Poznajemy historię Marii od wczesnego dzieciństwa. Jej ojciec jest komiwojażerem, matka krawcową, mieszka w małym brazylijskim miasteczku Nordeste. Maria od dziecka marzyła, że spotka kiedyś księcia z bajki, który zabierze ją ze sobą na podbój świata.
Po raz pierwszy dziewczyna zakochała się, gdy miała 11 lat. Chłopak chodził do tej samej szkoły co ona i codziennie spotykali się w drodze do szkoły, choć nie zamienili ze sobą ani słowa. Któregoś poranka wreszcie podszedł do Marii i poprosił ją o ołówek. Dziewczyna nie odpowiedziała, udała, że jest obrażona zaczepką i przyspieszyła kroku. Zrobiła to dlatego, że gdy zobaczyła, jak chłopak się zbliża, była przerażona. Bała się, że jej uczucie wyjdzie na jaw. Chłopak nigdy więcej już się nie odezwał. Nadeszły wakacje. Maria codziennie tęskniła za chłopcem. Po wakacjach pomyślała, że ona pierwsza do niego podejdzie. Niestety, chłopaka już nie było - wyjechał.
Minęły trzy lata. Maria zaczęła prowadzić pamiętnik. Gdy miała 15 lat zakochała się w chłopaku, którego poznała na procesji podczas Wielkiego Tygodnia. Zostali przyjaciółmi, chodzili razem do kina i na tańce. Chciała zostać jego żoną i zamieszkać w domu z widokiem na morze. Przeżyła swój pierwszy pocałunek. Jednak trzy dni później zobaczyła, jak chłopak trzyma za rękę jedną z jej przyjaciółek. Maria udawała, że jej to nie dotknęło, ale przepłakała całą noc.
Pewnego dnia, gdy Maria została sama w domu, zaczęła oglądać swoje ciało i je dotykać. Odkryła masturbację i przeżyła w ten sposób swój pierwszy orgazm. Odtąd robiła to regularnie, doznając wielkiej przyjemności. Jednocześnie coraz mniej pewnie czuła się w obecności mężczyzn. Zakochała się jeszcze trzeci i czwarty raz, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie i związki się kończyły. Dziewczyna doszła do wniosku, że mężczyźni przynoszą tylko cierpienia i rozczarowanie.
Upływały lata dojrzewania Marii. Stawała się coraz piękniejsza, jej uroda przyciągała mężczyzn. Spotykała się z nimi, ale postanawiając, że już nigdy się nie zakocha. Podczas jednego z takich spotkań straciła dziewictwo na tylnym siedzeniu samochodu. Nie poczuła nic, oprócz bólu.
Po ukończeniu szkoły średniej, 19-letnia dziewczyna znalazła pracę w sklepie z tkaninami. Właściciel zakochał się w niej. Maria wykorzystywała to, że mężczyzna zrobiłby dla niej wszystko, była dla niego czarująca, ale nie pozwalała się dotknąć. Trzymając właściciela na dystans dostawała podwyżki i zaoszczędziła dość sporo pieniędzy. Postanowiła za nie zafundować sobie tydzień wakacji w Rio de Janeiro. Szef chciał towarzyszyć jej w podróży i pokryć wszystkie wydatki, ale Maria okłamała go, że zatrzyma się u kuzyna. Zmartwiony sprzedawca dał za wygraną, postanawiając, że zaraz po powrocie dziewczyny oświadczy się jej.
