lud najsilniej wierzy w takie sposoby.

Dzień w szpitalu upływał na opowiadaniach, przekomarzaniu się, kłótniach.

Mąż Akulki (Opowiadanie)

Pewnej nocy Aleksander Pietrowicz budząc się nagle, usłyszał jak dwóch chorych ze sobą rozmawia. Jeden opowiadał drugiemu historię, która sprawiła, że znalazł się na katordze. Opowiadającym był młody więzień, Szyszkow, niespełna trzydziestoletni. Historia dotyczyła dziewczyny z dobrego domu, Akulki, której Filka Morozow, łobuz i pijaczek zupełnie zniszczył opinię w miasteczku. Chcąc wyłudzić pieniądze od jej rodziców, naopowiadał wszystkim, że sypiał z dziewczyną, a rodzicom jej mówił, że teraz już nikt jej nie zechce i żądał od nich coraz więcej pieniędzy za ożenek z nią. Pewnego dnia matka przyszła do Szyszkowa i zaczęła go namawiać, żeby ożenił się z Akulką, że teraz, kiedy dziewczyna jest już tak skompromitowana we wsi, nawet za takiego pijaka jak on rodzina ją wyda i da jeszcze za to pieniądze. Szyszkow ożenil się z Akulką, okazało się też, że dziewczyna jest zupełnie czysta i niewinna, a to, co mówił Filka Morozow, było tylko pomówieniami. Jednak Szyszkow po ślubie ciągle pił i ciągle bił Akulkę. Rodzice dziewczyny błagali go, żeby przestał, ale Szyszkow ciągle wymyślał jakieś powody, by bić żonę. Któregoś dnia, gdy Filka Morozow wyjeżdżał do wojska, ujrzał Akulkę w ogrodzie przed domem i zaczął ją przepraszać za wszystkie krzywdy, które jej wyrządził i mówić, że ją kocha, po czym odjechał. Szyszkow, gdy to zobaczył zapytał dziewczynę, co to miało znaczyć, ona zaś odrzekła, że teraz kocha Filkę Morozowa. Szyszkow wpadł we wściekłość, o świcie zawiózł dziewczynę na pole i tam okrutnie zabił. Podciął Akulce gardło i zostawił ją, aż dziewczyna się wykrwawiła.

Letnia pora

Nadeszła wiosna, zbliżał się Wielki Tydzień. Przed świętami zwolniono z robót więźniów i pozwolono im codziennie chodzić do cerkwi. Podczas Wielkiego Tygodnia więźniowie dostali od dowództwa po jajku i pajdzie słodkiego ciasta. Ludzie z miasta zasypywali ich datkami. Twierdzę znów odwiedził ksiądz.

Po świętach więźniowie wrócili do pracy. Letnie roboty różniły się od zimowych i były cięższe. Więźniowie pracowali na budowie, kopali, kładli cegły, wykonywali prace stolarskie i ślusarskie. Inni chodzili do fabryki robić cegły. Do tej pracy posyłano ludzi niewykwalifikowanych, nie znających się na rzemiośle. Aleksander Pietrowicz także kilka razy pracował w cegielni. Lubił nosić cegły, ponieważ wzmacniał swoją tężyznę fizyczną.

Po więzieniu pewnego dnia zaczęła chodzić pogłoska, ze wkrótce katorgę odwiedzi rewizor. Placmajor więzienia chodził jak na szpilkach, wszystkiego doglądał, pilnował czystości, uczył więźniów jak mają stać i co odpowiadać, gdy zostaną zapytani. Więźniowie knuli między sobą, że złoża skargę na jedzenie, gdy przyjedzie generał. Rzeczywiście, ostatnimi czasy porcje jedzenia na katordze były mniejsze. Jednak, gdy generał przyjechał, wszystko odbyło się szybo i bez problemów, a nikt nic nie zgłosił.

Zwierzęta na katordze

Aleksander Pietrowicz opowiada o zwierzętach, jakie towarzyszyły im w więzieniu. Mieli konia Gniadosza, który jednak zdechł, gdyż był mocno sterany pracą. Dowództwo postanowiło kupić nowego konia. Więźniowie radzili długo nad nowym koniem, każdy wiedział lepiej, jaki będzie dobry i wytrzymały. W końcu kupiono nowego Gniadosza – młodego. Ladnego i krzepkiego konika. Powitano go w twierdzy chlebem i solą. Wszyscy bardzo polubili nowego konia. W czasie pobytu Pietrowicza na katordze, przez więzienie przewinęło się sporo zwierząt – psy, gęsi, kozioł Waśka, a nawet orzeł. Aleksander Pietrowicz wspomina trzy psy – Kulkę, Białasa i Kulasa, którego sam znalazł. Kulasa znalazł jakiś więzień pewnego dnia i widząc jego piękne futro, zabił go dla niego

 

