Na stronie używamy cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich wykorzystywanie. Szczegóły znajdziesz w Polityce Prywatności.
ZAMKNIJ X

Bajki Robotów - wybór - streszczenie

Trzej elektrycerze

Pewien wielki konstruktor, który tworzył najdziwniejsze wynalazki, postanowił pewnego razu zbudować z wody istoty rozumne. Ze zmarzniętego oceanu planety, oddalonej od wszystkich słońc wyciął góry lodowe, z nich zaś, jak z kryształu, wyciosał Kryonidów. Ten nowy lud  mógł mieszkać tylko w zupełnym mrozie, bez dostępu słońca. Zbudował więc lud Kryonidów miasta, a w nich pałace lodowe i żył szczęśliwie. Znany był z pięknych klejnotów, które cięto i szlifowano z zamarzniętych głazów. Kryonidzi łapali też zorze polarne do szklanych pojemników, by dawały im światło. Cała kraina  pełna klejnotów i światła, lśniła więc i migotała z daleka.

Niejeden śmiałek chciał ją podbić. Pierwszym był elekrycerz Mosiężny, jednak gdy tylko postawił nogę na lodzie, ten stopniał, a rycerz wpadł w głębię oceanu. Następnym śmiałkiem był elektrycerz Żelazny. Napił się helu i stał się podobny do kukły śnieżnej. Jednak, gdy szybował w kierunku planety, rozgrzał się od tarcia atmosferycznego, hel wyparował, a on spadł na skały i siedział, czekając aż ostygnie. Gdy wystygnął i chciał ruszyć dalej, okazało się, że smar w jego stawach stężał i nie może się ruszyć. Siedzi tak więc do dziś, przysypany śniegiem, podobny do śnieżnej kuli.

Trzeci elektrycerz – Kwarcowy, usłyszawszy o losie poprzedników, ruszył w ich ślady. Nie miał w sobie oleju, który mógłby stężeć, mógł też w każdej chwili stawać się zimny. Jedynie od myślenia rozgrzewał się jego mózg, dlatego postanowił podczas wyprawy nie myśleć. Szedł tak bezmyślnie, aż doszedł do stolicy Kryonidów – Frygidy. Gdy chciał roztopić mury, stojące mu na drodze, zaczynał odrobinę myśleć, a one pod wpływem ciepła topniały. Tym sposobem dotarł do placu zamkowego. Naprzeciw wyszedł mu wódz Kryonidów – Boreal. Starli się w walce i wygrał rycerz Kwarcowy, stało się to za sprawą kwarcu który twardszy od lodu pociał go na kawałki.

Z kolejnymi rycerzami z zamku rycerz Kwarcowy też sobie poradził, topiąc ich rozgrzanym powietrzem wytworzonym wokół siebie. Wreszcie wyszedł mu naprzeciw sam Baryon, największy mędrzec Kryonidów, zwany Lodoustym. Baryon zaczął pokazywać elektrycerzowi różne znaki palcami, a ten coraz bardziej wytężając umysł, wydzielał coraz większe ciepło, aż w końcu wytopił dziurę pod sobą i wpadł do oceanu. W ten sposób, dzięki swej mądrości Lodousty uratował lud Kryonidów.


Bajka o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła

Król Poleander Partobon, był władcą Kybery i wielkim wojownikiem, który cenił przede wszystkim cybernetykę jako sztukę wojenną. Cybernetycznie doskonalił też całe swoje królestwo – produkowano cyberaki, cybermuchy, a na planecie szumiały cybergąszcze cybergajów. Miał też mnóstwo maszyn wojennych, w tym strategiczną maszynę cyfrową, ponieważ kochał sztukę wojenną. Jedynym jego problemem, był brak wrogów, nie miał więc z kim walczyć. Najpierw, kazał swoim inżynierom zbudować sztucznych wrogów i z nimi toczył boje, ale wkrótce mu się to znudziło.