Maria po dwóch dobach w autobusie dotarła na miejsce. Wynajęła hotel piątej kategorii i zaraz ruszyła na plażę. Zwracała uwagę mężczyzn, którzy uśmiechali się do niej, zaczepiali ją i zapraszali na drinka. Mężczyzna, który nie mówił w języku portugalskim, postawił jej mleczko kokosowe, a później zaprosił na kolację. Maria zgodziła się, pod warunkiem, że w czasie kolacji będzie im towarzyszył tłumacz. Powiedziała też, że nie ma odpowiedniego stroju, mężczyzna wziął adres jej hotelu i wieczorem czekała na Marię piękna, droga suknia. Poczuła, że rozpoczyna się jej wielka przygoda, że dostała szansę od losu. Tłumacz podczas kolacji powiedział jej, że obcokrajowiec jest właścicielem nocnego lokalu w Szwajcarii i szuka Brazylijek chętnych do pracy. Szwajcar podczas kolacji pokazał Marii katalog z wycinkami zdjęć dziewczyn w bikini. Pod koniec spotkania umówili się na następny dzień na plaży. Mężczyzna nie składał jej żadnych nieprzyzwoitych propozycji. Nazajutrz podpisali wszystkie niezbędne dokumenty, Maria zgodziła się wyjechać do Szwajcarii i pracować jako tancerka. Obiecano jej, że będzie zarabiać pięćset dolarów tygodniowo. Dziewczyna nie chciała jechać do Szwajcarii bez pożegnania z rodziną, ale obowiązywała ją już teraz umowa i nie chciano puścić jej do Brazylii. W końcu mężczyzna zgodził się i pojechał razem z Marią.
Miasteczko z zaskoczeniem przyjęło wiadomość, że dziewczyna wyjeżdża do Europy, by stać się gwiazdą. Matka była dumna z córki. Powiedziała Marii: „Lepiej być nieszczęśliwą z bogatym mężem niż szczęśliwą z biednym”. Maria poszła też do sklepu, w którym pracowała, aby złożyć rezygnację. Właściciel sklepu podarował jej łańcuszek z medalikiem Matki Boskiej Łaskawej. Powiedział, że kościół pod jej wezwaniem znajduje się w Paryżu i aby poszła tam i poprosiła o opiekę. Powiedział też, że jeśli dziewczyna wróci kiedyś do Nordeste, będzie na nią czekał. Powiedział, że ją kocha.
Maria szybko załatwiła paszport i pozwolenie na pracę i następnego dnia odlecieli do Szwajcarii. Po dotarciu na miejsce ogarnął ją strach. Czuła się wycieńczona, zachowanie Rogera (Szwajcara) też się zmieniło, nie starał się już być miły. Mężczyzna umieścił ją w podrzędnym hoteliku i przedstawił młodej Brazylijce – Vivian. Kobieta kazała Marii pozbyć się złudzeń. Powiedziała, że zarabia się bardzo marne pieniądze i trzeba pracować rok, aby nazbierać na bilet powrotny do domu. Powiedziała też, że nie będzie jej wolno rozmawiać z klientami, gdyż każda kobieta, która wychodzi za mąż naraża Rogera na straty finansowe. Maria postanowiła jednak się nie załamywać, przyjęła postawę poszukiwacza przygód. Przez pierwsze dwa tygodnie rzadko wychodziła z pensjonatu, zwłaszcza, że w mieście nie rozumiała ani słowa. Zdecydowała, że jeśli chce coś osiągnąć, musi nauczyć się tamtejszego języka.
Zapisała się na kurs języka francuskiego. Poznała ludzi różnych narodowości i w różnym wieku. Zaczęła chodzić po mieście, smakowała czekoladę, ser, którego jeszcze nigdy nie jadła. Po trzech miesiącach zakochała się w Arabie, który chodził z nią na kurs. Po trzech tygodniach romansu, kochanek zabrał ją na wycieczkę w pobliskie góry i nie poszła do pracy. Została zwolniona za dawanie złego przykładu innym dziewczynom. Maria dowiedziała się od swojego przyjaciela Araba, że w Szwajcarii zatrudnienie jest obwarowane bardzo rygorystycznymi przepisami i dziewczyna, broniąc się przed zwolnieniem może wykorzystać argument, że zmuszano ją do niewolniczej pracy, zatrzymując większą część jej wynagrodzenia. Wróciła do biura i wykorzystała te argumenty, dorzucając słowo adwokat. Dostała pięć tysięcy dolarów odszkodowania. Mogła teraz spotykać się z arabskim kochankiem, postanowiła też się z nim ożenić. Nie pasowało jej wprawdzie przejście na inną wiarę i chodzenie w chustce na głowie, ponieważ jednak był bogaty, postanowiła się z tym pogodzić.
