Wstawanie z łóżka jesienią to cały rytuał. Najpierw chłop budzi się na odgłos piania koguta, ale nie otwiera oczu, tylko leży spokojnie wygrzewając się pod ciepłą pierzyną. Dopiero, kiedy dojrzy pierwsze promienie słońca jednym ruchem podnosi się z łóżka, stawia bose nogi na zimnej podłodze. Siedząc na łóżku nie otwiera oczu, tylko przeciąga się i ziewa. Kiedy poczuje zimno, zaczyna się ruszać – drapać, szorować, przecierają oczy. Aż na koniec wstają i idą do pracy. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że we wszystkich chatach we wsi rytuał ten rozpoczyna się w jednym momencie i ma taki sam przebieg.
W dalszej części narrator opisuje wygląd chaty chłopskiej: jesiennym porankiem jest ona tak ciemna, że białą pierzynę na łóżku ledwie widać. Z jednej strony na poduszce widać głowę żony, z drugiej strony, w nogach łóżka śpi dwoje dzieci. Pomiędzy łóżkiem i piecem stoi kołyska, w której śpi najmłodsze dziecko. W chacie narratora mieszka jeszcze jego brat, Michał.
Teraz następuje opis porannych czynności wykonywanych przez czterdziestu mężczyzn w wiosce. Najpierw wszyscy wychodzą przed chaty, aby załatwić potrzeby fizjologiczne. Następnie wracają, aby się ubrać. Kolejny etap to picie wody i palenie własnoręcznie zrobionego papierosa. Kiedy tylko na zewnątrz zaczyna szarzeć każdy gospodarz budzi żonę. Narrator opowiada, że wtedy budzi się także jego ojciec, który śpi na „przypiecy”.
Handzia wstawszy i narzuciwszy na siebie ubranie idzie wydoić krowę. Okazuje się, że w nocy krowa ocieliła się, mimo że było o miesiąc za wcześnie. Kazik, narrator, biegnie za żoną do gumna. Krowa Raba sama urodziła małego cielaka. Handzia zaniosła cielaka do izby, żeby się ogrzał. Tam stary ojciec schował go pod pierzynę, na łóżko, koło śpiących dzieci.
Tymczasem żona wydoiła Rabę, i kazała zawołać Szymona Kuśtyka, sąsiada, który znał się na zwierzętach. Mężczyznę przeraziło to, że klacz lizała młode cielę jak matka. Opowiedział przy tym historię pewnego chłopa, który zamarzł, kiedy „klaczka zrodziła czarnego barana” u niego w zagrodzie. Zebrani zaczęli się zastanawiać, co może oznaczać dziwne zachowanie kobyły Kaziuka. Po chwili Szymon mówi w jaki sposób można odczynić zarówno klacz, jak i krowę z cielęciem. Po wyprowadzeniu zwierząt tyłem z gumna i wprowadzeniu z powrotem przodem, wszystko wróciło do normy, a Kuśtyk wrócił do swojej zagrody.
Wtedy obudziło się najmłodsze dziecko Kaziuka i Handzi. Kobieta wzięła się za przygotowywanie dzieciom i chłopom śniadania. Na koniec karmi najmłodsze dziecko piersią. Po skończeniu karmienia Handzia idzie po jajka świeżo zniesione przez kurę, a Kaziuk po napojeniu cielaka – obejrzeć gospodarstwo. Nie mogąc znaleźć kury, Handzia zachodzi na podwórze bratowej – tam rozmawia z nią chwilę. Dwie kobiety kłócą się o jajko zniesione przez kurę.
Niestety jajka nie mogą znaleźć, nawet wtedy, gdy znajdują już kurę. Przez przypadek Handzia rozgniata jajko stopą w czasie poszukiwań. Kaziuk wrzeszczy na nią za to, jajko zostaje do końca zjedzone przez starego ojca, któremu również dostaje się od syna. Przeciw młodemu gospodarzowi wydaje się być całe gospodarstwo – nawet krowa nie daje mu spokoju, tylko ryczy tak głośno, że słychać na całą wieś.
Handzia podaje ciepłe śniadanie, kiedy do chaty zbliża się dziad-żebrak. Bartoszewicz każe podać mu zacierkę. Przychodzi sąsiad Dunaj, chce zobaczyć nowonarodzonego cielaka. Podczas oględzin pastuch Filip budzi zwierzę naciskając na jego brzuch. Cielak wydaje z siebie dźwięk, który przypomina rżenie końskie. Dunaj stwierdza, że nie wróży to nic dobrego. Zgromadzeni w chacie mężczyźni zaczynają wspominać, co takiego wydarzyło się w wiosce, gdy jakaś kobieta zapatrzyła się w czasie ciąży na jakieś zjawisko.