Planeta miała swój wielki, dziki, całkiem pustynny księżyc. Nałożył na poddanych daniny, aby z funduszy zbudować na księżycu machiny wojenne i całe wojska, by mieć nowe miejsce do prowadzenia walk. Jego inżynierowie, stworzyli też na księżycu maszynę cyfrową, która miała produkować wojska i broń.

Król, aby wypróbować umiejętności maszyny, wysłał jej raz telegraf, aby dokonała elektroskoku. Treść depeszy uległa jednak w drodze zniekształceniu i maszyna zamiast „elektroskok’ odczytała „elektrosmok” i... wypełniła polecenie. Smok rósł, atakował wciąż królestwo, coraz bardziej swym cielskiem wypełniał powierzchnię ziemi, a żadne maszyny i wojska króla nie umiały go powstrzymać i zgładzić. Wreszcie elektrosmok wysłał do króla telegram o następującej treści: „Elektrosmok depeszuje, że precz ma się wynosić Poleander Portobon, bo on, smok, na tronie jego usiąść zamierza!”. Przerażony król zbiegł do podziemi zamkowych, gdzie stała stara i bardzo mądra maszyna cyfrowa, aby poradziła mu, co robić. Po długich namysłach maszyna wymyśliła sposób na pokonanie smoka. Poleciła zadepeszować do smoka i napisać, że król odda mu swój tron, jeśli smok wykona trzy całkiem proste operacje matematyczne. Tak też król zrobił, a smok przyjął propozycję.

Najpierw polecono smokowi, żeby się podzielił sam przez siebie. Smok wykonał zadanie i nic się nie stało, jako że 1:1=1, smok więc nadal pozostał cały. Zdenerwował się król na maszynę, ta jednak odpowiedziała spokojnie, że chciała tylko uśpić czujność smoka. Następnie polecono smokowi, żeby wyciągnął z siebie pierwiastek. Smok ciągnął i ciągnął, aż cały trzeszczał, ale zadanie wykonał.

Trzecim zadaniem dla smoka był odjęcie się od siebie. Smok zaczął odejmować sobie poszczególne części ciała, aż wreszcie zniknął. Król pozbył się problemu. Jednak maszyna powiedziała do króla, że teraz ona chce rządzić królestwem, w końcu i tak ona podejmuje za niego wszystkie decyzje. Powiedziała, że teraz ona zamieni się w smoka i wypędzi króla z królestwa. I gdy zaczęła się zmieniać, król przerażony rzucił się na nią i zaczął tłuc jej lampy pantoflami. Maszyna zaczęła się krztusić i zamiast elektrosmoka zrobiła się w niej elektrosmoła. Król Poleander odetchnął z ulgą, od tej pory jednak odechciało mu się wojować i po kres swoich dni zajmował się już tylko cybernetyką cywilną.


Uranowe uszy

Pewien inżynier Kosmogonik, rozjaśniał gwiazdy promieniami, aby pokonać ciemność. Miał trzy promienie: czerwony, fioletowy i niewidzialny. Rozpalił jedną gwiazdę i kazał jej pilnować uczniowi, a sam poszedł rozpalać inne.

Niecierpliwy uczeń zaczął z nudów bawić się promieniami Kosmogonika i cisnął całe ich pudełko w ogień. Wówczas stało się jasno, jakby sto słońc zaświeciło, jednak nie na długo, gwiazda szybko pękła. Nadleciał Kosmogonik i, zobaczywszy, co się stało, zaczął chwytać płomienie i tworzyć z nich planety: gazową, węglową i kulę aktynowców z najcięższych metali. Ścisnął ją i wypuścił, a sam poleciał szukać ucznia.

Tymczasem na trzeciej planecie – Aktynurii powstało państwo Palatynidów. Jej mieszkańcy byli tak ciężcy, że nie mogli opuszczać planety, na innych grunt by się pod nimi zapadł. Wykorzystał to ich okrutny władcy – Architor i dodatkowo kazał mieszkańcom nosić uranowe zbroje. Teraz już nie mogli nawet zbliżać się do siebie, gdyż w każdej chwili na skutek reakcji łańcuchowej mógł powstać wybuch. W tej sytuacji nie mogli zmówić się przeciw władcy i wywołać bunt. Młody wynalazca Pyron,wynalazł telegraf, dzięki któremu odżyła w mieszkańcach nadzieja.Od tej pory mogli się komunikować i ułożyli spisek przeciwko okrutnemu władcy. Jednak, mimo haseł, za pomocą których się porozumiewali, Architor domyślił się podstępu i uwięził Pyrona.