Jednak Arab pewnego dnia zniknął. W głębi duszy Maria cieszyła się, że nie musi się wypierać swojej wiary. Postanowiła zostać modelką. Wynajęła mały pokój i od razu zaczęła odwiedzać agencje mody. Dowiedziała się, że musi mieć profesjonalne zdjęcia. Wydała więc sporą część oszczędności na fotografa. Pozowała w różnych strojach i bikini. Kupiła telefon komórkowy i przez następne dni czekała, aż ktoś się odezwie. Jednak telefon milczał. Maria, aby poćwiczyć francuski, postanowiła zapisać się do biblioteki.
Bibliotekarka wydała jej się bardzo miłą osobą. Poleciła jej Małego księcia. Książka bardzo jej się spodobała, od tej pory stała się stałą bywalczynią biblioteki. Przestała też już co 5 minut patrzyć na telefon. I gdy wydała swoje ostatnie pieniądze, telefon wreszcie zadzwonił. Dowiedziała się, że pewien Arab, wysoko postawiony w świecie mody, zainteresował się jej zdjęciami i chce zaprosić ją do udziału w pokazie. Została umówiona na spotkanie w restauracji. Spotkała tam dojrzałego mężczyznę, eleganckiego i przystojnego. Arab zaproponował jej drinka u niego w hotelu. Powiedział, że dostanie za to tysiąc franków. Maria zaczęła zastanawiać się, czy agencja wiedziała o jego zamiarach. Poczuła się nagle bardzo samotna i wybuchnęła płaczem. Arab dał znać kelnerowi, żeby przyniósł rachunek, jednak Maria go powstrzymała. Poprosiła, żeby pozwolił jej popłakać i nalał jeszcze wina. Wreszcie zgodziła się ma propozycję mężczyzny i poszła z nim do hotelu. W tym momencie dawna, grzeczna Maria umarła. Poszła z Arabem do pokoju, wypiła butelkę szampana i rozłożyła nogi. Później wzięła prysznic, wróciła do mieszkania taksówką i zasnęła kamiennym snem. Następnego dnia Maria chodząc po mieście, rozmawiała z ludźmi, przypatrywała się manifestacji uchodźców i myślała o swoim życiu. Postanowiła pójść na ulicę Berneńską, o której słyszała jeszcze pracując u Rogera. Nie mogła teraz wrócić do Brazylii, bez żadnych oszczędności i pieniędzy na dom dla matki.
Następnego dnia poszła do biblioteki i zażyczyła sobie książek o seksie. Jeśli zamierzała pracować w tym zawodzie, musiała dowiedzieć się czegoś więcej. Niestety nie znalazła tam nic ciekawego, tylko teoretyczne rozprawy naukowe. Następnie kupiła stroje, które wydawały jej się zmysłowe i seksowne i udała się na ulicę Berneńską. Wybrała na chybił trafił bar o brazylijskiej nazwie „Copacabana”. Podeszła do barmana, który od razu domyślił się, że szuka pracy. Wyjaśnił dziewczynie, jakie są zasady. Stawka od klienta wynosiła 350 franków, z czego 50 wędrowało do kieszeni właściciela (Milana). Zwykle w czasie jednej nocy obsługiwało się 3 klientów. Maria miała siedzieć przy stoliku i czekać aż przyjdzie do niej mężczyzna i zapyta, czy napije się drinka. Maria mogła powiedzieć tak lub nie, jednak nie powinna odmawiać więcej niż jeden raz jednego wieczoru. Dziewczyna musi zamówić koktajl owocowy, nie może pić alkoholu. Następnie, jeśli mężczyzna poprosi ja do tańca, może zatańczyć. Później zwykle mężczyzna zaprasza kobietę do hotelu. Nie można chodzić do prywatnych rezydencji i do hoteli poniżej 5 gwiazdek.
