Po udanym grzybobraniu bohater wrócił do domku, by upiec trochę kartofli w ognisku, co obiecał chłopakom, którzy też byli bardzo głodni.
W pewnym momencie entuzjazm opuścił Albę, gdyż stojąc przy ognisku, zauważył, że ktoś włamał się do jego chatki (kłódka w drzwiach była wyłamana ze skoblem). Kiedy Alba wszedł do środka, widok wprawił go w czarną rozpacz. Okazało się, że ktoś ukradł mu plecak, w którym miał ubrania, buty i pieniądze. Chłopak choć zawsze starał się być silny, nagle wybuchnął głośnym płaczem. Ktoś, kto go obrabował, zabrał mu nawet koc, którym przykrywał igliwie zastępujące mu materac do spania. Zrezygnowany nie chciał już iść z kolegami do lasu, a i na jedzenie kartofli nie miał ochoty.
Koledzy zorientowali się, co się stało, widząc jego zapłakaną twarz. Alba nie chciał pokazać bezsilności, ale wiedział, że nie ma sensu ukrywać prawdy. Powiedział chłopakom, że został okradziony i nie wie, co teraz począć. Marcin i Kostek zaczęli go wypytywać o jego historię i pobyt w lesie, ale Alba nie chciał, żeby dowiedzieli się, że uciekł z domu dziecka. Chłopcy próbowali go zrozumieć i okazać mu współczucie, ale niezbyt im to wychodziło.
Alba uciekł z domu dziecka, ponieważ czegoś mu w nim brakowało. Miał co prawda jedzenie, ubranie, dach nad głową – na warunki nie mógł narzekać. Ale mimo to wszystko, co znajdowało się w domu dziecka, było wspólne, a chłopak bardzo pragnął mieć coś na własność – coś, co byłoby wyłącznie jego. Teraz natomiast nie mógł tu nawet przyprowadzić swojego ukochanego psa. Alba był załamany i nie wiedział, co dalej począć. Powrót do domu dziecka nie wchodził w rachubę, gdyż oznaczałby jego osobistą porażkę.
Marcin i Kostek chcieli wykazać się empatią i starali się mu pomóc. Zaproponowali, że mogą przenocować go u siebie, w namiocie przed domem. Alba nie był przekonany, czy to dobry pomysł, ponieważ obawiał się dziadka Marcina i niewygodnych pytań z jego strony. Koledzy uspokoili go mówiąc, że dziadek nie będzie zbyt dociekliwy i Alba nie musi zdradzać mu, że uciekł z domu dziecka. Zastrzegli jednak, że dziadek nie toleruje kłamstw i gardzi tymi, którzy mówią nieprawdę, dlatego lepiej, by chłopak niczego nie powiedział, niż gdyby miał skłamać.
Dziadek Marcina był rzeczywiście miłym, starszym panem. Kiedy Marcin i Kostek opowiedzieli mu, że Alba został okradziony, bez chwili namysłu postanowił ugościć go w swoim domu i jedynym pytaniem, jakie mu zadał, dotyczyło tego, czy jadł obiad. Alba co prawda od rana nie miał nic w ustach, ale nie chciał przysparzać kłopotów dziadkowi, dlatego powiedział, że nie jest głodny. Mimo to Kostek od razu zaczął przygotowywać zupę.
Alba nie przywykły do rodzinnej, ciepłej atmosfery, którą zapewnia tylko prawdziwy dom, więc nie do końca mógł się tam odnaleźć. Wszyscy co prawda byli dla niego serdeczni, a jednak czuł się tu jakoś obco, czuł się niepotrzebny. Dlatego usiłował pomóc chłopakom w domowych obowiązkach i jeżeli tylko się da, nie sprawiać im większych kłopotów.
Kiedy jednak chłopcy wyszli, aby na przystanku spotkać się z Nemkiem, dziadek zapytał Alba wprost, czy to on jest Albinem Wolińskim, który uciekł z domu dziecka i który poszukiwany jest przez radio. Pytanie to zamurowało chłopca, ale wiedział, że kłamstwo mu się nie opłaci. Dlatego wyjawił prawdę. Dziadek oznajmił, że przez jakiś czas będzie mógł u niego zostać, ale i tak zmuszony jest napisać listy do domu dziecka w jego sprawie. Następnie dał mu ciepły sweter i zaproponował, że noc może spędzić w domu, a nie w zimnym namiocie. Pan Dziewałtowski (dziadek Marcina) był bardzo dobrym, troskliwym, wyrozumiałym człowiekiem, czym zaskarbił sobie sympatię Alby. Chłopak czuł się przy nim bezpiecznie i był przekonany, że ten mądry człowiek znajdzie jakieś dobre rozwiązanie całej sytuacji i że wcale nie będzie się to wiązało z koniecznością jego powrotu do domu dziecka.
Chociaż dziadek i koledzy namawiali Albę, by spędził noc w domu, chłopak postanowił przenocować w namiocie. Mógł też w ten sposób zaprzyjaźnić się z psem Bobikiem, który zrekompensował mu brak własnego psa. Następnego dnia rano Alba wstał gotowy do pracy przy porządkowaniu ogrodu. Poszedł też do lasu, by nazbierać trochę grzybów.
Chłopak starał się jakoś odwdzięczyć panu Dziewałtowskiemu za okazaną pomoc i za to, że może u niego przebywać. Dlatego każdego dnia ciężko pracował w ogrodzie i w domu. O tym, że dziadek Marcina jest naprawdę poczciwym, dobrym i wspaniałomyślnym człowiekiem, Alba przekonał się któregoś dnia, kiedy okazało się, że staruszek postanowił zatrzymać go u siebie (wysłał do domu dziecka listy, by załatwić wszystkie formalności związane z jego przeprowadzką).
Chłopak był tak szczęśliwy jak nigdy dotąd. Nie wiedział, jakich słów użyć, by odwdzięczyć się wspaniałomyślnemu starszemu panu.
Po udanych wakacjach Alba mógł spokojnie udać się do szkoły w poczuciu, że od ma teraz stamtąd dokąd wracać i że wreszcie odnalazł to, czego pragnął i na czym mu najbardziej zależało – miał kochającą rodzinę, wspaniałego dziadka, a nawet własnego psa Bobika.