Dunaj opowiada o tym, jak sąsiadkę nawiedził jej zmarły mąż. Handzia poszła po Grzegoryche. Kiedy kobiety wróciły do chaty, narrator wraz z Dunajem przypomnieli historię obu mężów-nieboszczków sąsiadki. Okazuje się, że w nocy nawiedza ją duch drugiego męża – Grzegor biały. Wszyscy chcą, aby kobieta zapytała o coś męża, tylko jeden Szymon nie pozwala jej zadawać się z ciemną siłą.
Najstarszy syn Ziutek długo nie wraca – został wysłany po dziada. Kiedy w końcu docierają obaj do chaty, Dunaj wypytuje żebraka, skąd ten pochodzi, kiedy zawitał do ich wsi. Mówią mu o dziwnym cielęciu, które rży zamiast beczeć. Na to dziad opowiada o tym, czego pilnuje Pan Bóg, a co niszczy diabeł. Opowiada także o dziwach jakie dzieją się na świecie – mężczyźni odchodzą od kobiet, kobiety porzucają dzieci, a zboże kosi się kosą. Chłopi nie chcą w to uwierzyć, tym bardziej, że żebrak mówi o planach osuszenia bagna otaczającego wioskę.
Tuż przed obiadem, do rozmawiających mężczyzn przybiega żona Dunaja, mówiąc, że zbliżają się urzędnicy. Okazuje się, że stary dziad-żebrak miał rację. Urzędnicy zwołują zebranie w największej chacie. To zebranie burzy cały, ustalony przed wieloma latami, porządek życia na wsi. Wójt, przedstawiciel partii, inżynier i nauczycielka roztaczają przed zacofanymi chłopami perspektywę lepszego życia w świecie cywilizacji.
Wójt wyjaśnia w jakim celu przyjechali do Taplarów – chodzi o założenie we wsi szkoły oraz podłączenie elektryczności. O tym, co może dać ludziom ze wsi szkoła, opowiada Jola, młoda nauczycielka. Mówiła o istocie nauki czytania i pisania, o książkach przywiezionych na łodzi, a także o tym, że młodsze dzieci będą musiały chodzić na zajęcia do niej obowiązkowo. Następnie wypowiada się inżynier, który zachwala wynalazek elektryczności. Kiedy chłopi pytają ile to będzie kosztować, wójt obiecuje pożyczki na maszyny mające zapewnić prąd. Chłopi nie mogą przekonać się do wynalazków, choć wójt mami ich różnymi obietnicami ulepszenia i ułatwienia życia.
Po powrocie z zebrania Kaziuk domaga się od śpiącej już żony wypełnienia obowiązków małżeńskich. Jednocześnie jako narrator opowiada w jaki sposób poślubił Handzię. Mówi też o ich wspólnym pożyciu i dzieciach, które rodzą się co dwa lata.
Rankiem przyszedł dziad porozmawiać o zebraniu. Handzia znowu szykuje jedzenie, a Kaziuk tym razem przygotowuje konia i wóz, żeby pojechać z najstarszym synem do lasu po drzewo. Po drodze ojciec rozmawia z synem o życiu Dunaja i wspomina swoje młode lata. Zabobonny mężczyzna opowiada chłopcu, skąd wzięły się wszystkie drzewa w lesie i dlaczego niektóre zostały nazwane imionami ludzkimi. (Drzewa to zaklęci ludzie).
Po powrocie do chaty, Kaziuk dowiaduje się od żony, że najmłodsza córka Jadzia zmarła. Podczas posiłku chłop zastanawia się dlaczego zmarło dziecko, a nie stary ojciec. Po jakimś czasie do chaty przyszedł znowu dziad-żebrak, który zobaczywszy martwą dziewczynkę postanawia ją ożywić. Niestety, nie udaje mu się to. Bartoszewicz idzie zrobić maleńką trumnę, by pochować godnie dziecko.
Zanim zbudował trumnę, Kaziuk poszedł zobaczyć jak powstaje sala szkolna. Na miejscu miał okazję przyjrzeć się nauczycielce. Młoda kobieta wzbudza w chłopie pożądanie, fascynuje go jej zjawiskowa uroda, ale przede wszystkim zwraca uwagę na miejski styl bycia. Podczas pobytu Kaziuka w sali szkolnej, nauczycielka i Dunaj zastanawiają się nad mieszkaniem dla kobiety. Wymieniają po kolei wszystkich mieszkańców wsi. Na koniec dochodzą do wniosku, że Jola powinna zamieszkać u Bartoszewicza.