Maria zaczęła jeszcze tego samego wieczoru. Po jakimś czasie stanął przed nią trzydziestoletni mężczyzna w mundurze pilota. Zapytał czy może postawić jej drinka. Dziewczyna zgodziła się. Chwile porozmawiali, potem zatańczyli. Następnie poszła z nim do hotelu, zainkasowała 350 franków, wzięła prysznic i wyszła. Czuła się, jakby nie była sobą, tylko kimś innym, kto mieszka w jej ciele, kto odprawia mechanicznie jakiś rytuał. Wróciła do baru, miała jeszcze jednego klienta, a później właściciel zwolnił ją do domu, gdyż tego dnia był niewielki ruch. Maria udała się na piechotę do mieszkania. W drodze nie myślała o niczym, czuła się jak w transie. Nadal pisała pamiętnik. Tydzień później zapisała w nim:
„Gdy nazajutrz przyszłam do „Copacabany”, patrzono już na mnie z większym szacunkiem – zapewne wiele dziewcząt pojawia się tam na jeden wieczór i nie wraca nigdy więcej. Ta, która wraca, staje się kimś w rodzaju sprzymierzeńca, towarzysza podróży, bo może zrozumieć powody – a raczej brak powodów – dla których wybrało się taki sposób na życie. Wszystkie te dziewczyny marzą o mężczyźnie, który odkryłby w nich prawdziwą kobietę, zmysłową przyjaciółkę. Ale wiedzą, że to płonne nadzieje. Muszę pisać o miłości. Muszę myśleć i pisać o miłości – inaczej moja dusza tego nie zniesie”.
Maria cały czas próbowała stać się najlepszą w swoim fachu, żeby w krótkim czasie dorobić się dużych pieniędzy. Szukała też usprawiedliwienia dla tego, co robi. Nie potrafiła go jednak znaleźć. Kobieta dowiedziała się, że do jej baru przychodzą też tzw. „klienci specjalni”, nie wiedziała jednak jeszcze, co to określenie znaczy. Poznała też kilka sztuczek, takich jak to, żeby nie pytać klienta o życie prywatne, uśmiechać się, jęczeć podczas orgazmu.
Minęło sześć miesięcy. „Copacabana” był to jeden z najdroższych lokali przy ulicy Berneńskiej, przychodzili tam głównie dyrektorzy firm i wysoko postawieni urzędnicy. Wiek prostytutek wahał się miedzy 18 a 22, po dwóch latach przechodziły do gorszych lokali. Gdy przybywało im lat, ich cena spadała. Marii nigdy nie interesował wiek czy wygląd mężczyzn, z którymi szła do łóżka, najważniejszy był zapach. Nie znosiła tanich wód toaletowych i niechlujstwa. Wielu klientów nie przychodziło po to, by się z nią kochać, tylko żeby porozmawiać. Skarżyli się na pracę, na żonę, na samotność. Maria zaczęła nawet wypożyczać i czytać książki o problemach małżeńskich, psychologii, aby móc udzielać lepszych rad klientom. Po sześciu miesiącach nie miała sobie równych, zdobyła wierną klientelę, co budziło zawiść, ale też podziw u innych dziewczyn. Odłożyła w tym czasie 60 tysięcy franków, jadała w lepszych restauracjach, zaczęła myśleć o przeprowadzce do większego mieszkania.
Marię niewiele obchodziło, jaki mężczyźni mieli stosunek do kobiet. Chciała tylko przetrwać kolejne 6 miesięcy i z pokaźną suma na koncie wrócić do Brazylii. Przeprowadziła się do wygodniejszego mieszkania. Najbardziej dbała o to, by się nie zakochać. W czasie tych miesięcy otrzymała wiele propozycji małżeństwa, żadnej z nich oczywiście nie przyjęła. Chciała napisać książkę. Nadała jej już tytuł: Jedenaście minut. Swoich klientów podzieliła na trzy kategorie – Terminatorzy, od których czuć było alkohol, którzy udawali, że nie widza nikogo, mało tańczyli, od razu chcieli pójść do hotelu; Pretty Woman, którzy starali się być eleganccy, mili, wchodzili niepewnie do hotelu, ale później byli bardziej wymagający od Terminatorów; Ojcowie Chrzestni, którzy ciało kobiety traktowali jak towar, nie zostawiali napiwków, nie dawali się wciągnąć w rozmowę.