 Zażalenie

Więźniom coraz bardziej doskwierał mały przydział żywności, który ostatnio dostawali. Zaczęli narzekać, że w lecie ciężej pracują, a nie dostają mięsa. Zaczęli się zmawiać, że złożą zażalenie do dowództwa. Niektórzy nawoływali innych, by solidarnie zgłosić skargę, inni odradzali. Wreszcie umówili się, że staną razem w szyku i zgłoszą zażalenie. Aleksander Pietrowicz, nie wiedząc dokładnie, o co chodzi, stanął razem z nimi, aby się nie wyłamywać. Gdy inni to zobaczyli, oburzyli się. Zaczęli pytać, po co tu przyszedł, kazali iść wreszcie do kuchni. Więzień Kulikow podszedł do Pietrowicza i powiedział: „Walczymy tutaj o swoje prawa, Aleksandrze Pietrowiczu, pan tu nie ma nic do roboty. Proszę gdzieś pójść, przeczekać... Wszyscy wasi są w kuchni, niech pan tam idzie”. W kuchni byli Polacy. Był także Akim Akimycz, który był zatwardziałym wrogiem podobnych zażaleń, które burzą ustalone reguły. Także Izajasz Fomicz czekał niecierpliwie zdenerwowany w kuchni. Wytłumaczyli Aleksandrowi Pietrowiczowi, że gdyby oni się to włączyli, ryzykowaliby dużo więcej niż pozostali, że major ich nie lubi i dostaliby srogą karę. Wkrótce do twierdzy wpadł wściekły major, krzyczał, kazał się przyznać podżegaczom, mówił, że weźmie wszystkich pod sąd. Wreszcie wysunięto kilku kozłów ofiarnych jako podżegaczy, a inni się rozeszli. Więźniowie nie zostali surowo ukarani.

Towarzysze

Aleksander Pietrowicz opowiada, że na katordze, zwłaszcza na samym początku, najbardziej ciągnęło go do towarzystwa „swoich”, czyli do szlachty. Najbardziej zbliżył się i najczęściej rozmawiał z Akimem Akimyczem. Akimycz był poczciwym człowiekiem, pomagał Pietrowiczowi swoimi radami. Dalej opowiada o innych szlachcicach rosyjskich – T-kim i B-kim, z którymi jednak utrzymywał mniejsze kontakty.

Na robotach szlachcicom nie dawano żadnych ulg. Raz tylko Aleksander Pietrowicz i B-ki chodzili do kancelarii inżynieryjnej przez trzy miesiące jako pisarze.

Ucieczka

Po odejściu placmajora zaszły w twierdzy gruntowne zmiany – „skasowano katorgę, zastępując ją rotą aresztancką departamentu wojny, na zasadzie rosyjskich rot aresztanckich”. Teraz nie przyprowadzano do twierdzy więźniów na katorgę drugiej kategorii, a wyłącznie więźniów departamentu wojny, czyli na krótkie terminy, do sześciu lat najwyżej. Ale jeśli ktoś wracał ponownie jako recydywista, jak wcześniej dostawał wyrok dwudziestoletni. Starzy katorżnicy cywilni oczywiście zostali do końca swoich wyroków, jednak nie przychodzili już nowi cywilni, od tej pory tylko wojskowi. Oddział specjalny jeszcze funkcjonował i wciąż przysyłano do niego więźniów, dopóki nie otwarto na Syberii najcięższych robót katorżniczych. Życie więźniów nie uległo wielkiej zmianie, zmienił się tylko zarząd.

Pewnego dnia dwaj więźniowie – A-w i Kulikow postanowili uciec z katorgi. Ucieczka bez konwojenta byłaby jednak niemożliwa, musieli go przekupić. Zwerbowano Polaka, który kiedyś już próbował uciec z wojska, ale złapano go, ukarano, a po powrocie do wojska służył gorliwie. Był ambitny, pewny siebie i znał swoja wartość. Jego poprzednią tęsknotę zastąpiła nienawiść i był gotowy na wszystko, dlatego uciekinierze wybrali właśnie jego. Wyznaczyli dzień ucieczki. Najpierw musieli jednak uciec na przedmieście, a tam przebrać się w strój cywilny. Udało im się uciec. Gdy doszło to do władz, wszyscy wpadli w panikę. Przestępcy byli ważni – jeden polityczny, drugi z oddziału specjalnego, za ich niedopilnowanie mogła grozić od władz surowa nagana. Szybko zawiadomiono okoliczne miejscowości o zbiegach,

rozesłano rysopisy, wysłano Kozaków w pościg.

Wśród więźniów powstało poruszenie. Cieszyli się z ucieczki. „Ale chwaty!”- mówili.

Jakieś osiem dni po ucieczce przyszła wieść, że władze wpadły na trop uciekinierów. Wieczorem wiadomość się potwierdziła, wszędzie było słychać, że ujęto zbiegów. Na tę wiadomość więźniowie najpierw się rozgniewali, później zmarkotnieli, a na końcu już kpili z uciekinierów. Tak jak przedtem wynoszono dwóch śmiałków pod niebiosa, tak teraz kpiono z nich okrutnie. Kulikow i A-w dostali stosunkowo niskie kary, bardziej ucierpiał konwojent – Heller, stracił wszystko, dostał dwa tysiące kijów kary i wysłano go do innego więzienia.

Wyjście z katorgi

W ostatnim roku Aleksandrowi Pietrowiczowi lżej było niż na początku. Miał już licznych przyjaciół w więzieniu, wielu z nich było mu szczerze oddanych. Okazało się też, że wśród wojskowych, którzy przybyli do twierdzy, byli znajomi Pietrowicza. Miał też więcej luzu, dostawał książki, mógł mieć więcej pieniędzy. Katorgę miał opuścić w zimie, gdyż w zimie także przybył. Nadszedł ostatni dzień. Wieczorem Aleksander Pietrowicz po raz ostatni obszedł wokół ogrodzenia więziennego, wokół którego przeszedł tyle razy. W dniu wyjścia obszedł wszystkie koszary, żeby pożegnać wszystkich więźniów. Zegnali się z nim przyjaźnie i życzliwie, lecz już nie jak z kolegą, ale jak z kimś z wyższej sfery. Po wyjściu z katorgi poszedł do kowala, który rozkuł mu kajdany. Pożegnał więźniów jeszcze raz i odszedł na wolność, by zacząć nowe życie.