Kobieta wprowadza się do wolnego pokoju w chacie narratora. Przy rozpakowywaniu walizki towarzyszy jej cała rodzina i sąsiedzi. Mieszkańców wsi dziwią rzeczy wyjmowane przez nauczycielkę. Podobnie są zdziwieni jej zachowaniem podczas posiłku. Nauczycielka zachowywała się odmiennie od chłopów. Całymi dniami nie było jej w domu – przychodziła tylko na obiad i wieczorem przed snem.
Nocami Kaziuk rozmyśla o nauczycielce. Rano Handzia wstaje bez ociągania się, przygotowuje śniadanie dla kobiety. Zaczyna się praca w szkole. Tylko w niedzielę można było zastać nauczycielkę dłużej w pokoju.
Rodzice dzieci nie są zadowoleni z nauczania. Nie potrafią przekonać się do reform wprowadzanych przez nauczycielkę. Początkowo jednym z największych przeciwników szkoły był Kaziuk. Po jakimś czasie zaczął podglądać syna, który w domu odrabiał lekcje. Ten miał za zadanie nauczyć ojca pisać. Dla chłopa niepojętym było, że w kilku słowach mieści się cały świat.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia nauczycielka wyjechała do miasta. Handzia przygotowała tradycyjną wieczerzę wigilijną. Kaziuk z rodziną odwiedził brata Michała. Narrator opowiada o zwyczaj związanych z okresem Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku. Nauczycielka powróciła po Nowym Roku. Przywiozła ze sobą nowe książki i prezenty dla całej rodziny. Chcąc wprowadzić trochę nowości podarowała – Handzi komplet talerzy ze sztućcami, dziadkowi latarkę, a dzieciom cukierki. Nauczyła też kobietę gotować nowe potrawy, takie jakie jadają ludzie w mieście.
Gospodarzowi nie do końca podoba się nowy sposób jedzenia – każdy osobno, nowe potrawy, jedzenie sztućcami. Nie spodobało mu się do tego stopnia, że po kilku łykach zupy polecił żonie zlać wszystko z powrotem do jednej wielkiej miski, dodać kartofli i dopiero wtedy mógł spokojnie zjeść. Kaziuk zabronił synowi chodzić do szkoły. Stwierdził nawet, że skoro nauczycielka chce wprowadzać takie zmiany w ich życie, to lepiej żeby się wyprowadziła.
Nauczycielka zwołała kolejne zebranie, na którym powiadomiła wieś o rozpoczęciu prac melioracyjnych. Kaziuk dowiaduje się tego wszystkiego od Domina, bowiem sam nie poszedł na spotkanie. Po tym zebraniu w szkole przestały pojawiać się dzieci. Nic nie dały prośby młodej kobiety. Rodzice zabronili dzieciom uczęszczać na lekcje.
W kolejnym ustępie narrator opowiada o zwyczajach związanych z nadejściem postu i Wielkanocy. W Wielkim Tygodniu pojawiają się we wsi kolejni żebracy. Zamieszkują u Grzegorychy, u której od dawna mieszka już dziad nazwany Grzegorem trzecim. Po Wielkanocy ci dwoje mają wziąć ślub. W Wielki Piątek Szymon Kuśtyk ruszył przez Taplary, by zebrać ofiarę na Mszę św.
Chłopi nie rozumiejąc łaciny, wyobrażają sobie, że w pieśniach śpiewanych przez księdza jest mowa o nich samych. Słowa łacińskie przypominają wyrazy określające poszczególnych mężczyzn (Dominus – Domin, Wobiskum – o Kaziuku mówiło się, że mógłby zostać biskupem, Seculase – Kulas to stryj Szymona, itd.). Kaziuk z Szymonem dochodzą do wniosku, że niektórzy są naznaczeni przez Boga, i aby odczynić urok trzeba złożyć Mu ofiarę. W Wielki Piątek chłopi śpiewają „Konopielkę”. Chłopi podejrzewają, że trójka niespodziewanych gości Grzegorychy to święty Piotr, Pan Jezus i Matka Boska. Nauczycielka, która wróciła po świętach do Taplarów, nie chciała uwierzyć, że żebracy mogą być świętymi.