Minęły kolejne trzy miesiące i nadeszła jesień. Maria postanowiła, że gdy wróci do Brazylii kupi mała farmę, zwierzęta, a rodziców weźmie pod swój dach. Któregoś dnia, gdy miała wolne popołudnie, wybrała się na spacer. Na starym mieście zobaczyła tabliczkę z napisem: „Droga Św. Jakuba”. Weszła do baru na przeciwko i zapytała kelnerkę, czym jest ta droga, ale ta nie wiedziała. Dziewczyna zamówiła kawę i zaczęła czytać książkę o zarządzaniu farmą. Po jakimś czasie zbierała się do wyjścia, gdy usłyszała, że ktoś ją zawołał. Był to długowłosy, może trzydziestoletni mężczyzna, który klęcząc na ziemi szkicował portret mężczyzny siedzącego na krześle. Poprosił Marię, żeby nie odchodziła, chciałby ją też namalować. Powiedział, że ma w sobie światło.
Maria nie chciała się zgodzić, jednak kelnerka szepnęła jej do ucha, że to bardzo znany artysta i maluje same genewskie znakomitości. Mężczyzna, którego teraz malował, był chemikiem, który dostał Nagrodę Nobla. Maria zgodziła się zostać. Gdy skończył szkicować chemika, poprosił Marię, by usiadła przy stoliku i się nie ruszała. Zapytała malarza, czym jest Droga Świętego Jakuba, a on odpowiedział, że to szlak pielgrzymki, którym można dotrzeć do hiszpańskiego miasta Santiago de Compostela. Po skończeniu szkicu malarz przedstawił się. Nazywał się Ralf Hart. Mimo sprzeciwu Marii, zamówił im po drinku. Zapytał dziewczynę, czym się zajmuje. Odpowiedziała, bez owijania w bawełnę, że pracuje w nocnym lokalu. Ralf odparł, że wydaje mu się, że już gdzieś ją widział. Na początku rozmowa się nie kleiła. Malarz przypomniał sobie, że widział Marię w lokalu na ulicy Berneńskiej, dziewczyna zaś przyznała bez wstydu, że jest prostytutką. Skrytykowała Ralfa, że nic nie wie o życiu i widzi wewnętrzne światło w kobiecie, która jest prostytutką. Mężczyzna wyjaśnił, że to nie ma nic wspólnego z jej profesją, ale z jej charakterem. Coraz lepiej im się rozmawiało. Ralf zapłacił rachunek i poszli jeszcze na spacer Drogą Świętego Jakuba. Malarz wyznał Marii, że był dwukrotnie żonaty, dużo podróżował, obracał się w kręgach sław i arystokracji. Jego talent został odkryty bardzo wcześnie, dlatego mógł w niedługim czasie dorobić się fortuny. Lubił swój zawód, ale mimo sławy i przyjemności nie czuł się spełniony. Maria opowiadała mu też o sobie. Rozmawiali ze sobą bardzo szczerze, Maria po raz pierwszy od wyjazdu z Brazylii otworzyła się przed mężczyzną. Pożegnali się i Ralf powiedział, że odwiedzi ją w „Copacabanie”. Gdy wieczorem weszła do klubu, już na nią czekał. Powiedziała mu jednak, że dziś nie może z nim wyjść, ma już umówionych klientów i aby przyszedł następnym razem. Trzy dni później Ralf znów pojawił się w „Copacabanie”. Wszystko przebiegało tak jak z każdym klientem: Ralf kupił jej koktajl owocowy, potem zatańczyli. Po czterdziestu pięciu minutach mężczyzna powiedział do właściciela – Milana, że płaci za 3 klientów i zabiera Marię na całą noc. Zabrał ją do swojego mieszkania. Mieszkał w dwupiętrowej willi. Ralf wyznał dziewczynie, że jest mu potrzebna i że jest bardzo samotny. Powiedział, żeby opowiedziała mu o Brazylii, chciał być blisko niej. Maria poprosiła Ralfa, aby rozpalił ogień w kominku. Zdziwiła go ta prośba, ponieważ było lato, ale spełnił ją. Poprosiła też, aby poczęstował ją winem. Następnie wyjęła pióro i powiedziała:
„To dla ciebie. Kupiłam je z myślą o moim pamiętniku. Służyło mi przez dwa dni, a teraz daje je tobie. Daję ci w prezencie coś, co naprawdę należy do mnie. To wyraz szacunku wobec człowieka, który siedzi naprzeciw, sposób, by powiedzieć mu, jakie to ważne, że jest blisko. Masz teraz malutką cząstkę mnie samej, cząstkę, którą podarowałam ci z własnej, nieprzymuszonej woli”.