Kiedy wszelka nadzieja opuściła Palatynidów, wrócił Kosmogonik. Przybrał postać ubogiego chłopa i zszedł na planetę. W dzikich górach znalazł kryształy kadmu i wykroił z nich blaszki. Następnie, pokazał Palatynidom, że gdy przełoży się uran kadmem, reakcja łańcuchowa nie następuje i mogą się komunikować. Stworzył także uranowe dukaty i doradził Palatynidom zapłacić nimi daninę. Tak też uczynili. Gdy chciwy Architor wrzucił do skarbca wszystkie dukaty, powstała reakcja łańcuchowa i eksplozja rozsadziła pałac wraz ze złym władcą. Uwolniony Pyron został królem Aktynurii, a Kosmogonik znów zapalał gwiazdy.


Jak Mikromił i Gigacyan ucieczkę mgławic wszczęli

Astronomowie uczą, że wszechświat rozszerza się od miliardów lat, na skutek nieustannego oddalania się od siebie mgławic, galaktyki i gwiazd. Na podstawie tego wielu, uważa więc, że kosmos był kiedyś skupiony w jednym punkcie, jak gwiezdna kropla i z nieznanej przyczyny doszło do jej wybuchu, który trwa do dziś.
   
Jednak prawdziwe początki wszechświata były inne. Za poprzedniego wszechświata żyło dwóch konstruktorów – Mikromił i Gigacyan. Konstruktorzy całymi dniami zastanawiali się, jak stworzyć wszystko, co jest możliwe, a nie tylko tyle, ile są w stanie wymyślić.
Doszli do wniosku, że skoro wszystko jest stworzone z materii, w niej jest więcej możliwości, niż w ich głowach. Skoro tak, trzeba było już tylko wyposażyć materię w myślenie, a ona już wtedy będzie mogła wymyślić wszystko, co tylko może istnieć.
   
Mikromił, wpadł na pomysł, że myślenie to trzeba umieścić w jak najmniejszych atomach i gdy atomów tych będzie całe mnóstwo, wymyślą wszystko, co można stworzyć. Gigacyan stwierdził, że należy zrobić zupełnie odwrotnie – uznał, że z całej masy wszechświata trzeba zbudować wielki mózg pełen myślenia. Jeden drugiego nie chciał wysłuchać, każdy więc wcielił w życie swój pomysł i urządzili zawody. Gigacyan postawił na placu boju swojego kosmoluda, który miał „głowę ze stu trylionów globów żelaznych, a na niej czapkę kosmatą, pałającą, z sierści słonecznej”. Mikromił wyjął zaś z kieszonki malutki rubin, który chciał przeciwstawić wielkoludowi. Konstruktorzy zostawili swe twory na placu boju, by same między sobą rozstrzygnęły, który mądrzejszy.
   
Rubin zaczął wykrzykiwać zuchwale w stronę wielkoluda, ten zaś, chcąc zobaczyć, kto go obraża, dwa lata obracał głowę w jego stronę, gdyż taki był wielki. Tymczasem rubin, dalej z niego szydził, że jest powolny i leniwy. Rozgniewany kosmolud, zaczął obracać się jak najszybciej, tak samo kryształek – krążył i wirował, lecz kosmolud z tej szybkości zatrzeszczał i się rozleciał na tysiące kawałków.

Gigacyan powiedział, że Mikromił go oszukał, nie chodził w zawodach bowiem o zmierzenie siły spajającej lecz myślenia. Konstruktorzy nie doszli więc do porozumienia, jednak prawdą jest, że z pęknięcia na drobne kawałki kosmoluda powstał świat. Kawałki te nieustannie lecą i obracają się wokół własnej osi, jak bąk. Podobnie, jak wszystko we wszechświecie.