Po Wielkanocy dzieci wróciły do szkoły nie pytając rodziców o zgodę. Tymczasem gospodarze ruszyli do pracy w polach. Kaziuk przypomniawszy sobie legendę o zakopanym złotym koniu idzie go szukać na bagnach. Po kolei zjawiają się inni mężczyźni ze wsi. Dochodzi między nimi do bójki.
Kilka dni później Kaziuk topiąc nad rzeką małe szczenięta, zauważa, że woda w rzece obniżyła poziom. Zdziwił go fakt, że nastąpiło to tak wcześnie. Okazało się, że urzędnicy powoli zaczynają osuszać bagna wokół wsi. W Taplarach pojawili się geodeci, których zadaniem było wymierzenie gruntów. Jeden z nich, młody, pojawił się pewnego wieczora w domu Kaziuka, w odwiedziny u nauczycielki. Kaziuk postanawia ich podglądnąć. Z przerażenia chłop spada z drzewa, ale udaje mu się uciec do stodoły, zanim nauczycielka zobaczyła, kto ją śledził. Narrator opowiada szczegółowo w jakiej sytuacji nakrył parę – kochali się oni w nowoczesny sposób. Zobaczywszy nagą kobietę w myślach nazywa ją „konopielką”. Po całym tym zamieszaniu Kaziuk ścina drzewo zasłaniające widok z okna nauczycielki.
Ścinane drzewo przywala chłopa. Przez jakiś czas wszyscy chodzą wokół niego jak wokół królewicza (jak sam stwierdza). W czasie rekonwalescencji Kaziuka jego obowiązki musieli przejąć żona i najstarszy syn, Ziutek. Rodzina żywiła się samymi rybami. Pewnego dnia dzieci wracają znad Marcinowej Jamy i opowiadają ojcu, jak niski jest tam poziom wody („Po Marcinowej Jamie, mówiono, dzieci brodzo i majtków nie zamoczo!”). Z powodu osuszania bagien wokół Taplarów pojawiło się coraz więcej ryb, które Handzia przygotowuje do spożycia.
Po jakimś czasie rekonwalescencji Kaziuk poczuł się na tyle dobrze, by móc przestać leżeć w łóżku. Pewnego dnia, gdy spacerował powoli po swoim gospodarstwie zauważył, że nauczycielka szykuje się do wyjazdu. Zdziwił się, ponieważ nie miał pojęcia, że latem szkoły mają wakacje. Kaziuk chciał dowiedzieć się czy nauczycielka powróci jesienią do Talplar. Ona powiedziała mu, że niekoniecznie. Kaziuk postanowił sam odwieźć kobietę na stację – odesłał więc Antocha do chaty.
Handzia pomogła kobiecie zapakować wszystkie jej rzeczy. Zdziwiła się, gdy okazało się że to Kaziuk odwiezie nauczycielkę na stację. Po drodze wszyscy mieszkańcy wsi pozdrawiają wyjeżdżającą i życzą jej wszystkiego najlepszego. Gdy wyjechali już prawie ze wsi okazało się, że za wozem pobiegł nowonarodzony cielak. Ponieważ osuszono już część bagien, nie trzeba teraz omijać ich szerokim łukiem jadąc na stację kolejową. Kaziuk początkowo wzbrania się, ponieważ nikt jeszcze nie jechał nową trasą, ale nauczycielka mówi mu, że ktoś musi zacząć. Ponadto powiedziała mu, że pragnie poznać nowych ludzi, nowy świat.
Kaziuka zdziwiły pragnienia kobiety. A jeszcze bardziej zaskoczyło go wyznanie, że nauczycielka nie wierzy w Boga. Z kolei kobietę bardzo dziwi fakt, że chłop w ogóle nie wyjeżdżał z Taplarów. Ponieważ nauczycielce wydaje się, że uraziła Kaziuka, przybliża się ona do niego i stara jakoś udobruchać. Chłop przyciągnął ją do siebie jedną ręką. Dochodzi między nimi do zbliżenia. Kiedy było już po wszystkim, nauczycielka odjeżdża, a Kaziuk wraca do szarej rzeczywistości. Jednak w marzeniach nadal powraca do niego obraz wydarzenia sprzed wyjazdu. Nie potrafił zachowywać się tak jak dawniej. Ciągle chodził zamyślony.
Najdziwniejszym zachowaniem dla mieszkańców wsi jest wyjście Kaziuka z kosą w pole na żniwa. Jest to tym dziwniejsze, że zawsze żyto żęło się sierpem. Po wielkiej awanturze w polu wioska odwraca się od Kaziuka, ponieważ wszyscy przesądnie uważają, że tylko śmierć kosą kosi, a nie chłop.