Ralf podarował jej wagonik kolejki elektrycznej. Powiedział, że dostał ją w dzieciństwie, ale ojciec nie pozwolił mu się nią samemu bawić, ponieważ została sprowadzona z Ameryki i kosztowała majątek. W gruncie rzeczy więc w ogóle się nią nie bawił, bo ojciec zawsze był zajęty. Niedługo później Maria wyszła. Poprosiła Ralfa, aby nie przychodził następnego dnia, tylko odczekał parę dni.
Przez cały tydzień Maria zastanawiała się, jak uszczęśliwić Ralfa. Postanowiła kupić kilka książek o seksie, oglądała filmy pornograficzne. Gdy przyszła do lokalu, Milan zapytał, jak jej poszło z malarzem. Powiedział, że jest on klientem specjalnym. Zaproponował dziewczynie spotkanie z innym specjalnym klientem. Powiedział, aby odmawiała wszystkim mężczyznom, aż nie pojawi się ten klient. Maria czekała, wreszcie przyszedł mężczyzna, który najpierw zamienił kilka słów z Milanem przy barze, a potem zaproponował Marii drinka. Milan skinął głową, żeby się zgodziła.
Mężczyzna nazywał się Terence i pracował w wytwórni płytowej w Anglii. Wziął Marię do taksówki i od razu wręczył jej tysiąc franków. Taksówka zatrzymała się przed jednym z najdroższych hoteli w Genewie, mężczyzna wziął ją do swojego apartamentu i nalał jej kieliszek. Zaczął mówić do niej tonem rozkazującym. Dziewczyna zorientowała się o co chodzi i oddała mężczyźnie tysiąc franków, powiedziała, że nie jest na to gotowa. Powiedział, że nie będzie jej do niczego zmuszał. Maria zapytała, czego dokładnie chce. Odpowiedział, że bólu, cierpienia i dużo rozkoszy. Pozwolił kobiecie odejść, lecz ona nagle zmieniła zdanie. Powiedziała, że pokonała lęk. Terence nakazał jej uklęknąć. Wczuła się w postać i wykonywała polecenia. Terence powiedziała, że zostanie ukarana, bo jest głupia i nie ma pojęcia o życiu, seksie i miłości. Mężczyzna wyjaśnił jej zasady:
„Dziś jeszcze wolno ci zadawać pytania. Ale następnym razem, gdy kurtyna naszego teatru pójdzie w górę, nie będzie już odwrotu. Chyba, że nasze dusze się nie zgrają, wtedy przerwiemy przedstawienie. Pamiętaj, to teatr. Musisz wejść w rolę osoby, którą nigdy nie miałaś odwagi być. Z czasem odkryjesz, że ta postać to ty sama, ale dopóki sobie tego w pełni nie uświadomisz, udawaj, staraj się improwizować”.
Gdy skończył tłumaczyć, kazał jej wstać. Powiedział, że na dziś koniec i że wie, że gdy przyjdzie do niego następnym razem, będzie gotowa.
Niebawem znów spotkała się z Ralfem w jego salonie. Znów siedzieli przy kominku i pili wino. Rozmawiali, odgrywali scenkę, że oboje stoją na peronie, ale nie znają się. Później Maria zaczęła powoli opuszczać górę sukienki. Choć nawet się nie dotknęli, czuli wielkie pożądanie i rozkosz z obcowania ze sobą. Wyznali sobie miłość i pesząc się tymi słowami, rozstali się.
Jakiś czas później do lokalu znowu przyszedł Terence. Tym razem, na prośbę Marii, zanim wyszli, wypili drinka i zatańczyli. Poszli do tego samego hotelu. W pokoju stało mnóstwo świec, które mężczyzna zaczął po kolei zapalać. Później nalał dwa kieliszki szampana. Wyjął pejcz i strzelał nim w powietrzu wydając rozkazy. Kazał Marii siedzieć z opuszczona głową i pić. Następnie nakazał, żeby się rozebrała i zaczął uderzać ją pejczem. Kazał dziewczynie chodzić nago po pokoju, następnie założył jej kajdanki i zakneblował usta. Kazał jej siadać, wstawać, chodzić, rozchylać nogi, klękać. Maria bardziej czuła upokorzenie niż ból.
