Był to dzień, w którym przez mękę Chrystusa
słońce ściemniło swój blask z żalu za Nim,
gdy, niebacznego mnie zwiodła pokusa,
gdy mnie twe oczy spętały, o pani.
Czas mi się groźny nie wydawał wcale
dla niebezpieczeństw miłości, dla klęski,
więc szedłem pewnie, śmiało i zuchwale.
Tak się rozpoczął mój żywot męczeński.
Miłość mnie całkiem bezbronnym zastała,
wtargnęła w serce drogą poprzez oczy,
odtąd ta droga bramą łez się stała.
Prawo miłosne dla mnie niełaskawe:
mnie-bezbronnego- tak we krwi ubroczyć,
a ciebie-zbrojnej- nie zadrasnąć nawet.
Sonet 90
Były
to włosy złote, rozpuszczone
W tysiącu słodkich loków,
krętych, jasnych,
Światło wspaniałe drgało rozelśnione
W
oczach przepięknych, które dziś przygasły.
Twarz była
pełna współczucia; czy szczera?
Twarz się zmieniła w barwie;
czy być może?
Cóż więc dziwnego w tym, że gdy
otwieram
Powieki, czuję nagle w piersiach pożar?
Stąpanie
jej nie było rzeczą ziemską,
Lecz anielskiego ducha, a jej
słowa
Brzmiały inaczej niźli ludzka mowa.
To blask
niebiański, to słońce zwycięskie
Tak ją widziałem. I choć
tak dziś nie jest,
Gdy łuk oddalą, rana nie
zdrowieje.
(przełożył Jalu Kurek)
Sonet 132
Jeśli to nie jest miłość - cóż ja czuję?
A jeśli miłość - co to jest takiego?
Jeśli rzecz dobra - skąd gorycz, co truje?
Gdy zła - skąd słodycz cierpienia każdego?
Jeśli z mej woli płonę - czemu płaczę ?
Jeśli wbrew woli - cóż pomoże lament ?
O śmierci żywa, radosna rozpaczy,
Jaką nade mną masz moc! Oto zamęt .
Żeglarz, ciśnięty złym wodom dla żeru,
W burzy znalazłem się podarłszy żagle,
Na pełnym morzu, samotny, bez steru.
W lekkiej od szaleństw, w ciężkiej od win łodzi
Płynę nie wiedząc już sam, czego pragnę,
W zimie żar pali, w lecie mróz mnie chłodzi.
Sonet 134
Nie mam spokoju, choć wojować nie chcę,
Lękam się, cieszę, marznę, to znów płonę,
Latam w obłokach, pełzam po zagonie,
Choć świat zagarniam, dłoń mam pustą przecie.
Ona mnie trzyma w więzieniu, nędznego,
Nie chce mnie, ale odejść nie pozwala,
Nie zabija, lecz z kajdan nie wyzwala,
Żywego mnie nie pragnie ni martwego.
Widzę beż oczu, bez języka wołam,
Pragnąłbym zginąć, a ratunku krzyczę,
Nie cierpię siebie samego, ją kocham.
Bólem się karmię, a śmieję się łzami,
Po równo zbrzydły mi i śmierć, i życie,
Takim się stałem z Twojej winy, pani.
Sonet 250
Zwykła mnie we
śnie pocieszać z oddali
Swoim widokiem anielskim i drogim,
Teraz
zaś straszy mnie i smutkiem pali,
Nie mogę usnąć od bólu i
trwogi.
Często, zda mi się, widzę na jej twarzy
Żal
pomieszany z litością niewinną
I słyszę słowa - westchnąć
się nie ważę -
Od których radość i nadzieja giną:
"Czy
ty pamiętasz nasz ostatni wieczór,
Gdy zostawiłam ciebie w
płaczu rzewnym,
Odszedłszy późną porą pełna
przeczuć?
Wtedy mi mówić nie kazało serce,
Nie
chciałam, teraz mówię jak rzecz pewną:
Już nie zobaczysz mnie
na ziemi więcej."
(tłum. Jalu Kurek)