Paradoksalnie w ustach mężczyzny brzmią słowa „Chwali trzeźwość pan Jędrzej, my za nim”, po których następuje raczenie się wódką i winem. Podczas konsumpcji cała kompania jest w bojowych nastrojach – toczą się dyskusje „o miłości ojczyzny, o dobru publicznym”. Każdy z biesiadników jest pełen twórczego zapału, który jednak zaczyna się i kończy tylko na słowach. Kiedy rozmowy zaczynają się robić bardziej zażarte do głosu dochodzą nawet pięści. Konkludując swą wypowiedź mężczyzna stwierdza, że jedynymi profitami płynącymi z uczty były „nudności i guzy, i plastry”.
Na takie podsumowanie odzywa się drugi z mówców, człowiek rozważny i stroniący od alkoholu. Krytykuje nadużywanie trunków wyliczając wszystkie zgubne tego skutki. Najbardziej razi go zwierzęcość ludzi, którzy mimo że posiadają rozum, nie potrafią go używać. Nie neguje tym samym spożywania alkoholu w ogóle. Nazywa go jednym z darów bożych, którego używanie „powinno być w mierze”.
Niestety moralizatorki ton nie budzi posłuchu u rozpasanego hulaki. Kwituje wywód przedmówcy stwierdzeniem „Bądź zdrów! (…) Napiję się wódki”.
Satyra ma na celu ośmieszenie pijaków, pijących bez umiaru a równocześnie ganiących nadużywanie alkoholu. Opis imprez, na których dominuje alkohol wyśmiewa zachowanie pijących – prowadzenie rzekomo intelektualnych rozmów, usprawiedliwianie się przed piciem i rękoczyny. Krasicki napiętnował także głupotę pijaków, bowiem nie używając rozumu podobni są do zwierząt, ślepo oddającym się swoim popędom.
Satyra, mająca budowę dialogu, piętnuje w humorystyczny sposób jedną z głównych przywar polskiego społeczeństwa doby oświecenia – pijaństwo. W okresie, w którym najwyższą wartość stanowiła potęga rozumu, Polacy nadal kierują się sarmackimi przyzwyczajeniami – zamiłowaniem do hulaszczego trybu życia i trunków. Pierwszy mówca to człowiek, dla którego spożywanie alkoholu to codzienność. Zawsze znajduje okazję do świętowania i wychylenia przy tym kilku butelek. Nie powstrzymuje go nawet zły stan zdrowia, spowodowany nadmiernym spożyciem, gdyż jedynym lekarstwem na złe samopoczucie okazuje się być kolejna dawka alkoholu.
Paradoksalnie w ustach mężczyzny brzmią słowa „Chwali trzeźwość pan Jędrzej, my za nim”, po których następuje raczenie się wódką i winem. Podczas konsumpcji cała kompania jest w bojowych nastrojach – toczą się dyskusje „o miłości ojczyzny, o dobru publicznym”. Każdy z biesiadników jest pełen twórczego zapału, który jednak zaczyna się i kończy tylko na słowach. Kiedy rozmowy zaczynają się robić bardziej zażarte do głosu dochodzą nawet pięści. Konkludując swą wypowiedź mężczyzna stwierdza, że jedynymi profitami płynącymi z uczty były „nudności i guzy, i plastry”.
Na takie podsumowanie odzywa się drugi z mówców, człowiek rozważny i stroniący od alkoholu. Krytykuje nadużywanie trunków wyliczając wszystkie zgubne tego skutki. Najbardziej razi go zwierzęcość ludzi, którzy mimo że posiadają rozum, nie potrafią go używać. Nie neguje tym samym spożywania alkoholu w ogóle. Nazywa go jednym z darów bożych, którego używanie „powinno być w mierze”.
Niestety moralizatorki ton nie budzi posłuchu u rozpasanego hulaki. Kwituje wywód przedmówcy stwierdzeniem „Bądź zdrów! (…) Napiję się wódki”.
Satyra ma na celu ośmieszenie pijaków, pijących bez umiaru a równocześnie ganiących nadużywanie alkoholu. Opis imprez, na których dominuje alkohol wyśmiewa zachowanie pijących – prowadzenie rzekomo intelektualnych rozmów, usprawiedliwianie się przed piciem i rękoczyny. Krasicki napiętnował także głupotę pijaków, bowiem nie używając rozumu podobni są do zwierząt, ślepo oddającym się swoim popędom.