„Wyzbyła się już resztek wstydu, bez cienia skrępowania demonstrowała, że jej się to podoba; zaczęła jęczeć, błagała, by dotknął jej łona. Powalił ją na łóżko. Gwałtownie – lecz z gwałtownością kontrolowaną – rozchylił jej nogi i przywiązał do obu stron łóżka. Ręce miała spięte kajdankami na plecach, nogi rozłożone, knebel na ustach. Kiedy w nią wejdzie? Czy nie widzi, że jest już gotowa, chce mu służyć, jest jego niewolnicą, jego własnością, że zrobi wszystko, czego tylko żąda [...] Trzonkiem pejcza zaczął przyjemnie drażnić jej łono. Pocierał nim z góry na dół, a w chwili, gdy dotknął jej łechtaczki, całkiem się zatraciła. Nie wiedziała, jak długo to trwało, ale nagle miała orgazm, orgazm, do którego dziesiątki, setki mężczyzn od tak wielu miesięcy nie potrafiło jej doprowadzić. Eksplozja świateł. Maria poczuła, że zapada się w czarną otchłań w samej głębi duszy, gdzie ból i strach mieszają się z absolutną rozkoszą, zrywając wszystkie tamy i przekraczając wszystkie granice. Jęknęła, wydała okrzyk stłumiony przez knebel, prężyła się na łóżku, poczuła, że kajdanki wrzynają się w jej nadgarstki, skórzane rzemienie ranią kostki, krzyczała, jak nigdy dotąd, bo miała zakneblowane usta i nikt nie mógł jej usłyszeć. Tak właśnie wyglądał ból i rozkosz – trzonek pejcza, który coraz silniej uciskał łechtaczkę, a jej usta, łono, oczy, cała skóra, każda komórka jej ciała szczytowały”.
Powoli wynurzyła się z transu. Nagim ciałem przylgnęła do mężczyzny, wybuchła płaczem. „Coś ty ze mną zrobił?” – spytała. Odparł, że tylko to, czego chciała. Jeszcze chwile chciała zostać i porozmawiać, lecz mężczyzna powiedział, że jest zmęczony i chce, żeby już sobie poszła.
Znów spotkała się z Ralfem. Zaczęła rozmawiać z nim o swoich przeżyciach z nocy z Terencem. Mężczyzna powiedział, że o upokorzeniu i rozkoszy wie wszystko, ale nie interesuje go to. Błagał dziewczynę, żeby nie szła ta drogą. Zawołał taksówkę i poprosił kierowcę, żeby zawiózł ich nad jezioro. Gdy dotarli na miejsce, kazał Marii zdjąć buty. Maria buntowała się, bała się, ze się przeziębi, ponieważ było chłodno, ale Ralf poprosił, by mu zaufała. Kazał jej tez zdjąć żakiet. Powiedział, że chce, aby kamienie sprawiały jej ból, raniły ją, chciał wykorzenić z jej duszy cierpienie połączone z rozkoszą. Tłumaczył dziewczynie, że to, co robiła tamtej nocy nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem. Opowiedział jej historię o japońskim drwalu, który poddał go podobnej próbie. Maria czuła jak kamienie rozcinają jej stopy, czuła coraz bardziej przeszywające zimno. Przestała cokolwiek czuć, nie była nawet w stanie zamienić słowa z Ralfem. Gdy dotarła do granicy bólu, poczuła pustkę. Nie czuła już teraz bólu, wydawało jej się, że unosi się ponad sobą. Zasłabła z zimna. Ralf wziął ją na ręce i okrył swoją marynarką. Przebudziła się w jego sypialni. Na prośbę dziewczyny przeszli do pokoju z kominkiem i Ralf otworzył butelkę wina. Mężczyzna rozłożył na podłodze rysunki i zaczął prezentować Marii historię prostytucji, którą kiedyś chciała poznać. Prostytucja sakralna, która już zanikła, szczególnie zainteresowała dziewczynę. Maria niedługo później wyszła, prosząc Ralfa, żeby przyszedł następnego dnia do „Copacabany”. Nazajutrz poszli razem do hotelu. Maria zasłoniła mężczyźnie oczy, sama zrobiła to samo. Dotykali się, nie widząc się nawzajem. Powoli, długo pieścili swoje ciała. I, choć nie kochali się tego wieczoru, było wspaniale. Później zdjęli opaski. Ralf zaprosił Marię na swoją wystawę.
Maria zaczęła załatwiać sprawy, związane z wyjazdem. Zbliżał się koniec jej pobytu w Genewie. Za dwa tygodnie miała opuścić Europę:
„Nie miała zamiaru uwięzić ptaka z własnej baśni ani prosić go, by pojechał za nią do Brazylii. Sprawił, że była zdolna do najczystszych i najpiękniejszych uczuć. Chciała, żeby cieszył się wolnością. Ona też była ptakiem. Obecność Ralfa Harta u jej boku przypominałaby jej czasy „Copacabany”. A to była już odległa przeszłość, nie przyszłość”.
Poszła do biblioteki oddać książki. Bibliotekarka zrobiła wykaz książek o seksie, jakie były w bibliotece. Rozgadała się na ich temat. Lecz Maria nie chciała teraz o tym słuchać. Pomachała kobiecie na pożegnanie i wyszła. Poszła do „Copacabany” złożyć wymówienie. Milan był zaskoczony, jednak zrozumiał jej decyzję. Spakowała się, poszła do banku i wypłaciła wszystkie oszczędności, a później udała się do biura podróży i wykupiła lot na następny dzień. Czuła, że nie chce odjeżdżać z Genewy i gdyby została jeszcze 2 tygodnie, mogłaby już zostać na zawsze. Lot był z przesiadką w Paryżu, ale mimo to Maria kupiła bilet, następnego dnia chciała być jak najdalej stąd. Zaczęła chodzić po mieście. Wydawało jej się zupełnie inne, niż w dniu, w którym przyjechała. Weszła do kościoła. Nagle poczuła, że ktoś dotyka jej ramienia. Był to Ralf. Zaprosił ją na kawę. Później poszli na wystawę, Maria poznała ludzi ze środowiska Ralfa, wszyscy byli bardzo mili, chętnie z nią rozmawiali, podziwiali jej znajomość francuskiego.
Wieczorem Maria przyszła do Ralfa z walizkami. Powiedziała, żeby się nie przejmował, nie wprowadza się. Zaprosiła go na kolację. Mężczyzna porwał ją w ramiona i zaczął całować. Zerwał z niej ubranie i bez żadnych wstępów, po raz pierwszy kochali się w przedpokoju. Maria nie miała orgazmu, ale było jej dobrze. Po wszystkim pili kawę. Maria powiedziała, że jutro w południe wraca do Brazylii. Ralf poprosił, by została. Powiedziała, że nie może, złożyła obietnicę. Mężczyzna martwił się, że Maria nie miała orgazmu. Powiedział, żeby została na noc. Tego wieczoru kochali się jeszcze raz, długo i powoli. Maria przeżyła tym razem wiele orgazmów, czuła, że są dla siebie stworzeni. Po wszystkim znów usiedli przy kominku i pili wino.
Rano, gdy Maria się przebudziła, Ralf jeszcze spał. Zrobiła sobie kawę i postanowiła wyjść nie budząc go. Gdyby wstał, przekonywałby ją, żeby została. Na lotnisku czekała jeszcze 4 godziny na samolot do Paryża. Cały czas łudziła się, że Ralf zjawi się w ostatniej chwili, jak na filmach, weźmie ją w ramiona i już nie wypuści. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Gdy doleciała do Paryża, miała jeszcze sporo czasu do następnego samolotu. Myślała o tym, czy nie spędzić jednego dnia w Paryżu, pozwiedzać, porozmyślać o tym, co się stało, jednak okazało się, że jej bilet nie pozwala na odlot następnego dnia. Nagle usłyszała głos. Za nią stał Ralf. Powiedział, że widział ją już na lotnisku w Genewie i poleciał najbliższym samolotem do Paryża, żeby zrobić jej niespodziankę. Pocałowała Ralfa. Nie obchodziło jej już, co dalej się stanie:
„A skoro do tej pory wyborów dokonywał za nią los, pomyślała, że może zaryzykować raz jeszcze”.